Reklama

Opowieści (54)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wielu mieszkańców Dębic opuściło swoje rodzinne strony, szukając lepszego życia w mieście. Bezpośrednio po zakończeniu wojny zaczęły się wyjazdy na tereny poniemieckie, gdzie całe nieraz rodziny znalazły nowe miejsce pracy i dom. Z czasem rozrosły się miasta w naszej części Polski, zbudowano nowe bloki mieszkalne, nowe zakłady pracy, w których najczęściej młodzież znajdowała zatrudnienie. Do pracy w pobliskich miastach dojeżdżano autobusem, ale marzeniem młodych ludzi było posiadanie własnego mieszkania w betonowym bloku. Nic więc dziwnego, że rodzice pracujący na roli dwoili się i troili, aby zdobyć jak najwięcej grosza i swoim pociechom kupić w mieście wymarzone mieszkanko jak mówiono: " Ciasne, ale własne".

Jak na piaszczystej nieurodzajnej ziemi zarobić tyle pieniędzy, aby kupić dzieciom mieszkanie w mieście? Mimo ciężkiej pracy i nowoczesnego nawożenia plony i dochody rolników dalej nie były wielkie. Sytuacja zmieniła się, gdy przyszła moda na sadzenie tytoniu, który nie wymaga dobrej ziemi i jakichś nadzwyczajnych warunków. Tytoń rzeczywiście rósł bardzo szybko i w połowie lata należało odłamać od łodygi największe liście, następnie nawlec je na drut i powiesić na płocie w nasłonecznionym miejscu. Powoli plantacja tytoniu zaczęła wypierać uprawę żyta lub ziemniaków, ponieważ okazała się bardzo korzystna, szczególnie gdy pobudowano niewielkie suszarnie, w których suszono liście.

Najwięcej tytoniu kontraktowała rodzina Rzepeckich. Nazywano ich Jędruchami, bo stary miał na imię Andrzej, a jego żona Katarzyna, wołano na nią Jędruchowa Kaśka. Mieli tylko dwoje dzieci: syna Adama, który uczęszczał do technikum mechanicznego w mieście wojewódzkim i starszą o dwa lata córkę Barbarę, która gdzieś przepadła. Jedni mówili, że siedzi w więzieniu, inni że wyjechała za granicę albo nie żyje. Starzy długo opłakiwali zaginięcie córki, gdy łzy obeschły wszystkie swoje uczucia przelali na syna. Dla niego pracowali całe dni, dla niego sadzili coraz więcej tytoniu, zaorali nawet łąki, aby powiększyć areał, zbudowali też dwie suszarnie. Sami nie mogli wykonać tak wielkiej pracy, dlatego najmowali dzieci do nawlekania liści na druty, które potem mocowano na drewnianych ramach i zawieszano w suszarce. Teraz trzeba kilka dni i nocy palić w palenisku znajdującym się w suszarce, najpierw delikatnie, potem coraz mocniej, aby liście nabrały żółtej barwy. Takie jasnożółte liście kwalifikowały się do pierwszej i najdroższej klasy w punkcie skupu. Sąsiedzi podziwiali ogromny wysiłek niemłodych Jedruchów, dziwili się tylko, że Adam nigdy nie pomaga i nie pracuje. Chłopiec chodził modnie ubrany, zawsze miał pieniądze, w przypływie dobrego humoru fundował kolegom piwo lub inny alkohol. W zasadzie nie kolegował się z chłopakami z wioski, bo oni dla niego byli zbyt prymitywni. Rodzice pozwalali mu na wiele, dawali dużo ciężko zarobionych przez siebie pieniędzy, ale to dla niego było za mało. O pieniądze potrafił zrobić tak wielką awanturę, że wrzaski słychać było po całej wiosce. Żądał coraz więcej, gdy nie spełniano jego życzeń szantażował matkę tym, że porzuci szkołę albo powiesi się. Nie pomogło żadne tłumaczenia ani płacz matki, nie pomogły przekleństwa zdenerwowanego ojca, syn znowu użył szantażu wobec rodziców, którzy w końcu ulegli i kupili, tak jak chciał motocykl marki Jawa. Była to dość dobra jak na te czasy maszyna, szybka, ale i niebezpieczna, ponieważ źle wchodziła w zakręty. Adam szalał, przez wieś jeździł z tak dużą szybkością, że starsze kobiety żegnały się. Uciekały nawet kury i psy. Na tydzień przed maturą oblewali dopuszczenie do egzaminów, po wypiciu tzw. "pryty" wsiadł na motocykl i odwiózł do sąsiedniej miejscowości kolegę. Rodzice kolegi widząc, że chłopiec nie trzeźwy, starali się zatrzymać go na nocleg, ale taka propozycja nie dla Adama, on nawet nie chciał słuchać, szybko wskoczył na motor i pojechał, jakby go coś goniło. Droga była kręta, po obydwu stronach rosły duże topole, nikt nie jechał, ruch na drogach nie był wtedy zbyt wielki. Pędził z dużą szybkością i widocznie nie zauważył ostrego zakrętu, zaczął hamować, ale było za późno, zarzuciło go tak mocno, że wpadł na topolę. Uderzenie było bardzo silne, Adam zginął na miejscu roztrzaskując sobie głowę. O wypadku długo nie wiedziano, ponieważ była to droga mało uczęszczana. O całym zajściu powiadomił milicję przypadkowy rowerzysta.

Jedruchowie o wszystkim dowiedzieli się dopiero wczesnym rankiem, z początku nie chcieli wierzyć, że to ich syn zginął, uwierzyli, gdy w prosektorium zobaczyli jego ciało. Stary jakoś się trzymał i z pomocą sąsiadów załatwiał formalności związane z pogrzebem, Kaśka rwała włosy na głowie i wrzeszczała na całą okolicę, wkrótce zaczęła coś pleść bez żadnego sensu, ludzie mówili, że dostała pomieszania zmysłów. Na pogrzeb przybyło wielu mieszkańców Dębic, chociaż Adam nie był przez nich lubiany. Większość przyszła ze zwykłej ciekawości, wietrząc sensację. W kościele było dość spokojnie, ale na cmentarzu Jędruchowa zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Przeklinała wszystkich i wszystko, aż ciarki przechodziły po skórze. Gdy ciało włożono do grobu, podniosła do góry pięść i wrzeszczała przeciw samemu Bogu. Po pogrzebie chodziła zawsze ubrana na czarno, nigdy do nikogo nie odzywała się, nie chodziła też do kościoła. Gdy proboszcz próbował z nią porozmawiać, obrzuciła go potokiem przekleństw. Od tej pory księża nie chodzili do Rzepeckich po kolędzie.

Minęło kilka lat, proboszcz odprawiał poranną Mszę św., kiedy do kościoła weszła Jedruchowa. Zdziwiło to obecnych, zdziwiło też kapłana. Wszyscy zauważyli, że nie jest ubrana w czarny strój, ale ubrała się normalnie jak inne kobiety. Po Mszy św. przyszła do zakrystii i oznajmiła, że miała sen. Proboszcz zastanawiał się, co kobieta nowego wymyśliła i jakimi przekleństwami znowu go obrzuci, ale ona spokojnie oznajmiła, że śnił się jej syn Adam, który siedział w więzieniu za zabicie własnego ojca i czekał na wyrok śmierci. Uznała, że jest to sen od Boga, który ukazał jej los chłopca, gdyby dalej żył. Powiedziała: "Ja wierzę, że jest to znak od Boga, abym nie rozpaczała i nie buntowała się. Ja wiem, że mój syn mógłby to zrobić mężowi i mnie. Po prostu źle go wychowaliśmy". Odbyła spowiedź i oboje z mężem próbowali dalej normalnie żyć.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Tytuł Maryi „Współodkupicielka” nie jest absolutnie zakazany

2025-12-30 11:42

[ TEMATY ]

Maryja

współodkupicielka

Magdalena Pijewska/Niedziela

Ks. Maurizio Gronchi, profesor Papieskiego Uniwersytetu Urbaniana i konsultor Dykasterii Nauki Wiary, wyjaśnił, że nota doktrynalna Dykasterii dotycząca używania tytułów „Współodkupicielka” i „Pośredniczka” wobec Najświętszej Maryi Panny „nie stanowi absolutnego zakazu” oraz że tytuły te nadal mogą być używane w pobożności ludowej, pod warunkiem właściwego rozumienia ich znaczenia.

“To nie jest absolutny zakaz, ale nie będzie się już ich używać w dokumentach urzędowych ani w liturgii. Jeśli jednak są stosowane w pobożności ludowej, przy właściwym rozumieniu ich znaczenia, nikt nie będzie za to upominany” - powiedział Gronchi w wywiadzie dla katolickiej, hiszpańskojęzycznej edycji EWTN News. Wywiad był poświęcony opublikowanej 4 listopada noty doktrynalnej „Matka Wiernego Ludu”, w której Dykasteria Nauki Wiary, kierowana przez kard. Víctora Fernándeza, stwierdziła, że używanie tytułu „Współodkupicielka” jest „zawsze niewłaściwe”, oraz zaleciła „szczególną ostrożność” w odniesieniu do tytułu „Pośredniczka wszystkich łask”. Dokument ten wywołał kontrowersje wśród wiernych, zwłaszcza wśród tych, którzy posługują się tymi określeniami w Kościele katolickim.
CZYTAJ DALEJ

Bóg lubi przychodzić do tych, którzy nie są już szybcy, ale są wierni

2025-12-29 08:26

[ TEMATY ]

Ks. Krzysztof Młotek

Glossa Marginalia

Karol Porwich/Niedziela

Jan pisze jak ojciec duchowy, który zna różne etapy dojrzewania. Trzykrotnie powtarza „piszę do was”, a potem jeszcze raz „napisałem do was”. Brzmi to jak rytm liturgii. Powtórzenie ma zakorzenić pewność, zanim padnie ostrzeżenie. Najpierw jest dar, potem wymaganie. Jan mówi do „dzieci”, „ojców” i „młodzieńców”. To mogą być grupy wieku, ale równie dobrze etapy życia wiary. „Dzieci” cieszą się przebaczeniem i znają Imię. „Ojcowie” znają Tego, „który jest od początku”, czyli trwają w kontemplacji, nie w nowinkach. „Młodzieńcy” są mocni, bo słowo Boże w nich trwa, i dlatego zwyciężają Złego. Słowo „trwać” (menō) jest tu kluczem. Zwycięstwo nie jest jednorazowym wyczynem. Jest owocem zamieszkania Słowa w sercu.
CZYTAJ DALEJ

Jak zacząć Nowy Rok

2025-12-31 00:30

Adobe Stock

Kończący się rok to czas podsumowań i dziękczynienia, ale też czas prośby o błogosławieństwo. Msze św. dziękczynno-błagalne będą się odbywać w naszych parafiach. W niektórych z nich będzie można czuwać na modlitwie do samej północy i rozpocząć Nowy Rok Eucharystią.

W katedrze wrocławskiej Msza św. na zakończenie roku zostanie odprawiona o godz. 18. Po niej będzie miało miejsce nabożeństwo eucharystyczne i adoracja Najświętszego Sakramentu. O północy odprawiona zostanie Msza św. na rozpoczęcie Nowego Roku.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję