Młody, dobrze zapowiadający się menedżer świetnie prosperującej firmy. Prowadzi beztroskie życie. Ambitny i przedsiębiorczy. Rozrzutny, dusza towarzystwa, a jednocześnie prawy. Syn wysoko postawionych rodziców. Marzy o sławie. Tylko jeden moment sprawia, że zostawia wszystko. Perspektywę świetnej kariery, powodzenie, przyjaciół. Wstępuje do zakonu. Oddaje swoje życie Bogu… Bez sensu? Bajka nierealna w dzisiejszym świecie? Ale być może tak właśnie wyglądałby współczesny życiorys św. Franciszka z Asyżu.
Ten jeden z najbliższych nam świętych – Jan Bernardone – urodził się w zamożnej chrześcijańskiej rodzinie w 1182 r. Był synem bogatego kupca. Hagiografowie podają, że jako młody chłopak odznaczał się dużą wrażliwością, lubił poezję, rozrzutne życie towarzyskie, ubierał się ekstrawagancko. Jednocześnie był hojny względem ubogich, szlachetny w sposobie bycia. Marzył o sławie rycerza. Wziął więc udział w konflikcie zbrojnym między Asyżem a Perugią. Wtedy też dostał się do niewoli, jego zdrowie zostało poważnie nadwyrężone. W tym czasie postanowił zmienić swoje życie. Zamiar ten nie był jednak trwały. Po otrzymaniu w 1205 r. rycerskich ostróg znów wyruszył na wojnę, tym razem pomiędzy papieżem a Fryderykiem II. I dopiero wówczas przyszedł ten jeden moment, który zadecydował o ostatecznej zmianie życia Franciszka. We śnie usłyszał pytanie Boga: „Komu lepiej służyć: Panu, czy jego słudze?”. Wtedy właśnie zrozumiał, że do innej wielkości Bóg go przeznacza – nie rycerskiej, ale Jego.
Po powrocie do Asyżu zerwał z dotychczasowym życiem, zaczął stronić od przyjaciół, a oddał się modlitwie, pokucie i posłudze ubogim. Zmienił barwne ubrania na żebracze, sam prosił o jałmużnę. I znów usłyszał wezwanie, w kościele św. Damazego: „Franciszku, napraw mój Kościół”. Przyjął je dosłownie – zaczął starania o odbudowę zrujnowanej świątyni. Ojciec nie potrafił zrozumieć postępowania Franciszka. Przed biskupem Gruidem II w 1206 r. wydziedziczył go, na co Franciszek powiedział: „Kiedy wyrzekł się mnie ziemski ojciec, mam prawo Ciebie, Boże, odtąd wyłącznie nazywać swoim Ojcem”. I potem kolejne słowa, które stały się dla Świętego punktem zwrotnym: „Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski”. Franciszek znów zrozumiał, że nie chodzi o kościół z kamienia, ale ten żywy, targany niepokojami. W 1209 r. założył kaznodziejskie zgromadzenie zakonne, które nazwał Bracia Mniejsi. A powstało ono m.in. z przyjaciół, którzy wcześniej brali razem z nim udział w zabawach. Osiedlili się w Asyżu przy kościele Matki Bożej Anielskiej – Porcjunkuli, który stał się kolebką zakonu.
Nie uda się w tak niewielkim objętościowo tekście opisać całego życia Biedaczyny z Asyżu. Ważne są początki jego drogi z Bogiem, proces odkrywania powołania. Tu trzeba jeszcze tylko wspomnieć o uczestnictwie św. Franciszka w Soborze Laterańskim IV, o ewangelizacji zarówno osób z najbliższego otoczenia, jak i pogan na Wschodzie, glejcie sułtana egipskiego umożliwiającym mu pielgrzymkę do Ziemi Świętej czy powołaniu do życia żeńskiej gałęzi zgromadzenia – klaryskach, którego pierwszą członkinią była św. Klara. Ten patron ekologów to również twórca dzisiejszych jasełek. W ostatnich latach swojego życia usunął się z publicznego życia – do Alvernii. Tam podczas 40-dniowego postu otrzymał stygmaty. Kiedy rozważał Mękę Pańską, wołał, że „Miłość nie jest kochana!”. Pogodny, odważny, prosty. Księżyc, słońce i wiatr nazywał braćmi, a wodę, ziemię i śmierć – siostrami.
Życie św. Franciszka opiewa wiele legend, jest tematem dzieł pisarskich, malarskich. Sam święty jest patronem m.in. aktorów, ekologów, niewidomych, pokoju, robotników, ubogich, więźniów. Czy ten żyjący przed ośmioma wiekami Boży szaleniec może powiedzieć nam coś dzisiaj? Czy może czegoś nauczyć? Do czegoś sprowokować? A może są obok nas ci, którzy zostawiają wszystko, żeby oddać się Bogu i służbie drugiemu człowiekowi? A może gdzieś we mnie jest głęboko zakopane pragnienie z dawnych lat, żeby zrobić coś szalonego dla Pana Boga?
Pomóż w rozwoju naszego portalu