Ostatnio coraz częściej podnoszą się głosy, że obowiązująca w Polsce ustawa zakazująca aborcji ze względów społecznych spowodowała powstanie olbrzymiego podziemia aborcyjnego, z doskonale zorganizowaną siecią gabinetów ginekologicznych i krociowymi zyskami. Posłanki SLD utrzymują, że aborcje wykonywane są w Polsce masowo, ale pytane o szczegóły owej masowości, czyli o źródła informacji, odmawiają odpowiedzi. Wtóruje im Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, polskie przedstawicielstwo International Planned Parenthood (IPPF), która to Federacja w opublikowanym niedawno raporcie donosi, że w Polsce dokonuje się rocznie od 80 do 200 tys. zabiegów nielegalnego przerywania ciąży. Dowodem na istnienie rozbudowanego podziemia aborcyjnego, a raczej szczytem góry lodowej mają być ogłoszenia, jakie pojawiają się w codziennej prasie ogólnopolskiej i regionalnej, oferujące pełny zakres usług ginekologicznych, w tym tzw. zabiegi próżniowe.
Trzeba bić na alarm czy nie
Poseł Witold Tomczak (Porozumienie Polskie) utrzymuje, że w
kraju istnieje możliwość aborcji nawet w 5. miesiącu ciąży. Lekarze
zgłaszają chęć przyjazdu do domu i wykonania zabiegu na miejscu,
w pełnej dyskrecji, za odpowiednio wysoką opłatą. Zaniepokojony treścią
tych ogłoszeń, wystosował zapytanie do ministra spraw wewnętrznych
z prośbą o wyjaśnienie, czy anonsy rzeczywiście dotyczą aborcji,
a jeśli tak, co organy ścigania robią w tym względzie.
Ewa Kowalewska, członek zarządu Polskiej Federacji Ruchów
Obrony Życia, twierdzi, że dane mówiące o olbrzymiej liczbie aborcji
są "wyssane z palca", a badania podane opinii publicznej "do wierzenia"
- nieadekwatne, robione wśród zwolenników aborcji przez nieznaną
firmę i w oparciu o bliżej nieokreślone zasady. Federacja Ruchów
Obrony Życia jest przekonana, że takie publikacje służą jednemu celowi
- zaszczepieniu w społeczeństwie przekonania o braku pozytywnych
skutków wprowadzenia w Polsce zakazu aborcji ze względów społecznych.
Co więcej, negowane lub przemilczane są dane zawarte w raportach
rządowych - różnych, nie tylko prawicowych kadencji - które świadczą
na korzyść ustawy prorodzinnej.
Incydent, nie proceder
Marek Biernacki, minister spraw wewnętrznych, popiera stanowisko
Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. Zakaz aborcji ze względów
społecznych nie spowodował w Polsce powstania niebezpiecznego w rozmiarach
podziemia aborcyjnego. Od września 1998 r., czyli od chwili wejścia
w życie ustawy z 6 czerwca 1997 r., do chwili obecnej (dane pochodzą
z grudnia 2000 r.) w Polsce zarejestrowano 146 postępowań karnych
dotyczących dokonania nielegalnej aborcji. Tylko 15 zakończyło się
wniesieniem aktu oskarżenia, resztę albo umorzono z braku dowodów,
albo w ogóle nie wszczęto postępowania, lub nadal zbierane są dowody
w sprawie.
Ewa Kowalewska tłumaczy, że za aborcję ze względów społecznych
grozi sankcja karna i lekarze - jej zdaniem - nie będą ryzykowali
swojej kariery, by demonstracyjnie ogłaszać w prasie, że dokonują
nielegalnych zabiegów, bojąc się ewentualnego ukarania. Ponadto,
pokątnie wykonywane aborcje, zwłaszcza te najtańsze, powinny w praktyce
mieć swój finał w szpitalach, do których trafiałyby kobiety z poaborcyjnymi
powikłaniami. Tymczasem w Polsce takich sytuacji nie ma! Prawo dobrze
chroni zdrowie kobiet - dodaje Ewa Kowalewska. Niebagatelnym argumentem
za skutecznością ustawy zakazującej aborcji ze względów społecznych
jest fakt, ze w Polsce nie zanotowano w czasie jej obowiązywania
ani jednego zgonu kobiety na skutek aborcji legalnej lub nielegalnej.
Natomiast na Litwie, gdzie aborcja jest dozwolona, w 2000 r. takich
śmierci zanotowano dziewięć.
Organizacje zajmujące się obroną życia zdają sobie sprawę,
że zdarzają się nielegalne aborcje. Jest to sytuacja nie do uniknięcia.
Zabijanie ludzi jest prawnie zabronione, a ciągle mają miejsce morderstwa
i jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, by w związku z tym znieść
zakaz zabijania. Ta sama sytuacja ma miejsce przy aborcjach. Jednak
nazywanie tego zjawiska podziemiem sugeruje spore rozmiary procederu,
co już prawdą nie jest, i bezradność organów ścigania. Każdy przypadek
nielegalnej aborcji powinien być zgłoszony do prokuratury. Również
organy ścigania zobowiązane są prawnie do działania, jeśli powzięły
podejrzenie o łamaniu prawa. Czy takie ogłoszenie prasowe powinno
zainteresować prokuraturę i policję? Prokuratorzy i policjanci określają
te sprawy jako "trudne".
Panowie, więcej czujności
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, badające sprawę w skali kraju,
tłumaczy, że lekarza dokonującego aborcji i kobietę poddającą się
zabiegowi łączy wspólny interes - ukrycie faktu łamania prawa. Proceder
nie wychodzi poza gabinet ginekologiczny. "Wpadki" następują w razie
powikłań lub anonimowych donosów. Ingerencja organów ścigania natychmiast
wywołuje zmowę milczenia, szczególnie środowiska lekarskiego, które
znane jest ze swej hermetyczności i wewnętrznej solidarności. Jak
trudna i delikatna jest to kwestia, niech powie przykład głośnej
sprawy interwencji policji w gabinecie lublinieckiego ginekologa,
która sprowadziła na głowy interweniujących tam policjantów lawinę
oskarżeń, w tym o łamanie praw człowieka, lecz, niestety, nie tego
mordowanego przed chwilą. O szczegółach interwencji dowiedziała się
cała Polska, a nieżyczliwe komentarze doprowadziły do pewnej ostrożności
w działaniu stróżów prawa. O tym, że działali oni zgodnie z prawem
i w obronie życia, nikt już nie wspomniał.
Zwolennik bardziej rygorystycznego traktowania przestępców
- minister sprawiedliwości i prokurator generalny Lech Kaczyński,
zdając sobie sprawę, że lekceważenie prawa w jakiejkolwiek mierze
demoralizuje społeczeństwo, wydał w lipcu 2000 r. wszystkim podległym
sobie prokuratorom wytyczne zmierzające do podniesienia efektywności
wykrywania m.in. tego rodzaju przestępstw.
Pomóż w rozwoju naszego portalu