Reklama

Komentarze

Czerwone strefy niedojrzałych egoistów

Stoimy przed egzaminem, być może najważniejszym egzaminem w naszym życiu. Niezależnie czy jesteśmy lekarzami, politykami, przedsiębiorcami, czy też jedynie uczestnikami sieci społecznościowych – pisze Eryk Mistewicz na portalu "Wszystko Co Najważniejsze"

[ TEMATY ]

koronawirus

freelyphotos.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Prezentujemy treść artykułu pochodzącego z portalu wszystkoconajwazniejsze.pl:

Wczasie wojny było trudno. Trzeba było się ukrywać. Rok, drugi, trzeci, czwarty… Pod podłogą, na strychu, w piwnicy, w szafie. Na granicy szaleństwa, gdy tylko ktoś obcy zbliżał się do domu gdy szczekały psy, gdy było słychać poruszenie. Trzeba było walczyć, konspirować, a jednocześnie się ukrywać, pomagać innym. Bywali tacy, którzy nie wytrzymywali, wychodzili, trafiali na łapankę, niech się wreszcie dzieje co chce, już dłużej w ukryciu bez powietrza, bez słońca nie wytrzymam… Ale większość się trzymała.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Odpowiedzialność za wspólnotę oznaczała pomoc potrzebującym, solidarność. Było to tak oczywiste, że nie wymagało ani tłumaczenia, ani przekonywania, że tak trzeba. Po prostu – tak trzeba. W czasach wojennych i w czasach powojennej odbudowy, ale przecież także tak niedawno.

W świecie dorosłych, dojrzałych ludzi nie trzeba było nikomu przypominać, że pomaga się w przejściu przez ulicę starszej osobie, ustępuje się ciężarnym miejsca w środkach komunikacji miejskiej, nie trąbi się na zniedołężniałą osobę, aby szybciej zmykała z przejścia dla pieszych, bo my jedziemy, bo my się spieszymy, bo my mamy zielone, bo my i nasze sprawy są najważniejsze.

Podziel się cytatem

Reklama

Zasady przenoszone były niejako automatycznie pomiędzy generacjami. Dziadkowie uczyli młodszych, napominali, a ich słowa brzmiały jak dzwon. Nikt nie śmiałby ich zakwestionować. To, co udało się komunistom, a później twórcom zasad społecznych po 1989 r., to rozbicie więzi międzypokoleniowych. Dziadek i babcia, także za sprawą ich osadzenia często w konserwatywnych wartościach, z różańcem i koniecznie białą wykrochmaloną koszulą w niedzielę, ze swoją życiową mądrością, zostali wyśmiani, wrzuceni do worka zwanego nienowoczesnością, słowem: zepchnięci na pobocze, zakwestionowani, odarci z autorytetu, a często przynależnego siwym głowom szacunku.

Reklama

Ale też uderzono we wszelkie inne autorytety. Zakwestionowano nauczyciela, który nie jest już nauczycielem, mistrzem, zakwestionowano Kościół, na który, co oczywiste, nie ma miejsca w nowoczesnym świecie, zakwestionowano wiedzę, naukę, tworząc inne wzorce „nowoczesnego kapitalizmu”, w którym na wiedzę, szczególnie tę, która nie służy celom ideologicznym, a co gorsza, byłaby z nimi niezgodna, nie ma miejsca.

Reklama

Fragmentacja społeczna stała się naszą rzeczywistością. Wspólnoty tworzone w małych miejscowościach, wokół parafii, wokół Ochotniczych Straży Pożarnych, wokół Kół Gospodyń Wiejskich, wokół Wójta, Pana i Plebana, wokół bibliotek i ośrodków kultury, zaczęły wymierać. Jeszcze gdzieś pracują jacyś Judymowie, jeszcze walczą, jeszcze ściągają na prelekcje i spotkania w domu kultury Mariusza Szczygła, Rafała Ziemkiewicza, Olgę Tokarczuk, Agatona Kozińskiego, Krzysztofa Zanussiego, Jacka Dukaja, ale to raczej agonia świata poza wielkimi aglomeracjami. Dwieście, trzysta osób to sukces, czterysta – sukces ogromny, nabita sala, gratulacje.

Wielkie aglomeracje opanowywać zaczęły osoby niedojrzałe. Niedojrzałe psychicznie, emocjonalnie, bez korzeni, bez przeszłości, bez zobowiązań. Kwestionujący wspólnotę i odpowiedzialność za innych. Młodzi egoiści wychowani na „Modzie na sukces” i kolorowych tygodnikach z lat 90., w których wskaźnikami powodzenia są wyrwanie się z Polski choćby na zmywak, ucieczka od odpowiedzialności za siebie czy innych, liczba partnerów, zgromadzonych kart stałego klienta dobrych miejsc, zwiedzonych krajów. Nie są gotowi do dłuższych związków, do poważniejszych relacji, głównie dlatego, że nie wpojono im odpowiedzialności za działanie, nie mówiąc już o odpowiedzialności za bliskich. Nauczeni, że w dniu święta narodowego wiesza się niebieską flagę z gwiazdami, jak w Gdańsku, tę drugą, biało-czerwoną, spychając na wstydliwe pozycje.

Reklama

Piszę te słowa w rocznicę powołania Jana Pawła II na Stolicę Piotrową. „Nie ma wolności bez solidarności! Dzisiaj wypada powiedzieć: nie ma solidarności bez miłości. Więcej, nie ma przyszłości człowieka i narodu” (Sopot, 1999 r.). „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali” (Jasna Góra, 1983 r.). Jak daleko odeszliśmy od nauczania Jana Pawła II?

Podziel się cytatem

Reklama

Powtarzają się elementy: konto ma od zera do kilkudziesięciu obserwujących, obserwujący to inne konta o podobnych właściwościach, nakręcające wzajemnie swoje wpisy, czasami podbijające wpisy promujące Konfederację, handlarzy skórami norek, przeciwników LGBT, posługujące się wulgaryzmami, ba, lubujące się w wulgaryzmach. Nadzieją Polski jest według tych kont tylko Rosja, powinniśmy zerwać relacje z NATO, Unia Europejska jest niesterowna i skorumpowana, Francja i Hiszpania są na granicy wojny domowej, powinniśmy kierować się w stronę braci Słowian, którym pandemia (problem wymyślony przez Sorosa i bogatych, przekręcany jako “plandemia”) nie jest groźna, w Rosji bowiem nie ma pandemii. A jeśli jest, to będzie niedługo szczepionka przeciwko tej „mutacji grypy”, zaordynowana przez Władimira Putina. I tak na okrągło.

Reklama

Do miana największych zbrodniarzy tego czasu w sieci internetowej awansowali Mateusz Morawiecki, kolejni ministrowie zdrowia oraz wszyscy, którzy promują maseczki – podstawowy, niekwestionowany już przez nikogo ze środowiska naukowego i medycznego środek ochronny. Kontestowane są wszystkie decyzje podejmowane przez premiera i ministra zdrowia w oparciu o rekomendacje epidemiologów (zresztą wypracowane w miarę spokojnym czasie od czerwca do sierpnia, gdy przygotowywano Polskę na wiele wariantów rozwoju sytuacji).

Kontestowane są decyzje, dzięki którym istnieje szansa, że bezpieczniej i spokojniej będziemy mogli przejść przez kolejne miesiące pandemii. I z jak najmniejszymi stratami – i zdrowotnymi, i gospodarczymi.

Reklama

W sytuacji wymagającej absolutnej współpracy wszystkich ze wszystkimi poraża brak klasy sejmowych i senackich siepaczy. Wspólnota to słowo nieobecne w ich słowniku. Dla nich ważniejsze jest, aby teraz właśnie dokopać przeciwnikom i postawić na swoim, a przynajmniej zaspokoić oczekiwania zwolenników – że się walczy, że się atakuje.

Zabito lub unieszkodliwiono „starszyznę”, nauczycieli-mistrzów, lekarzy ciał i dusz, księży-dobrodziei, autorytety, ludzie do których wszyscy czujemy naturalny, podświadomy wręcz zaufanie i szacunek, mądrych profesorów prowadzących podziemne komplety, a może po prostu ta grupa wymarła – a wydaje się, że tylko ona opanowałaby energię i powstrzymała werwę młodych hunwejbinów.

W sytuacji wymagającej spokoju i niewzmagania paniki szukam głosu rozsądku w mediach. Sensowni epidemiolodzy „nie przebijają się”, ustępując miejsca ludziom w fartuchach medycznych, dobrze czującym się w roli celebrytów dających sobie radę z każdym pytaniem, niepotrafiących powiedzieć „nie wiem”. Kwestionują maseczki, kwestionują dezynfekcję, kwestionują dystansowanie społeczne, aby tylko kolejna telewizja poprosiła ich o ostry komentarz.

W sytuacji, która wymaga współpracy i pomocy, nie widzę prób ratowania wspólnoty, nie notuję zbyt wielu głosów spokoju i namysłu, nawoływań do zakopania (lub choćby zawieszenia) toporów na chwilę. Nie widzę też po tej stronie zaangażowania mediów publicznych, nie odnotowuję emisji reklam społecznych, jak te pokazywane przed głównymi wiadomościami telewizji francuskiej, uzmysławiające, że od tego, jak zachowujemy się w biurze, w autobusie, na ulicy, będzie zależało, czy przetrwają nasi najbliżsi. Także to, czy przeżyją nasi najbliżsi. Żona, babcia, dziadek, dalsza rodzina, sąsiad, pani w sklepie.

Tak, od naszego zachowania zależy, czy przetrwamy wojnę. Od naszej dojrzałości, od naszej odpowiedzialności. Od naszego szacunku do siebie i innych.

Podziel się cytatem

Reklama

Od tego, czy będziemy narzekać, że jest nam niewygodnie, czy też zastanowimy się, jak lepiej, spokojniej przejść przez kilkanaście najbliższych miesięcy pandemii. Przejść razem, wspólnie.

Reklama

Sondaż Harris-Interactive/LCI przeprowadzony we Francji po wprowadzeniu przez prezydenta godziny policyjnej od 21.00 do 6.00 podaje, że 73 proc. Francuzów to popiera, 94 proc. deklaruje, że będzie tych nowych regulacji przestrzegać. W tym samym badaniu o wprowadzonym zakazie spotykania się (także w domach prywatnych) powyżej sześciu osób: 86 proc. zadowolonych z decyzji i będzie zakazu przestrzegać.

Kto dziś nie nosi maseczki, jutro będzie odpowiedzialny za upadek gospodarki. Sześć tygodni obostrzeń związanych z godziną policyjną będzie kosztowało gospodarkę francuską miliard euro – podał minister ekonomii Bruno Le Maire. Oczywiste jest bowiem, że płacić należy za naszą niefrasobliwość, radosne podejście do życia, nierespektowanie podstawowych zasad wynikających z wcześniej wprowadzonych ograniczeń. To, jakie są wskaźniki, dziś zależy przecież od tego, jak zachowywaliśmy się dwa tygodnie temu.

Wspólnota to dbanie o najsłabszych, o chorych, o seniorów. To zrezygnowanie z części swoich zwyczajów, z jedzenia gofra na ulicy i jabłka w autobusie, zrezygnowanie z wyjścia do kina i na siłownię, spotkań z przyjaciółmi – dla dobra innych.

Reklama

Wspólnota to rezygnacja z egoizmu.

Popełniliśmy błędy. Pandemia tylko wydobyła je na powierzchnię.

Eryk Mistewicz

_____________________________________

Zobacz więcej na portalu wszystkoconajwazniejsze.pl: Zobacz

2020-10-18 08:25

Ocena: +14 -12

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prorektor UPJPII: w czasie pandemii chrześcijanie idą za Dobrym Pasterzem

[ TEMATY ]

koronawirus

Ks. dr hab. Robert Tyrała, profesor Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, przewodniczył porannej Mszy św. w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, transmitowanej przez Telewizję Polską. - Gdy pandemia ogarnia nas z każdej strony, my chrześcijanie, jeszcze wytrwalej idziemy za Dobrym Pasterzem - mówił prorektor papieskiej uczelni.

Ks. Tyrała podkreślił, że wierzący trwają w radosnym okresie wielkanocnym, w którym doświadczają szczególnej obecności Jezusa Chrystusa w życiu, który prowadzi ich jak owce. - On zna nas po imieniu i pochyla się nad każdą i każdym z nas. My zaś, jako wybrani i przeznaczeni do nieba, słuchamy głosu naszego Pasterza. Z wielką nadzieją przyjmujemy słowa Jezusa o tym, że Jego owce nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z Jego ręki - mówił.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

W 10. rocznicę kanonizacji

2024-04-28 17:42

Biuro Prasowe AK

    – Kościół wynosząc go do grona świętych wskazał: módlcie się poprzez jego wstawiennictwo za świat o jego zbawienie, o pokój dla niego, o nadzieję – mówił abp Marek Jędraszewski w sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie w czasie Mszy św. sprawowanej w 10. rocznicę kanonizacji Ojca Świętego.

Na początku Mszy św. ks. Tomasz Szopa przypomniał, że dokładnie 10 lat temu papież Franciszek dokonał uroczystej kanonizacji Jana Pawła II. – W ten sposób Kościół uznał, wskazał, publicznie ogłosił, że Jan Paweł II jest świadkiem Jezusa Chrystusa – świadkiem, którego wstawiennictwa możemy przyzywać, przez wstawiennictwo którego możemy się modlić do Dobrego Ojca – mówił kustosz papieskiego sanktuarium w Krakowie. Witając abp. Marka Jędraszewskiego, podziękował mu za troskę o pamięć o Ojcu Świętym i krzewienie jego nauczania.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję