Zmrok zapadł szybko. Z wąskiej ulicy naprzeciwko przystanku
wyjechał wolno samochód. Halogenowe reflektory omiotły stojące w
szeregu taksówki. Samochód niemal bezdźwięcznie przepłynął przez
cały Rynek i wyjechał na ulicę św. Rocha w okolicach kościółka. Tam
przyspieszył i przemknął obok przystanku, by po chwili zahamować
z piskiem opon i wjechać na parking znajdujący się za przystankową
wiatą, gdzie zatrzymał się, oślepiając oczekujących ludzi. Reflektory
zgasły i kiedy oczy przyzwyczaiły się do ulicznego oświetlenia, ukazał
się duży, czarny mercedes ze srebrną atrapą na chłodnicy, lekko przechyloną
trójkątną gwiazdą na ruchomym uchwycie i automatyczną anteną, która
powoli zniknęła we wnętrzu karoserii. Równolegle zjechała na dół
o kilka centymetrów elektrycznie opuszczana szyba i z wnętrza samochodu
zaczął dochodzić dźwięk muzyki. Widocznie z kompaktu, skoro antena
była schowana. Po chwili przez szczelinę w oknie zaczął wydobywać
się papierosowy dym. Mimo że we wnętrzu zapaliło się światło, z powodu
przyciemnianych szyb trudno było cokolwiek dostrzec.
- Ale bryka - jęknął chłopak w dżinsach i ze słuchawkami
walkmana na uszach.
- No - odpowiedział kolega, zapalając papierosa. Obaj
chłopcy byli najwyżej w wieku gimnazjalnym.
Po chwili do mercedesa zbliżył się stary człowiek. Ubrany
był w coś w rodzaju płaszcza sięgającego do samej ziemi, czapkę uszatkę
i stare kalosze, z których wystawały gazety. Z daleka dostrzec można
było nawet napis Twój Styl i fragment twarzy pięknej modelki. Starzec
ciągnął za sobą wózek sklecony naprędce z części znalezionych w składzie
złomu. Do podwozia z dziecinnego wózka sprzed 30 lat przyczepione
było duże kartonowe pudło, wypełnione po brzegi różnymi przedmiotami,
z których największą uwagę zwracał szklany żyrandol z epoki późnego
Gomułki. Aż dziw, że się do tej pory nie stłukł, rzucony bezładnie
między różne, na ogół metalowe, rupiecie.
Starzec zatrzymał się tuż obok limuzyny, wyciągnął z
kieszeni jakąś szmatę, rozwinął ją i z garści petów wybrał najbardziej
okazałego. Wsadził go do drewnianej lufki, którą wyciągnął z drugiej
kieszeni przepastnego odzienia. Okno mercedesa otworzyło się całkowicie.
Z wnętrza wyjrzał młody mężczyzna z długim, dopiero co zapalonym
papierosem, chyba jakiejś dobrej firmy, bo jego zapach dotarł aż
na przystanek. Mężczyzna przyglądał się starcowi z zaciekawieniem.
Sprawiał wrażenie, jakby pierwszy raz widział kogoś takiego z bliska.
Starzec nie zauważył, że jest obiektem czyjegoś zainteresowania,
gdyż pochłonięty był całkowicie poszukiwaniem zapałek. Przekopał
wszystkie kieszenie oraz wózek i nic. Nagle zwrócił się zachrypłym
głosem do siedzącego w samochodzie mężczyzny:
- Daj pan ognia.
Po kilku sekundach starzec trzymał w ręku srebrną samochodową
zapalniczkę z rozgrzaną spiralą. Najwyraźniej nie wiedział, co z
nią zrobić. Nigdzie bowiem nie było widać najmniejszego nawet płomienia.
Właściciel mercedesa patrzył na starego człowieka najpierw z odrazą,
a potem z rozbawieniem, lecz nie pokazał mu, jak się zapala papierosa
taką dziwną zapalniczką.
Stary człowiek oddał zapalniczkę właścicielowi, dziękując
uprzejmie bez cienia złośliwości w głosie i zwrócił się do chłopców
na przystanku: - Macie ognia, chłopaki?
Jeden z chłopców podbiegł do mężczyzny i podał mu jednorazową
zapalniczkę z reklamą pewnej firmy turystycznej.
- O, jaka ładna zapalniczka - zauważył starzec.
- Proszę sobie zabrać - odpowiedzieli chłopcy niemal
równocześnie. - Mamy jeszcze jedną.
- Tu jest parking tylko dla samochodów - warknął do starca
nieprzyjaźnie właściciel mercedesa.
- Dla pana jest cały Rynek, a ja będę stał, gdzie mi
się podoba - odwarknął starzec, zapominając zupełnie o elegancji,
z którą jeszcze przed chwilą dziękował mężczyźnie za brzydki żart
z zapalniczką. Jego głos stał się jeszcze bardziej zachrypnięty,
oczy błysnęły złością, a ruchy stały się energiczne, jakby trochę
kanciaste. Starzec stał, przestępując z nogi na nogę i paląc nerwowo
swojego najlepszego peta. Po chwili z pobliskiej kamienicy wyszła
dziewczyna i skierowała się prosto w stronę mercedesa. Wyjątkowo
krótka minispódniczka odsłaniała niezbyt zgrabne nogi, a wysokie
obcasy sprawiały, że dziewczyna szła pochylona do przodu. Najwyraźniej
nie umiała chodzić w takich butach i wyglądała, jakby bała się wyprostować.
Gdy podeszła bliżej, można było w świetle sodowej latarni zauważyć
jej przesadny makijaż i grubą warstwę pudru, pokrywającą młodzieńczy
trądzik. Z bliska wyglądała najwyżej na 18 lat. Dziewczyna spojrzała
na starca z wyraźnym niesmakiem i kocim ruchem wsiadła do merca obok
kierowcy. Szyba zamknęła się, automatyczna antena wysunęła, silnik
zawył na wysokich obrotach i samochód z piskiem opon ruszył z parkingu.
- Niech się pan nie przejmuje - chłopcy pocieszali starca.
- My go znamy, to straszny cwaniak, nikt go tutaj, na Rynku Wieluńskim,
nie lubi.
- Pies z nim tańcował - odpowiedział mężczyzna. - Nie
ma żałośniejszego widoku niż człowiek, któremu szmal pomieszał w
głowie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu