Reklama
Trzeba powiedzieć bez żadnej przesady, że Polska, kraj Papieża,
godnie obchodziła wielki dzień 80. urodzin Ojca Świętego Jana Pawła
II. W dużej mierze przyczyniły się do tego środki przekazu, i to
tak radio, jak i telewizja, która rozpoczęła swoją prezentację osoby
wielkiego Jubilata już wcześniej, perfekcyjnie ukazując jego pielgrzymkę
do Egiptu i Palestyny.
Nie pozostała też w tyle prasa, oczywiście, przede wszystkim
katolicka, ale nie tylko. I tu chciałbym zasygnalizować doskonały
artykuł wybitnego i znanego dziennikarza - Tadeusza Jacewicza w krakowskim
Dzienniku Polskim z 26 maja, pod wymownym tytułem: Słuchamy, nie
słysząc (nr 122, s. 12). Na dobrą sprawę, szkoda, że Szanowny Autor
tego artykułu nie opublikował go w całości w jakimś czasopiśmie posiadającym
ogólnopolski zasięg, bo rzecz dotyczy bardzo szerokiego kręgu polskich
czytelników, w tym zwłaszcza tych, którzy mają się za stuprocentowych
katolików. To nade wszystko oni, poczynając od pierwszej pielgrzymki
do Polski po cytowaną przez Szanownego Autora transmisję z koncertu
w Wadowicach w rocznicę papieskich urodzin, są chyba przede wszystkim
tymi, którzy "słuchając, nie słyszą". To oni w wyjątkowym momencie
zetknięcia się z Ojcem Świętym demonstrują masowością i zewnętrznymi
gestami swoją cześć i przywiązanie do Papieża po to, żeby po pewnym
czasie przejść nad tą euforią do normalnego porządku w niczym nie
zmodyfikowanego życia.
Pisząc o wzmiankowanym artykule, chciałbym zachęcić do jego
przeczytania w całości. Dla tych jednak, dla których może to być
niemożliwe, zwłaszcza poza Krakowem, pragnę podzielić się jego najcenniejszymi,
moim zdaniem, fragmentami, nie rezygnując jednak z wyrażenia nieco
odmiennego zdania w niektórych drugorzędnych sprawach.
Papież-Polak - najwyższy autorytet współczesnego świata
Reklama
Poddając wnikliwej analizie losy polskiej historii, T. Jacewicz
w konkluzji stwierdza, że "darmo nie dostaliśmy niczego". I z widoczną
melancholią podsumowuje ten raczej smutny obraz naszych dziejów narodowych
stwierdzeniem zaczynającym nowy akapit: "Tak było do października
1978 r.". I kontynuuje: "W niewielu stolicach zdawano sobie wtedy
sprawę ze znaczenia tego wyboru. Wyjątkiem była Moskwa, gdzie wstrzymano
oddech. Najzupełniej słusznie, jak się później okazało".
Zostawmy na później wątek dotyczący Polski, a przejdźmy
do wątku wiążącego się z tym "wstrzymaniem oddechu" w Moskwie, jeszcze
wtedy będącej stolicą światowego komunizmu. Ale przedtem godne uwagi
jest stwierdzenie z pewną dozą emfazy: "Jedno jest pewne, Polak w
Watykanie to skarb, który spadł nam - w przenośni i dosłownie - z
nieba".
A potem T. Jacewicz przechodzi już do ogólnoświatowego wymiaru
tego "daru z nieba". Na pierwszy plan motywacji tej tezy wysuwa -
moim zdaniem niecałkowicie słusznie, a w każdym razie przez Ojca
Świętego niechętnie przyjmowany - pogląd, że to Jan Paweł II ostatecznie "
urządził pogrzeb komunizmowi". Co prawda, poprzedza tę tak rozumianą
rolę Papieża wyliczeniem innych jeszcze czynników, które taki pogrzeb
przygotowały, ale faktem jest, że ostateczną rolę w finale śmiertelnej
agonii potężnego imperium zła wyznacza on polskiemu Papieżowi.
Trudno podważyć w sposób jednoznaczny słuszność tego poglądu.
Można natomiast z całym przekonaniem i podziwem podpisać się pod
drugą przesłanką, jaką Autor przytacza, motywując autorytet obecnego
Pontyfikatu. Jest to przesłanka tak przekonująca i tak precyzyjnie
ujęta, że warto ją zacytować dosłownie w całości: "Jan Paweł II -
stwierdza T. Jacewicz - jeden z największych mężów stanu XX wieku,
wprowadził do polityki jasno zdefiniowane kategorie dobra i zła,
jako pojęć uniwersalnych. Mówi o tym wszędzie i do wszystkich, począwszy
od dyktatorskich przywódców po najświatlejszych liderów wielkich
państw. To jest udana próba zastosowania w polityce moralności. Nie
jako propagandowego chwytu, tylko jako mocnego fundamentu, na którym
solidna, rzetelna polityka musi być osadzona. Jeśli dzisiaj świat
jest lepszy niż przed 20 laty, wielka w tym zasługa Jana Pawła II". Miałoby się ochotę powiedzieć: "nic dodać, nic ująć"; nie można
trafniej i celniej ująć tajemnicy posługi naszego Papieża i źródeł
jego niekwestionowanego ogólnoludzkiego autorytetu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Największy z rodu Polaków
Wszystko na to wskazuje, zwłaszcza po niedawnej pielgrzymce do
kraju oraz ostatnich obchodach urodzin papieskich, że w Narodzie
coś wyraźnie "drgnęło", gdy idzie o pogląd na osobę Papieża i jego
rolę w dziejach Polski ostatniego 20-lecia. Szczególnie tak jeszcze
nieodległe, nasycone szacunkiem i serdecznością oraz miłością obchody
80. rocznicy jego urodzin dowiodły, że Naród "dojrzał" wagę obecności
Polaka na tronie Piotrowym i docenił rolę, jaką tam odegrał i odgrywa
w układaniu się meandrów współczesnego narodowego losu. I dlatego
w pełni podzielam stanowisko T. Jacewicza, zawarte w stwierdzeniu: "
Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy utrzymuje się legenda polskiego
papieża w jego ojczyźnie, teraz ich już nie ma. Nie było w historii
Polski osoby tak powszechnej i popularnie szanowanej". Pozwoli Szanowny
Autor wyrazić prywatną opinię, że jeżeli już trzeba było w tym miejscu
wysuwać osobę ewentualnego konkurenta, wolałbym, by to był np. Mikołaj
Kopernik czy J. Paderewski aniżeli J. Piłsudski. Ale to tylko margines
w różności naszych poglądów. Zgadzam się natomiast w całej rozciągłości
z rejestrem dobra, jakie stało się udziałem Polski w wyniku wyboru
na papieża Polaka, i to takiego właśnie Polaka. Wymienię tylko niektóre
z elementów tego rejestru: "potężny impuls promujący nas na świecie", "
błyskotliwy przywódca", "gwiazda mediów", "ulubieniec tłumów", no
i jeden z głównych architektów solidarnościowej, pokojowej rewolucji.
A potem...
I tu zaczynają się p. Jacewicza i moje "gorzkie żale", tak
lapidarnie zawarte w mistrzowskim tytule artykułu "Słuchamy, nie
słysząc" (podkr. - St. N.). Autor cytuje w końcowym fragmencie jeden
tylko, co prawda, dramatyczny przykład, tak świeży, tak niedawny,
bo zaledwie sprzed roku, jakim była wizyta Jana Pawła II w polskim
Sejmie, i żarliwe słowa do tych, którzy kierują państwem, o "porzucenie
nienawiści, własnych interesów i jałowych sporów na rzecz wspólnej
pracy dla ojczyzny". No i co? Wysłuchano i co z tego zostało?
Dramat niezrealizowanego orędzia Papieża-Polaka do swojego Narodu
Zanim zacytuję końcowy wymowny fragment omawianego artykułu, wróćmy
do zdania, którym Autor rozpoczyna omawianie postawy Polaków wobec
treści przemówień, jakie Ojciec Święty skierował do nich w czasie
swoich pobytów w kraju. Oto one, bolesne, ale jakżeż tragicznie trafne: "
W swojej krucjacie przeciwko złu Jan Paweł II odnosi sukcesy wszędzie,
tylko nie w Polsce. Tutaj panuje zdumiewające zjawisko. Słuchamy
naszego wielkiego rodaka, ale go nie słyszymy. Wybuchamy entuzjazmem
na jego widok, krzyczymy ´My chcemy papieża´ - albo nonsensowne ´Zostań
z nami´ (dop. - St. N.) - ale nie bierzemy do serca jego słów. Czynimy
wysiłki, żeby każda jego wizyta w ojczyźnie miała wspaniałą oprawę,
ale nie pamiętamy, że powinna to być oprawa wielkich treści, a nie
pusta forma, potrzebna na kilka dni lub kilkanaście godzin".
Jakżeż gorzko prawdziwe to słowa. Jakżeż trafna diagnoza
tego, co się stało z wydobytych spod serca, ze spędzonych przed Najświętszym
Sakramentem godzin próśb, błagań, zaklęć Polaka-Papieża, skierowanych
do swoich rodaków właśnie o ład moralny w różnych warstwach życia
ukochanej Ojczyzny. Czy poza ks. Popiełuszką, który dał za to orędzie
swoje życie, Naród zrobił z niego program kształtowania swojego niełatwego
losu? A przecież po siedmiu pielgrzymkach zrobiło się ono wielkim
- w sensie ilościowym, ale przecennym w sensie rzeczowym - dziedzictwem
narodowym. Doprawdy, jest o czym myśleć, jest nad czym głęboko się
zadumać, zwłaszcza że przypomniał o tym człowiek świecki, dziennikarz
uważnie śledzący wartko płynącą falę narodowego życia. I dlatego
zakończmy ten skromny komentarz pełną troski i mądrości konkluzją
T. Jacewicza: "Przegrywamy wielką szansę. Mamy przychylnego nam człowieka
wielkiej miary światowej, który często i przyjaźnie mówi o nas i
do nas. Naszym językiem, naszymi pojęciami. Zawsze witamy jego słowa
owacjami. Dobrze by było, żebyśmy klaszcząc, więcej i uważniej słuchali.
I rozumieli, że mądrość jest najcenniejszym darem, jaki można nam
ofiarować".
A komu jak komu, ale nam tę mądrość osobistą i tę od Boga
otrzymaną ofiarował w nadmiarze Jan Paweł II, Papież-Polak. Dlaczego
nie wcielamy jej w życie, pogrążając się w chaosie, stanowiącym zagrożenie
tej - także i dzięki temu Wielkiemu Rodakowi na tronie papieskim
siedzącemu - odzyskanej z takim trudem wolności?