W krakowskich klasztorach albertyńskich, może wbrew oczekiwaniom, znajduje się niewiele prac z dorobku artystycznego Brata Alberta (1845-1916). Ale nawet te kilkanaście obrazów - o treści religijnej i świeckiej - daje pojęcie o skali talentu malarskiego dzisiejszego Świętego i o różnorodności rodzajowej jego dzieł. Oczywiście, jest to zbiór zupełnie przypadkowy - obrazy trafiały do klasztorów głównie z darowizn, już po śmierci Założyciela obu zgromadzeń. Więcej prac posiadają Bracia Albertyni - w sumie 10, mniej Siostry - zaledwie 4. Ale "Ecce Homo", pierwszy obraz religijny Adama Chmielowskiego, jest własnością Sióstr (będzie o nim szerzej mowa w dalszej części artykułu).
Najważniejszym dziełem o tematyce religijnej w klasztorze męskim
na krakowskim Kazimierzu jest niewątpliwie "Wizja św. Małgorzaty"
- dużych rozmiarów (172 x 80) obraz olejny, powstały we Lwowie, sygnowany:
Adam Chmielowski 1880 r. Przedstawia scenę z życia św. Małgorzaty
Marii Alacoque (1647-90), wizytki. Ukazał się jej w wielu objawieniach
Chrystus Pan, polecając, aby zostało ustanowione święto liturgiczne
ku czci Jego Serca. Obraz malowany był dla Jezuitów, którzy po 56
latach (1936 r.) przekazali go Braciom Albertynom.
Spośród pozostałych prac trzeba wymienić na pewno olej
na płótnie zatytułowany "Kameduła w celi" (sprzed 1888 r.), nieukończony;
a także piękny (co widać na starej fotografii) obraz "Roraty" - 1888
r., dzisiaj, niestety, bardzo ciemny, prawie czarny, słabo czytelny.
W posiadaniu Sióstr Albertynek na Prądniku Czerwonym
są cztery prace olejne, a wśród nich "Ecce Homo" (146 x 96,5, nie
sygn.) - najsłynniejszy i najbardziej reprezentatywny obraz Chmielowskiego.
Ma on swoją długą i skomplikowaną historię. Artysta zaczął go malować
w 1879 r. w kościele Świętego Ducha we Lwowie. Tam, na galerii, ustawiał
sztalugi i pracował nad obrazem. Malowanie jednak szło mu nie najlepiej,
skoro powracał do pracy w 1880 r., a może jeszcze nawet w 1881 r.
Chmielowski miał wówczas kłopoty z sobą, ze swoją psychiką, a także
z księżmi jezuitami we Lwowie i w Starej Wsi, gdzie wstąpił do ich
Zakonu we wrześniu 1880 r. Ostatecznie został wydalony z Towarzystwa
Jezusowego w kwietniu 1881 r. - "z powodu niebezpiecznej choroby"
- i skierowany do Iwowskiego szpitala dla umysłowo chorych na Kulparkowie.
W szpitalu przebywał ponad dziewięć miesięcy - do 22 stycznia 1882
r., po czym udał się do Kudryńców.
Jesienią 1884 r. Chmielowski, zdrowy i w pełni sił, opuścił
dom swego brata Stanisława w Kudryńcach na Podolu i wyjechał do Krakowa.
Przywiózł ze sobą niedokończony obraz "Ecce Homo", któremu często
bacznie się przyglądał, ale już niczego w nim nie zmieniał. Nigdy
też nie ukończył ostatecznie swego najlepszego dzieła. Dzieła życia
Adama Chmielowskiego jako artysty.
Mijają lata. W losach pięknego, przejmującego obrazu
następuje nieoczekiwany zwrot. Brat Albert przekazuje go w podarunku
arcybiskupowi metropolicie Iwowskiemu obrządku greckokatolickiego
- Andrzejowi Szeptyckiemu, który ujrzawszy dzieło mistrza, tak się
nim zachwycił, że zaczął dość natarczywie nagabywać Brata Alberta
o ten obraz. Malarz, czując się niejako zmuszony moralnie, sprezentował
w końcu "Ecce Homo" abp. Szeptyckiemu. Znana jest późniejsza wypowiedź
Brata Alberta, zanotowana przez jego pierwszego biografa - ks. Czesława
Lewandowskiego: "Obszedłem się z tym obrazem jak partacz
ostatni, lecz tak mnie molestował metropolita, że aby mieć spokój,
dokończyłem go po rzemieślniczemu".
W 1939 r. obraz "Ecce Homo" pokazany był na wystawie
prac Adama Chmielowskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie. Abp Szeptycki
pod koniec swego życia (zm. 1 listopada 1944 r.) przekazał obraz
do Muzeum Archidiecezjalnego we Lwowie. Opiekę nad nim przejęli Ojcowie
Studyci - mnisi greckokatoliccy.
Dalsze losy obrazu - w ciągu prawie trzydziestu lat -
nie są znane.
Dopiero w styczniu 1972 r. odnaleziono go w bardzo złym
stanie w magazynach Muzeum Sztuki Ukraińskiej we Lwowie. Po sześciu
latach żmudnych starań, w lipcu 1978 r. przywiozła obraz do Krakowa
p. Jarosława Szczepańska, wysłanniczka polskiego Ministerstwa Kultury
i Sztuki. Tutaj został poddany starannej renowacji przez nieżyjącą
już świetną konserwatorkę - p. Irenę Bobrowską. Niebywałe wprost
perypetie związane z przywiezieniem obrazu do Polski Jarosława Szczepańska
opisała szczegółowo w redagowanym przeze mnie w latach 1990-97 miesięczniku
ziem górskich Hale i Dziedziny (nr 11-12, 1993 r.).
Dzisiaj "Ecce Homo" znajduje się u Sióstr Albertynek
w Krakowie, odpowiednio zabezpieczony i dobrze strzeżony. Istnieją
co najmniej trzy bardzo udane kopie obrazu. Zdjęcie reprodukowane
w artykule przedstawia oryginał dzieła Adama Chmielowskiego - zostało
wykonane w mojej obecności.
Warto tutaj przytoczyć słowa modlitwy ułożonej przez
Brata Alberta, odnoszącej się do obrazu "Ecce Homo":
Królu Niebios, Królu cierniem ukoronowany, / Ubiczowany,
w purpurę odziany - / Królu Niebios znieważony i oplwany - / Bądź
Królem i Panem naszym, tu i na wieki. Amen.
Kolejne cenne obrazy to: - "Niepokalana", olej na płótnie (
53,5 x 30,5), powstały po 1888 r. Przedstawia Matkę Boską w obszernym,
rozwianym płaszczu w kolorze pięknego błękitu.
- "Matka Boża z Dzieciątkiem", olej na desce (35 x 26,5),
po 1888 r. Nieukończony, ładny kolorystycznie, przedstawiający Madonnę
o pięknej, zamyślonej twarzy. Malowany w Zakopanem dla Marii Witkiewiczowej.
Byłoby bardzo wskazane, ażeby powstała jego wierna kopia, oczywiście,
dokończona przez malarza-kopistę.
- "Święta Weronika" (albo "Powrót z Golgoty"), obraz
wielkich rozmiarów (230 x 114), z ok. 1883 r., nieukończony, zniszczony
jeszcze za życia Brata Alberta. W tym stanie zakonserwowany, ale
dzisiaj kompletnie nieczytelny. Rozpoznawalne są tylko zarysy sylwetek
ludzkich.
- "Św. Franciszek z Asyżu", pełna wyrazu akwarela, małych
rozmiarów (19 x 8,5), powstała po 1900 r.
Nie ma, rzeczywiście, w obu domach albertyńskich zbyt
wielu śladów twórczości świetnego malarza-kolorysty. Wiadomo, iż
Adam Chmielowski często po prostu niszczył swoje niedokończone obrazy;
stawiał sobie bardzo wysokie wymagania artystyczne. Później - kiedy
Bóg powołał Go do służenia ludziom w inny sposób - zupełnie przestał
malować.
Czy szkoda tego niewątpliwie wielkiego talentu? Dla polskiego
malarstwa z pewnością szkoda. Ale Brat Albert pozostał wielki dzięki
swojej świętości, a tej nie da się w żaden sposób zmierzyć - nawet
za sprawą największego talentu.
Ireneusz Kasprzysiak
OPINIE PRZYJACIÓŁ O ADAMIE CHMIELOWSKIM
Opinie są zawarte we wspomnieniach o Adamie Chmielowskim i
w publikacjach dotyczących epoki, w której żył i tworzył - według
wyboru Elżbiety Charazińskiej do katalogu wystawy: "Adam Chmielowski
- św. Brat Albert" (Kraków 1995).
Antoni Piotrowski, malarz,Nowa Reforma, 1917
r.: "...Tam (tzn. w Monachium) zastał braci Gierymskich i całą kolonię
Polaków z Brandtem na czele. Tam od razu zadziwił wszystkich kolegów
subtelnością poczucia koloru. Harmonię barw miał w oku. Bez wahania
spod jego pędzla wychodziły przedziwne i niesłychanie prawdziwe nastroje.
Zręczny jako malarz nigdy nie był, forma przychodziła mu z trudem
o tyle, o ile kolor z łatwością. Z tego powodu bardzo wiele pięknych,
zaczętych obrazów nie doczekało się końca. (...) Malował w dobrych
momentach takie nastroje, że po prostu wyprowadzały nas ´ze zawias´.
Niestety, prawie wszystkie psuł w chwilach chandry".
Andrzej Szeptycki, arcybiskup metropolita obrządku
greckokatolickiego, w Przeglądzie Powszechnym, 1934 r.: "...Pamiętam (
Go) na wieczorach u pana Konstantego Przeździeckiego (przy ul. Wolskiej
w Krakowie)... Brat Albert dysputował o zasadach malarstwa. Krytykował
bez miłosierdzia starą malarską szkołę (...). Pojęcia te były dla
starego Krakowa nowe; stawały się przedmiotem gorących dyskusji (...). W latach 1890 i 1891 często widywałem Brata Alberta i bardzo
się do niego zbliżyłem. Uderzał mnie w Jego postaci charakter artysty
- jaki mimo woli i wiedzy zachował pod grubem już, szarem suknem
tercjarskiego habitu".
Leon Wyczółkowski(z książki M. Twarowskiej, zawierającej
listy i wspomnienia malarza, 1960): "...1880 lub 1881, Lwów, bliższa
moja znajomość z Adamem Chmielowskim (pomyłka, chodzi tutaj o rok
1879 i pierwszą połowę 1880 - I.K.). W kościele Świętego Ducha galeria
kryta wielkimi oknami renesansowymi. Malował Ecce Homo, później ofiarował
go Andrzejowi Szeptyckiemu, metropolicie greckokatolickiemu we Lwowie.
Prawie codziennie widywaliśmy się. (...) Adam Chmielowski odegrał
wtedy (w okresie monachijskim) w sztuce polskiej rolę nauczyciela,
kierownika. (...) Mówił: ´Jeśli człowiek obładowany jest zanadto
formą, posiada kunszt mechanicznie, idzie jak koń w cyrku´. Bronił
się przed tym. Szczerość, prostota. Entuzjazm Boacklina. (...) Przy
mnie namalował św. Marię Małgorzatę i kilka innych prac i szkiców.
Bywał prawie codziennie u mnie, często nocował. Kończył obraz św.
Małgorzatę na ul. Piekarskiego, bo moja pracownia była lepsza".
M. Janoszanka- we wspomnieniach o Jacku Malczewskim,
1931 r.: "...Malczewski nieraz mówił mi o przyjaźni, jaką żywił dla
Adama Chmielowskiego, i o niezatartym wrażeniu, jakie zawsze odnosił
z rozmów z tym świątobliwym człowiekiem. (...) Jacek Malczewski zapragnął
też należeć do rodziny franciszkańskiej. Sam mi opowiadał żartobliwie,
jak prosił Brata Alberta, żeby go przyjął do zgromadzenia, lecz ten,
śmiejąc się, odpowiadał: ´Nie przyjmę Cię, bo ty Jacku, to jesteś
taki esteta, że chcesz pewno w trumnie ładnie wyglądać w kapturze´".
Pomóż w rozwoju naszego portalu