Chrześcijanie w indonezyjskiej prowincji Moluki nadal dają świadectwo wierze. W ostatnim czasie na Molukach zginęło ich 93. Nie chcieli przejść na islam. W trwającym od jakiegoś czasu konflikcie z rąk islamskich wojowników dżihadu zginęło już 3 tys. chrześcijan. Według niezależnych danych, 350 tys. zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów.
Przyczyny konfliktu
Reklama
Zapowiedzią nadciągającego konfliktu były nieporozumienia ze stycznia ubiegłego roku między wspólnotami muzułmańską a chrześcijańską zamieszkującymi archipelag. Ze zwielokrotnioną siłą konflikt wybuchł prawie półtora roku później, w maju 2000 r. W tym czasie na spokojne dotąd wyspy przypłynęło w małych grupkach 2 tys. islamskich ekstremistów - wojowników dżihadu, rozpoczynając swoją świętą wojnę. Przybyli na Moluki fundamentaliści należą do paramilitarnej organizacji, której celem jest wojna z niewiernymi. Zabijają, bo chcą oczyścić region z chrześcijan. W największym muzułmańskim państwie świata, w zamieszkanej przez ponad 200 mln ludzi Indonezji, tylko w niektórych częściach Moluków chrześcijanie stanowili do chwili rozpoczęcia konfliktu większość. Islamiści przygotowywali się do akcji na Jawie, gdzie ich organizacja ma główną bazę. Nie zabrakło im także oparcia wśród części indonezyjskich polityków. W największym muzułmańskim państwie świata taka sytuacja skądinąd nie dziwi. Dowodem na polityczne poparcie miałoby być choćby to, że nikt nie przeszkodził im w dotarciu do regionu. Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że" rzeźnicy" z Moluków są inspirowani przez zwolenników byłego dyktatora Indonezji - gen. Suharto. Destabilizacja kraju miałaby być dla zwolenników Suharto korzystna w obliczu zagrożenia dochodzeniem, które mogłoby wyciągnąć na światło dzienne ich przestępstwa i nadużycia z czasów, gdy sprawowali władzę - mówił w jednym z wywiadów indonezyjski minister obrony Juwono Sudarsono. Przywódcy chrześcijańscy oskarżają także służby specjalne o przymykanie oczu na działalność wojowników dżihadu. To wszystko zdarzyło się tak szybko - powiedział jeden z chrześcijańskich przywódców Max Siahaya - że musiał być tu realizowany jakiś plan przemocy. Nie wszyscy jednak indonezyjscy muzułmanie popierają działania wojowników dżihadu. Umiarkowani muzułmanie są zdecydowanie przeciwni zbrodniom na Molukach.
Obawy chrześcijan
Chrześcijanie mają się czego obawiać. Szacunkowe dane mówią już o 3 tys. ofiar przemocy. Najbardziej krwawe zajścia miały miejsce na przedmieściach miasta Ambon 16 maja br. Zginęło 20 chrześcijan. Napastnicy spalili także wiele domów. Miesiąc później, 19 czerwca, kolejny krwawy atak dotknął wioskę Duman na wyspie Halmahera. Zginęło 170 osób, a 140 zostało rannych. Islamscy fundamentaliści nie oszczędzili nawet kobiet i dzieci. Z dymem poszło 300 domostw. 6 lipca nienawiść dotknęła wioskę Waai. Została całkowicie zniszczona - życie straciło 17 osób, 50 zostało rannych. Podpalane są także kościoły, szkoły, a nawet szpitale, nie mówiąc już o prywatnych domach. Na wyspach trwa horror, przed którym ucieka kilkaset tysięcy ludzi. Znaczna część archipelagu została już" oczyszczona". Jak donosiła watykańska agencja" Fides", na Molukach pozostały jedynie małe grupki chrześcijan w Ambon, na Tobelo i w południowo-wschodniej części archipelagu. Totalnie" oczyszczona" z chrześcijańskiej obecności jest wchodząca w skład archipelagu wyspa Buru. Chrześcijanie schronili się w dżungli, gdzie ich sytuacja jest bardzo trudna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zaangażowanie wojska
Rząd umiarkowanego i skądinąd cieszącego się wsparciem indonezyjskich chrześcijan prezydenta Abdurrahmana Wahida próbował zaradzić sytuacji puszczając w bój wojsko. Nieporadne działania wojskowych nie zażegnały jednak konfliktu. Gorzej. Część żołnierzy stanęła po stronie ekstremistów. W wypowiedzi dla lokalnej telewizji potwierdził to dowodzący oddziałami, mówiąc o pięciu procentach sił bezpieczeństwa, które wspierają islamskich wojowników. Aby ratować sytuację, przeniesiono w inne miejsce 1200 żołnierzy podejrzanych o emocjonalne zaangażowanie w konflikt, a także zmieniono dowodzącego operacją. Chrześcijańscy przywódcy, sceptyczni wobec możliwości uzyskania gwarancji bezpieczeństwa od władz ich kraju, szukali pomocy u organizacji międzynarodowych. Prośba dotarła do ONZ, Unii Europejskiej, rządu Stanów Zjednoczonych. Chrześcijanie prosili o międzynarodową, humanitarną interwencję, w której widzą jedyny ratunek dla siebie. W uzasadnieniu prośby powoływali się na interwencję NATO w Kosowie, motywowaną obroną praw człowieka i chęcią zapobieżenia czystce etnicznej. - Mogliście uratować Kosowo, dlaczego pozwalacie na czystkę na Molukach? - z takim hasłem protestowali przed ambasadą USA w Dżakarcie. Indonezyjski rząd na pytanie o zewnętrzną interwencję odpowiada zdecydowanie: - Nie, to jest nasz problem wewnętrzny.
Została ruina
Indonezyjski archipelag Moluki, dawniej nazywany Wyspami Korzennymi,
był dotąd
znany z przykładnego współistnienia muzułmanów i chrześcijan.
Islam dotarł na Moluki za
pośrednictwem arabskich kupców w XV wieku.
100 lat później zaczęła się kolonizacja wyspy
przez Zachód. Zasiedlili
ją Holendrzy, przynosząc ze sobą chrześcijaństwo. Stąd wzięła się
niespotykana w innych regionach tej części świata, a trwająca do
niedawna, liczebna
przewaga chrześcijan nad muzułmanami. Nie podobało
się to indonezyjskiemu dyktatorowi
gen. Suharto, który po zdobyciu
władzy w 1965 r. zaplanował zmienić te proporcje.
Narzędziem w
realizacji zamierzeń była polityka zachęcająca muzułmanów do osiedlania
się
na wyspach archipelagu. Nie był to jedyny epizod w niechętnej
chrześcijaństwu, mówiąc
delikatnie, polityce Suharto. W ostatnich
15 latach jego rządów spalono lub zniszczono w
Indonezji blisko
600 chrześcijańskich świątyń. Władze przyglądały się tym przykładom
nienawiści w sposób bierny. Sytuacja nie dziwi, gdy weźmie się pod
uwagę fakt, że
chrześcijanie nie mieli szans, aby awansować w polityce,
urzędach czy wojsku.
Faworyzowanie islamu wyrażało się także we
wsparciu, jakiego rząd udzielał przy budowie
meczetów, islamskich
szkół czy innych struktur. Szacuje się, że od początku lat 90. wydano
na to z budżetu ponad miliard dolarów. Chrześcijanom z kolei niechętnie
pozwalano na
jakąkolwiek inwestycję.
Pomimo tej niesprawiedliwej polityki współistnienie muzułmańsko-chrześcijańskie
na
Molukach przebiegało zgodnie. W 1993 r. statystyki wskazywały,
że archipelag zamieszkuje
55-procentowa większość muzułmańska i
o 10% mniejsza wspólnota chrześcijan różnych
denominacji.
Kiedyś był to przykład pokojowego współistnienia wyznawców
dwóch wielkich religii.
Dziś - jak się wyraził jeden z liderów
chrześcijan - została tylko ruina.
