Śnieg topniał szybko. Strugi brudnej wody spływały do studzienek
kanalizacyjnych. Na jedynym suchym kawałku asfaltu pod naczepą wielkiego
samochodu ciężarowego drzemał kot, wygrzewając się w słońcu. Szerokie
opony osłaniały go skutecznie przed wiatrem, a pędzące drogą auta
nie robiły na nim większego wrażenia. Był do nich przyzwyczajony.
Kot przeciągnął się, wstał, zrobił koci grzbiet i rozejrzał się wokoło.
Jego uwagę zwróciły wróble skaczące i pluskające się w pobliskiej
kałuży. Kot przyglądał się uważnie bawiącym się ptakom, aż w końcu
i one go zauważyły. Natychmiast wzbiły się szybko do lotu. Kocur
wrócił leniwie na swoje miejsce i wyciągnął się z powrotem na rozgrzanym
asfalcie pod osłoną ciężarówki.
- Ale się ten Rynek zmienia - zagadnął starszy pan do
siedzącej obok na przystanku kobiety. - Pamiętam, że przed wojną
był tu targ. Cały Rynek był wybrukowany okrągłymi kamieniami, które
nazywały się kocimi łbami.
- Kocie łby? - zdziwił się młody chłopak. - Odjazdowa
nazwa, jeszcze takiej nie słyszałem. Jak się po czymś takim rozpędzić
motocyklem, taką hondą na przykład...
- Chłopcze - odpowiedział starszy mężczyzna - wtedy nie
było żadnych motocykli. Może był jeden w całym mieście.
- Niemożliwe - zaśmiał się chłopak.
- Miał go syn jednego z bogatszych kupców. Mieszkał w
Alejach. Jak jechał, to wszyscy z domów wychodzili, żeby mu się przyjrzeć.
Poźniej pojawiły się autobusy. Przystanek końcowy był koło kościoła
św. Zygmunta, ale mało kto nimi jeździł, bo były za drogie, a ludzie
nawet na gazetę często nie mogli sobie pozwolić.
- E, co też pan opowiada - odpowiedział chłopak. - No
to jak się ludzie po mieście poruszali, skoro nie było samochodów,
a autobusy były za drogie?
- Jak to jak? Na piechotę - wyjaśniła starsza pani. -
A jak kto był bogatszy, to jeździł rowerem.
- Nie szkoda im było czasu? - chłopak nie mogł powstrzymać
zdziwienia.
- Nie było wtedy telewizji, samochodów, telefonów komórkowych,
nawet zwykłe należały do rzadkości, więc ludzie mieli więcej czasu
- tłumaczył starszy pan. - Więcej się ze sobą spotykali niż dzisiaj.
Tak łatwo przecież pojechać samochodem do znajomych, a tak rzadko
ludzie to robią, bo są ciągle zajęci.
- Ja tam często spotykam się ze swoimi kumplami. Oglądamy
wspólnie filmy na wideo - skomentował chłopak.
- Oglądacie filmy i co jeszcze robicie? - pytała starsza
pani.
- Jak to co? - odpowiedział chłopak. - Rozmawiamy o tych
filmach, o tym, komu jaka bryka najbardziej się podobała, albo która
dziewczyna była super, o tym, jak fajnie jeden facet załatwił drugiego,
o efektach specjalnych. Mamy dużo tematów.
- I to wszystko? - spytała kobieta.
- A co? To mało? - zdziwił się chłopak.
- Kocie łby - mruknął pod nosem starszy pan.
Kot śpiący pod ciężarówką otworzył jedno oko i bacznie
obserwował mijającego go dostojnym krokiem gawrona. Poza końcem ogona
nie drgnęła kotu żadna część ciała.
- Pewnie, że mało - kontynuowała temat kobieta. - Przecież
możecie rozmawiać o własnym życiu, a nie o cudzym, zwłaszcza że jest
to życie wymyślone.
- Ale życie na filmach jest o wiele ciekawsze - odpowiedział
chłopak. - I w dodatku wiadomo, co się wydarzy. Z kumplem to ja sobie
mogę zamienić parę słów przez komórkę. O, tu ją mam - chłopak wyjął
z kieszeni telefon komórkowy. - Chce pani z kimś pogadać? Mogę tyrknąć.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała kobieta. - Ludzie mają
dzisiaj telefony komórkowe, jakiś nawet Internet, samochody, a nawet
samoloty. I co z tego? I tak mają dla siebie mniej czasu niż wtedy,
kiedy musieli wszędzie chodzić na piechotę albo co najwyżej wozem
z końmi jechać. Jak jechaliśmy do rodziny zimą, to grzaliśmy cegłę
w piecu, żeby na niej trzymać nogi, bo inaczej marzły. Zimy były
wtedy mroźne. Ciekawe, że nie tylko ludzie się zmieniają, ale także
klimat.
- Klimat się, proszę pani, przede wszystkim zmienia.
Jest dziura ozonowa, to się klimat musi zmieniać - odparł chłopak.
- A mnie się wydaje, że klimat Rynku Wieluńskiego nie
zmienił się od przedwojny prawie wcale - powiedziała starsza pani.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
