Gdy Chrystus po stromych uliczkach,
po zaplutym, zaszarganym szlaku
wlókł belkę krzyża poprzeczną
- Rzymianin poganiał go biczem
i śmiał się kapłan w orszaku
z korony, co czoło kaleczy.
Nikt z nas mu drogi nie zabiegł,
nikt nie był nawet ciekaw.
"To - nic:
prowadzą jakiegoś człowieka
na śmierć. Może kogoś zabił,
lub coś innego uczynił.
Czy winien, czy nie winien
- ja jestem tylko widz".
Widzę nieraz,
jak stopy na kamieniach zdziera,
jak w śmiertelnym wysileniu
jeszcze się dźwiga, nie umiera;
jak zapłakane, brudne, litościwe
ręce - twarz ocierają mu szarą
jak ziemia...
Ręce trzymające ubroczoną chustę,
strzęp - nędzny jak serce żywe.
A moje serce, a nasze serca - puste.
Pomóż w rozwoju naszego portalu