"Unia Wiarołomców"
Unici zerwali koalicję z AWS, torując drogę do wcześniejszych wyborów i wyborczego triumfu postkomunistów. UW ostatecznie potwierdziła, jak trafne było nadawanie jej kilka lat temu określenia "Unia Wiarołomców". UW, egoistycznie zrywając koalicję w imię swoich interesów, do ostatka daje pokazy skrajnej hipokryzji, obciążając AWS winą za upadek koalicji. Obłudne manipulacje Unii Wolności okazują się jednak nie do przyjęcia nawet dla niektórych osób, które długi czas były filarami unitów w terenie. Oto fragment jakże wymownego wystąpienia sejmowego (z 8 czerwca br.) posła Jana Rulewskiego, w 1997 r. głównej "lokomotywy wyborczej" Unii Wolności w Bydgoszczy:
"Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Przedwczoraj byłem świadkiem konferencji prasowej liderów Unii Wolności, w tym byłych ministrów w rządzie Jerzego Buzka. Zdziwienie moje budziły zarzuty nielojalności, a nawet nieodpowiedzialności kierowane wobec klubu AWS, w szczególności wobec Mariana Krzaklewskiego, co się okazało jedyną i dostateczną przyczyną zerwania koalicji solidarnościowej. W gruncie rzeczy sprowadzały się one do stwierdzenia, że Marian Krzaklewski odmówił przyjęcia bezwzględnych warunków Unii Wolności, sformułowanych zresztą w zaciszu gabinetów. W praktyce oznaczało to wyzbycie się zaufania klubu AWS, a właściwie jeszcze więcej - zerwania przymierza z wyborcami, którzy przecież byli w tamtych wyborach zwycięzcami. Tak więc - zdaniem Unii - to gabinety, a nie wybory mają decydować o istotnych, w tym materialnych, interesach obywateli. Jest to niedopuszczalne przekroczenie granic demokracji, których nikt nie ma prawa przekraczać (...). Podczas konferencji posłowie z Unii Wolności zapewniali jednak, że będą popierać działania rządu, które służą dobru państwa. A cóż to oznacza? Tyle, że Unia Wolności posiada ´drzewko poznania´, co jest dobre dla państwa, a co złe" (Cyt. za Życiem z 11 czerwca).
Wielki przekręt
Reklama
Od 1990 r. jesteśmy zalewani w najbardziej wpływowych środkach
masowego przekazu zmasowaną panegiryczną propagandą rzekomych "ogromnych"
sukcesów planu Balcerowicza (faktycznie planu Sorosa-Sachsa-Balcerowicza). Jeden z trzeźwiejszych emigracyjnych autorów z paryskiej Kultury
nazwał tę tendencyjną probalcerowiczowską propagandę "nową propagandą
sukcesu". Przeważająca część Polaków nie zdaje sobie nawet sprawy
z tego, do jakiego stopnia to, co robił Balcerowicz, było krytykowane
przez czołowych zachodnich ekonomistów (w tym laureatów Nobla: Miltona
Friedmana i Gary Beckera), Johna Kennetha Galbraitha i innych. W
wydanym niedawno drugim tomie Encyklopedii Białych Plam szczegółowo
cytowałem na kilkudziesięciu stronach tekstu konsekwentnie przemilczane
w głównych polskich środkach przekazu bardzo krytyczne wobec balcerowiczowskiej
terapii szokowej wypowiedzi ekonomistów amerykańskich, angielskich,
francuskich, włoskich, niemieckich, czeskich, węgierskich i ekonomistów
emigracyjnych. Między innymi przypomniałem, że laureat Nobla Milton
Friedman już w 1990 r. ostrzegał Polaków przed wyprzedażą polskiego
majątku narodowego za bezcen, co stało się na całe lata jedną z głównych
zasad balcerowiczowskiej "terapii", tak niszczycielskiej dla polskiej
gospodarki. Ostatnio, w imię ratowania budżetu za wszelką cenę, wyprzedano
nawet przeważającą część polskich banków. I oto właśnie na polskim
rynku księgarskim ukazała się wreszcie książka druzgocąco demaskująca
balcerowiczowskie metody gospodarowania. Co gorsza dla unitów, książka
ta nie wyszła spod pióra żadnego krajowego prawicowego ekonomisty (zaraz napiętnowano by go jako "oszołoma"), lecz jest dziełem ekonomisty
ze Stanów Zjednoczonych - prof. Kazimierza Poznańskiego z University
of Washington w Seattle. Książka nosi tytuł: Wielki przekręt: Klęska
polskich reform.
Oto jedna z najciekawszych wypowiedzi prof. Poznańskiego
w wywiadzie dla Teresy Wójcik z tygodnika Nasza Polska (z 31 maja),
pt. Polski przekręt:
"´Wielkim przekrętem´ nazwałem proces prywatyzacji w
Polsce, gdyż ten termin najlepiej określa sposób oddawania głównie
w obce ręce majątku polskiego. Do tej procedury dorobiono odpowiednią
argumentację i fałszywą ideologię, że nieustannie był on dotowany
z budżetu, a stąd pozbawiony ekonomicznej wartości, czyli że - jak
to często mówią te kręgi - ten cały majątek to był złom. Tymczasem
zagranicznych nabywców przyciąga się dzięki zaniżanym cenom w zamian
za osobiste korzyści dla urzędników. W efekcie majątek państwowych
banków, przedsiębiorstw jest sprzedawany - jak wyliczyłem w mojej
książce - za 10 procent wartości, najwyżej. Pozostałe 90 procent
zamiast pozostać w kraju i stanowić podstawę rozwoju ekonomicznego,
stanowi premię dla zagranicznych inwestorów. A to jest niemało, bo
przynajmniej 220 mld dolarów. Jest jeszcze jeden bardzo poważny skutek
tego ´przekrętu´, tej gorączkowej wyprzedaży jak po pożarze. Mianowicie,
przez taką wyprzedaż Polska będzie doświadczać co roku dodatkowego
wyprowadzenia za granicę kapitału w postaci zysków, co szacuje na
10 procent PKB rocznie. To, oczywiście, oznacza dla całego kraju
gospodarcze straty o wiele większe niż wartość marginalnych ´prowizji´,
uzyskanych przez nieuczciwych urzędników. Więc przekręt znaczy nie
tyle duży zysk dla małej grupy, co stratę dla ogromnej większości
społeczeństwa".
Nieprawdy Israela Gutmana
Dramatyczne przesilenie w rządzącej koalicji od kilku tygodni
zmuszało do koncentrowania się na związanych z tym wydarzeniach,
i dziś muszę pilnie nadrabiać zaległości z innych ważnych tematów.
Nie można np. pominąć ważnego wywiadu Gazety Wyborczej (z 15-16 kwietnia)
z dyrektorem Instytutu Pamięci Narodowej Yad Vashem - Israelem Gutmanem.
Profesor Gutman bywał niejednokrotnie bardzo niesprawiedliwy w osądach
Polaków, w tym Armii Krajowej. Dlatego tak zaszokowało mnie przyznanie
właśnie jemu kilka lat temu doktoratu honoris causa na Uniwersytecie
Warszawskim. Najnowszy wywiad prof. Gutmana dla Gazety Wyborczej
jest również bardzo tendencyjny, jednostronnie eksponując głównie
polskie "przewiny" wobec Żydów w czasie wojny, a "dziwnie" milcząc
np. o antypolskim zachowaniu wielkiej części Żydów na Kresach w latach
1939-41. Prof. Gutman pozwala sobie przy tym na kilka rażących nieprawd,
w tym na szczególnie niesprawiedliwy atak przeciwko Zofii Kossak-Szczuckiej.
Jak wiadomo, ta świetna pisarka była osobą wyjątkowo zasłużoną dla
ratowania Żydów w czasie wojny. Prof. Gutman wypomina jej jednak,
że w swym wstrząsającym apelu o ratowanie Żydów, z sierpnia 1942
r., stwierdziła również i to, iż: "zdajemy sobie sprawę, że nienawidzą
nas oni (Żydzi - J. R. N.) więcej niż Niemców, że czynią nas odpowiedzialnymi
za swoje nieszczęścia". Gutman skomentował te słowa Kossak-Szczuckiej
stwierdzeniem: "Chciałbym jednoznacznie podkreślić, że nigdzie w
spuściźnie żydowskiej z tego okresu nie znalazłem przejawów nienawiści
do Polaków większej rzekomo niż nienawiść do Niemców. Jest to jedno
z tych kłamliwych, wywodzących się ze stereotypów oskarżeń tak często
kierowanych pod adresem Żydów. Charakterystyczne, że również w tamtych
okolicznościach obstawano przy tym nieuzasadnionym zarzucie".
Profesorowi Gutmanowi warto więc przypomnieć bardzo liczne
wybuchy antypolskiej nienawiści wśród Żydów na Kresach Wschodnich
w latach 1939-41, o których bardzo wymownie pisała związana z Żydowskim
Instytutem Historycznym Teresa Prekerowa i najsłynniejszy zagraniczny
badacz dziejów Polski - prof. Norman Davies. Przypomnijmy również,
że gen. Stefan Rowecki-Grot pisał w meldunku do Londynu z 25 września
1940 r.: "Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach,
a już szczególnie na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu
bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe
samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego" (por. szerzej moją
książkę: Przemilczane zbrodnie, Warszawa 1999, s. 238). Przypomnijmy
także, co w pewnej chwili powiedział o złej woli niektórych środowisk
Żydów amerykańskich tak cierpliwy rzecznik dialogu z Żydami, jak
premier rządu RP - gen. Władysław Sikorski. Odpowiadając 1 lutego
1943 r. na pytania reprezentanta Żydów w Radzie Narodowej p. Schwarcbarta
w sprawie postawy Żydów amerykańskich wobec Polski, gen. Sikorski
powiedział: "Dostarczę panu materiałów, jak Żydzi prowadzą akcję
wspólnie z komunistami. Twierdzą oni, że Polacy popełniają masowe
mordy na Żydach, natomiast jeśli chodzi o Niemców, to pokrywają to
milczeniem. Będziemy musieli te rzeczy rozsądzić, nie możemy ich
tolerować - nie jesteśmy jagnięciem przeznaczonym na zarżnięcie" (cyt. za T. Kisielewski: Spory o ustrój Polski Niepodległej 1939-1943.
Dokumenty, Częstochowa 1994, s. 346).
Obdarzonego słabą pamięcią izraelskiego profesora odsyłam
do świadectwa słynnego polskiego lekarza żydowskiego pochodzenia
Ludwika Hirszfelda. W liście do Jerzego Borejszy z 27 października
1947 r. Hirszfeld ubolewał, że "nacjonaliści żydowscy nienawidzą
Polaków więcej niż Niemców, i że świadomie lub nieświadomie idą w
kierunku proniemieckim (...). Jeśli nie podkreślam tych spraw publicznie,
to dlatego tylko, by Żydom nie szkodzić i nie pogłębiać przepaści,
którą kopie nacjonalizm żydowski pomiędzy Żydami a Polakami" (cyt.
za B. Fijałkowska: Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu
w Polsce, Olsztyn 1995, s. 129).
"Bezwstydna większość Żydów amerykańskich"
Bardzo niewygodna dla nachalnych "śledczych" dziennikarek z
Gazety Wyborczej: Anny Bikont i Joanny Szczęsnej okazała się jedna
z odpowiedzi Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w cytowanym tu już sławetnym
wywiadzie z nim w Wyborczej z 29 kwietnia - 1 maja br. Nawiązując
do "żydowskich korzeni" (czyt. pochodzenia) Herlinga-Grudzińskiego,
redaktorki Wyborczej wyraziły wielki żal, że w swej twórczości całkowicie
pomija on żydowską tematykę. Herling-Grudziński odpowiedział, że
pytanie tego typu uważa za niewłaściwe, a nawet trochę nietaktowne,
skoro wybór tematu przez pisarza jest jego sprawą bardzo intymną.
Przy okazji dodał jednak coś, co musiało strasznie zdenerwować obie
pilnie "przesłuchujące" go panie z Wyborczej: "... w związku z tym
pytaniem chcę wyznać, że przez kilka lat krążyłem wokół tematu żydowskiego,
chociaż gdyby mi się to opowiadanie udało, uznano by je zapewne za
antysemickie. Nie udało mi się, ale mam prawo wskrzesić tutaj próby
umarłe.
Chodziło mi mianowicie o zajęcie się bezczelną i bezwstydną
większością Żydów amerykańskich, którzy Holocaust uważają niemal
za dzieło Polaków (o Niemcach z wielu powodów lepiej nie mówić),
pragnąc w ten sposób oczyścić swoje sumienia z bezspornego faktu,
że potężna społeczność żydowska w Ameryce nie kiwnęła podczas wojny
palcem, by przyjść z pomocą europejskim ofiarom Holocaustu. O ileż
łatwiej wskakiwać na pochyłe drzewo polskie, opluwać ludzi, którzy
antysemityzm wyssali z mlekiem matek! Opowiadanie miało się nazywać
Dwóch dodatkowych i miało się opierać na opowiedzianym mi przez Jerzego
Stempowskiego incydencie.
Stempowski mieszkał podczas wojny w neutralnej Szwajcarii.
Potężna i bogata organizacja żydowska w Stanach, przypuszczalnie
masońska, zwróciła się do niego, też masona, z prośbą o wykupienie
za grube pieniądze dziesięciu wymienionych imiennie Żydów z hitlerowskich
kacetów. Stempowski nawiązał kontakt z poselstwem niemieckim w Bernie
i przedstawił ofertę. Była tak hojna, że poselstwo po konsultacji
z Berlinem zgodziło się natychmiast, a nawet posunęło się dalej.
Jak sklepikarz dorzuca gratis dobremu klientowi dwa dodatkowe płatki
szynki, tak oni za otrzymaną od Żydów amerykańskich sumę dostarczyli
dwunastu zamiast dziesięciu kacetników. Po pewnym czasie Stempowski
otrzymał list od amerykańskich mocodawców z bardzo chłodnym podziękowaniem
za wykonanie prośby z dopiskiem: ´Ale kto pana prosił o dwóch dodatkowych´?".
Gustaw Herling-Grudziński powrócił do tego tematu również
w wywiadzie udzielonym Krystianowi Brodackiemu z Tygodnika Solidarność (z 26 maja) pt. Na pierwszym miejscu prawda. Powiedział tam m.in.: "
Dopiero teraz zaczyna się trochę o tym mówić, że Żydzi amerykańscy
odnosili się do Holocaustu na początku w sposób absolutnie skandaliczny.
A potem, jak to się skończyło, zaczęli skakać na to pochyłe polskie
drzewo". Warto przypomnieć, że Herling-Grudziński jest bardzo konsekwentny
w swej wielce negatywnej ocenie postaw Żydów amerykańskich. Już przed
laty nazwał ich, w kontekście ich zajadłego antypolonizmu, "najgłupszymi
Żydami świata" (na kartach Dziennika pisanego nocą).
