Ludzie stojący na przystanku odwróceni byli tyłem do jezdni i
żywo nad czymś dyskutowali. Wyglądali tak, jakby w ogóle nie byli
zainteresowani, czy autobus przyjedzie, czy nie. Kiedy jedna z osób
odeszła na chwilę na bok, przez lukę w kręgu dyskutantów można było
zauważyć zniszczoną ławkę, która zupełnie nie nadawała się do siedzenia.
Wyglądała bardziej na narzędzie tortur. Wygięta i przechylona stalowa
rama kusiła niekiedy, zwłaszcza starszych ludzi, do odpoczynku, lecz
już po chwili naiwny delikwent wstawał, trzymając się ręką w okolicach
krzyża.
- Już tyle czasu ta ławka jest zepsuta. Nie można sobie
usiąść, kiedy jest się zmęczonym, a przecież na autobus trzeba czasami
trochę poczekać - żaliła się starsza pani.
- Liczbę kursów zmniejszyli dla oszczędności, ale ławki
od roku nie naprawili, chyba też dla oszczędności - dodał mężczyzna
w średnim wieku.
- Pewnie że chuligani czasami coś zepsują, ale przecież
nie co dzień i dawno można było to już naprawić - dorzucił młody
człowiek z teczką. - Przecież tylu pielgrzymów przechodzi przez Rynek
Wieluński i co oni sobie pomyślą o Częstochowie?
- W pewnej gazecie jest taki facet, co pisze co tydzień
o przystanku na Rynku Wieluńskim. Pisze różne rzeczy, ale zepsutej
ławki do tej pory nie zauważył, grafoman jeden - zdenerwowała się
starsza pani.
- No bo pewnie o Rynku Wieluńskim wie tyle, ile zobaczy
z okna samochodu, bo autobusem z pewnością nie jechał już kilka lat
- dodał starszy pan.
- Ja już tyle podań do Magistratu napisałem i nic, żadnego
skutku. Nawet dyrektora autobusów zmienili, bo się władzom nie podobał,
a ławki jak nie ma, tak nie ma - mówił mężczyzna z teczką.
- Bo władza też autobusami nie jeździ, to po co jej ławka
na przystanku! - krzyknęła starsza pani.
- Mam pomysł - powiedział mężczyzna z teczką. - Tu, na parkingu,
z tyłu słupa ogłoszeniowego leży parę desek po skrzyni. Pewnie jakiś
kierowca wyrzucił z ciężarówki. Teraz takie skrzynie robią, że deski
są gładkie i można na nich usiąść bez obawy.
- Dobry pomysł, dawaj pan te deski, gdzie one są? - zawołał
starszy pan, wyraźnie zachęcony inicjatywą.
- O, tam są - młody człowiek wskazał ręką w kierunku plakatu
ze znanym aktorem.
Starszy pan ruszył dziarsko w kierunku wytykającego go palcem
supermena ze słowami na ustach: "Co ty wiesz o emeryturze?". Po chwili
wrócił z kilkoma deskami nadającymi się jak ulał do naprawy ławki.
Wszyscy zaczęli uważnie przyglądać się stalowej konstrukcji.
- Jak by je tu przymocować... - zastanawiał się głośno mężczyzna
z teczką.
- A państwo co tutaj robią? - padło nagle szorstkie pytanie
zza pleców przystankowiczów.
Ludzie odwrócili się ze strachem i ujrzeli patrol straży
miejskiej, składający się z kobiety i mężczyzny. Oboje ubrani byli
w nienagannie skrojone i wyprasowane mundury. Białe koszule lśniły
w słońcu. Za pasami tkwiły tonfy i kajdanki, a ciemne okulary z odblaskową
powłoką sprawiały, że strażnicy wyglądali jak policjanci z amerykańskiego
kryminału. Strażniczka przyjęła wyprostowaną postawę. Stojący za
nią strażnik, chyba niższy stopniem, wyjął notatnik i czekał, aż
będzie mógł coś zanotować. Kobieta zrobiła groźną minę i zapytała
powtórnie:
- Kto zepsuł ławkę?
- Nikt z nas jej nie zepsuł, pani władzo, my tylko chcemy
naprawić - tłumaczyli ludzie jeden przez drugiego.
- Od naprawiania publicznego mienia są specjalne służby.
Jakby to wyglądało, gdyby każda ławka była inna - odpowiedziała mentorskim
tonem strażniczka.
- Już kończymy, pani władzo - powiedział pan z teczką.
- Nie kończyć, tylko proszę to rozebrać, to jest samowola
budowlana - stwierdziła strażniczka.
Przystankowicze posłusznie zebrali deski i zanieśli je za
słup ogłoszeniowy z plakatem o emeryturze. Z drugiej strony ulicy
pod płaczącą wierzbą grupka wyrostków kończyła opróżniać butelkę
z jabolem...
Pomóż w rozwoju naszego portalu