Co o naszych czasach pomyśli ktoś, kto po latach przejrzy dzisiejsze
czasopisma czy zerknie w to, co pokazywała telewizja? Na pewno zostanie
zmrożony apokaliptycznym strachem, dojdzie do wniosku, że w naszych
czasach strasznie źle się żyło. Fakt, telewizyjne serwisy informacyjne
roją się od morderstw, samobójstw, bezrobocia, biedy, lęku o jutro!
Oto Polacy żyją z kainowym piętnem, przepraszając za Jedwabne, za
holokaust, mimo że w czasie wojny to oni ponieśli największe ofiary.
Partie prawicy kłócą się i dzielą, tracąc władzę. Za jedyną gwiazdkę
nadziei służą pojawiające się raz po raz informacje o zwycięskim
marszu SLD, jedynym wygranym w jesiennych wyborach parlamentarnych.
Aby to zwycięstwo już teraz udokumentować, niemal codziennie społeczeństwo
dowiaduje się o nowych pomysłach SLD na poprawienie sytuacji w Polsce.
Do znudzenia lider tego ugrupowania albo któryś z jego zastępców,
a dawny wysoki członek partii gnębiącej naród, wygłasza zawoalowany
atak na rząd, ubierając go skrzętnie w postać pomysłu, co zrobić,
aby było lepiej. Mało który telewidz domyśla się, że nie chodzi o
to, aby wszystkim ludziom żyło się lepiej, a tylko o to, by ludziom
lewicy jeszcze poprawić.
Przykład pierwszy z brzegu. Mówiąc o walce z bezrobociem,
L. Miller powołał "Centrum Edukacji Europejskiej", w którym ma szkolić
się kilkuset młodych ludzi, aby po wejściu Polski do Unii Europejskiej
potrafili sprawnie obracać się w unijnych przepisach i prawach. Ponieważ
istnieje rządowa uczelnia kształcąca kadrę urzędników biegłych w
tych sprawach, kogo i po co w takim razie chce szkolić SLD? Pomysł
bardzo chytry, bo z jednej strony przyciągnie się młodych wykształconych
ludzi do partii, a z drugiej - powstanie partyjna szkoła, w której
wykształci się kadra tzw. bezpartyjnych fachowców na usługach SLD.
To jest właściwe dla tej formacji - wybieganie myślą do własnej przyszłości.
Trudno bowiem uwierzyć, aby dawni partyjni towarzysze przemienili
się nagle w dobroczyńców narodu. Sądzę, że chodzi raczej o powrót
do czasów, kiedy nawet ceny koperku ustalał Komitet Centralny PZPR.
Jak pamiętają starsi, skończyło się to tym, że na kartki oraz tzw.
przedpłaty było prawie wszystko. Ludzie biegali po sklepach z łapówkami,
a sytuację najlepiej oddawała anegdota, że gdyby komuniści rządzili
na Saharze, to wkrótce zabrakłoby tam piasku. Żyliśmy wszak jak w
obozie koncentracyjnym, bez wolności słowa, bez paszportu, telefonu,
anteny satelitarnej, za to z kioskami przepełnionymi partyjną prasą
i z nafaszerowaną kłamstwami telewizją. Dzisiaj znowu lewica ma media
i dostępu do nich broni jak dawniej. Gdyby choć trochę starano się
pomóc społeczeństwu i rządowi, gdyby bodaj uczciwie informowano o
reformach, także o tym, jak je poprawić, gdyby poparto korzystne
dla narodu uwłaszczenie i tyle innych dobrych rozwiązań - żyłoby
się spokojniej.
Może byłoby wówczas mniejsze bezrobocie, które jest największą
klęską tych przemian, może poprawiłaby się sytuacja pielęgniarek,
nauczycieli, górników, hutników, kolejarzy czy dawnych pracowników
PGR-ów. Wszyscy chcą już żyć tak, jak żyją ludzie na Zachodzie. Tylko
że na Zachodzie gospodarka nie dźwiga pięćdziesięcioletniego garbu
socjalistycznych bzdur, ogłupiania sloganami, eksploatacji dóbr narodowych,
wysyłanych za bezcen do wschodniego sąsiada. Media o tym milczą,
a mogłyby wiele spraw ludziom wytłumaczyć, a przede wszystkim pomóc
działać albo przynajmniej odnaleźć się w tym nowym świecie.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że nie wszystkiemu są winne
media. Wiem również, że niektórym czytelnikom Niedzieli nie podoba
się takie wypominanie czy nawet dzielenie ludzi. Otrzymuję listy,
w których dostaję cięgi za to, że mam za mało miłości, że zło widzę
po stronie lewicy, podczas gdy ono jest wszędzie. Że za mało piszę
o przebaczeniu, o chrześcijańskiej miłości! Ostrzegają mnie życzliwi
ludzie, że dzisiaj nie można już operować tym rozróżnianiem na prawicę
- lewicę, solidarność - postkomunę, bo wszyscy jesteśmy Polakami.
Zgadzam się, że nie wolno tak ostro oceniać sytuacji. Jest jednak
dzisiaj wiele środowisk, które pragną zatrzeć wszelkie dawne podziały,
zwłaszcza ten klasyczny z lat PRL-u na: my i oni, czyli na nas, zwykłych
ludzi, i "onych",członków PZPR-u, właścicieli Polski, decydentów,
nomenklaturę partyjną. To zacieranie zaczęło się 10 lat temu, kiedy
pod "onych" podstawiono prawicę, oskarżając ją o korupcję, wyprzedaż
Polski, błędy reform. Za "onych" uznano również duchownych, czyli
według Trybuny i Gazety Wyborczej - "czarnych", którzy chcieli zafundować
społeczeństwu państwo wyznaniowe, republikę proboszczów.
Nie dziwię się, że tej pokusie myślenia, iż z SLD u władzy
będzie lepiej, ulegają młodzi ludzie. Martwię się jednak zachowaniem
dojrzałej części społeczeństwa, która - zwłaszcza w czasie wyborów
- wykazuje głęboką amnezję. Generalnie jednak jest to również owoc
medialnej przemocy, która przerasta możliwości obrony prostego człowieka,
nie znającego się na wszystkich manipulacjach środków przekazu. Z
lękiem więc obserwuję, jak lewicowym obietnicom ulegają naukowcy,
ludzie biznesu, inteligenci. Oczywiście, ci ostatni może nie z racji,
że wierzą w zapewnienia Sojuszu, ale z powodu zawodu, jaki sprawiła
im Akcja Wyborcza Solidarność. Czasem taka krytyczna postawa może
być twórcza, ale w obecnej sytuacji ta lawina niezadowolenia, opisów
polskiej biedy, myśli o braku bezpieczeństwa, korupcji czy bezsilności
władzy służy wyłącznie wspieraniu SLD.
Brakuje mi w naszych domowych i społecznych rozmowach
chrześcijańskiej nadziei, tego, co jawi się od pierwszego wejrzenia
czy to w nauczaniu Sługi Bożego Prymasa Wyszyńskiego, czy też Ojca
Świętego Jana Pawła II. Można to nauczanie określić słowami: wsłuchiwanie
się w człowieka i myślenie o tym, jak mu pomóc. Jednym słowem, chodzi
o to, by mówiąc o złu, nie popaść w zło, by opisując beznadzieję,
nie stać się samemu człowiekiem lęku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu