Do Pana Jezusa przychodzili ojcowie, przychodziły matki z prośbą
o łaskę dla swoich dzieci. Jair błagał: "Moja córeczka dogorywa,
przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła" (Mk 5, 23). Królewski
urzędnik z Kafarnaum podobnie usilnie prosił: "Panie, przyjdź, zanim
umrze moje dziecko" (J 4, 49). Kiedy Jezus schodził z Góry Przemienienia,
pewien ojciec wołał, a to wołanie było modlitwą: "Jeśli możesz co,
zlituj się nad nami i pomóż nam!" (Mk 9, 22). Najbardziej pokorna
była prośba kobiety - Kananejki, poganki. Jezus wystawił na próbę
jej wiarę, jakby ją upokorzył, kiedy mówił: "Niedobrze jest zabrać
chleb dzieciom a rzucić psom". A potem podziwiał jej wiarę: "O niewiasto,
wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz" (Mt 15,
26-28). A te matki, które przyprowadzały dzieci do Pana Jezusa, prosiły
tylko, żeby ich dotknął, żeby im pobłogosławił... Jakiż to wspaniały
wzór dla naszych dzisiejszych matek, żeby z miłością prowadziły swoje
dzieci do Pana Jezusa. W tym porównaniu prośba braci Zebedeuszowych,
o których mówi dziś Ewangelia, i wstawiennictwo ich matki, które
wspomina św. Mateusz (Mt 20, 20-23), wywołuje wrażenie małostkowości.
Jezus, mówi do nich ze smutkiem w głosie o kielichu, który ma pić.
My rozumiemy tę bolesną aluzję do modlitwy w Ogrodzie Oliwnym. Uczniowie
nie wiedzą, o co proszą, na co się zgadzają, wyrażając gotowość uczestnictwa
w tym Jezusowym kielichu. Jezus widząc to ich niezrozumienie, ukazuje
im jasno prawdę, na czym polega Jego królowanie. W nim ten, kto służy
innym, będzie pierwszy, a kto chce być pierwszy, niech będzie gotowy
przyjąć ostatnie miejsce.
Kiedy Ojciec Święty Paweł VI w imieniu swoim i swoich
następców zrezygnował z potrójnej korony, nazywanej tiarą, kiedy
zamiast uroczystej laski pasterskiej wziął do ręki krzyż, chciał
całemu światu dać świadectwo, że tak jak Chrystus, podobnie Ojciec
Święty, każdy biskup, wierny z laikatu - ma żyć dla innych. Wyznajemy
w mszalnym, uroczystym wyznaniu wiary: "On to dla nas, ludzi, i dla
naszego zbawienia zstąpił z nieba". Dla nas stał się człowiekiem,
dla nas umarł na krzyżu i dla nas zmartwychwstał. Owo "zstąpił z
nieba" - to nie była wakacyjna podróż do egzotycznych krajów, to
był świadomy wybór losu człowieka, tego ostatniego, tego skazanego
na poniżenie, na mękę i śmierć.
O tej prawdzie Kościół nigdy nie zapomniał, zawsze tę
prawdę wyznawał i głosił. Ale czy my, dzieci Kościoła, bierzemy tę
prawdę na serio? Te słowa Pana Jezusa o sobie: "Syn Człowieczy nie
przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na
okup za wielu" - to jest dla nas droga, prawda i życie. To jest także
i nasza służba.
W wielu szpitalach dyrektorzy żalą się na brak pielęgniarek.
Są również takie kraje, zwłaszcza w Europie Zachodniej, skąd często
płyną skargi i wołanie o powołania kapłańskie i zakonne...
Pan Jezus nie odrzuca prośby swoich uczniów o miejsce
po swojej prawej lub lewej stronie, ale kiedy On mówi słowo "kielich",
może oni myślą o kielichu smakowitego wina, kiedy Jezus mówi słowo "
chrzest", wspominają Jordan i Jana Chrzciciela. Ale nadejdzie czas,
kiedy Jakub będzie pierwszym męczennikiem z grona Apostołów (por.
Dz 12, 2), a Jan na wygnaniu do końca swojego życia (umarł ok. 100
r.) będzie ostatnim świadkiem Pana spośród tych Dwunastu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
