Nowy Jork, a szczególnie jedna z jego dzielnic - Manhattan
rodzi wiele skojarzeń. Manhattan to mozaika kultur z całego świata.
To wychylenie w przyszłość, nieprzeliczone rzesze turystów i życie,
które nie cichnie nawet nocą, szczególnie na ulicy Broadway. Bogate
sklepy i dumne, sięgające nieba drapacze chmur, które dzisiaj przywołają
na pamięć dwa najwyższe z nich, leżące w pyle ziemi. Manhattan to
miejsce wspaniałych parad. Często zatrzymują one ruch w mieście,
a szczególnie na Piątej Alei. Paraduje się tu z różnych okazji. Paradują
różne grupy etniczne. Barwne, rozśpiewane i wesołe uliczne widowisko
trwa nieraz długie godziny. Zauroczeni turyści chcą uwiecznić na
filmie jak najwięcej scen z tego niezapomnianego spektaklu. W tym
korowodzie jest także polska parada - Parada Pułaskiego.
W każdą pierwszą niedzielę października przez Piątą Aleję
przelewa się polski żywioł. Maszerują różne organizacje i firmy polonijne.
Nie brakuje tam polskich strojów i tańców ludowych oraz muzyki. Trzon
parady stanowią grupy z parafii polonijnych. Grupę parafialną prowadzi
corocznie wybierany marszałek, a na wystrojonej platformie lub w
samochodzie jedzie Miss Polonia, która każdego roku także jest wybierana
przez wspólnotę parafialną na specjalnym balu. Każda parafia chce
się zaprezentować jak najlepiej. W takiej grupie nie może zabraknąć
księży. Na trasie parady jest trybuna honorowa, przy której są prezentowane
i pozdrawiane poszczególne grupy maszerujących. Jest także nieoficjalna
trybuna na stopniach katedry św. Patryka. Najczęściej arcybiskup
Nowego Jorku w towarzystwie księży pozdrawia paradujących.
W tym roku było inaczej. Jeszcze dzisiaj, gdy zawieje
południowy wiatr, na trasie parad czuje się swąd pogorzeliska zniszczonych
wieżowców. I wydaje się wtedy, że świat wyżej opisany to już przeszłość,
odległe wspomnienie, ze znakiem zapytania: czy powróci. Nie jest
to czas na radosne paradowanie. Tej jesieni odwołano wiele parad.
A te, które się odbywają, mają inny charakter. Również Parada Pułaskiego
nie pojawiła się w tym roku na Piątej Alei. Niektórzy kapłani, biorący
udział w polskich paradach, pełnią dyżury pośród dymiących ruin zniszczonych "
bliźniaków". Pocieszają żywych i modlą się za umarłych. Wśród nich
jest ks. Tomasz Machalski. Cały dzień, a czasem nocą, trwa na swoim
posterunku. Gdy wybierał się tam pierwszy raz, powiedziano mu: "To,
co ksiądz widzi w telewizji, niech ksiądz pomnoży przez milion razy". "I mieli rację" - mówi ks. Tomasz. To, co tam można zobaczyć, ścina
z nóg. Strażacy, robotnicy wyciągają ze zgliszcz ludzkie szczątki,
wkładają do plastikowychworków, tulą je do piersi i kładą na specjalnie
przygotowanym stole-ołtarzu. Ks. Tomasz mówi, że robią to z wielkim
szacunkiem, bólem i miłością. Trzymają ludzkie szczątki jak matka,
która tuli swoje martwe dziecko do piersi. Kapłan modli się nad ludzkimi
szczątkami i płacze razem z tymi, którzy są obecni.
Kilka dni przed planowanym terminem Parady Pułaskiego
wybrałem się na Manhattan. Samochód musiałem zostawić przy najbliższej
stacji metra, gdyż na Manhattan mogą wjeżdżać tylko te samochody,
w których podróżują przynajmniej dwie osoby. Po przyjeździe na Manhattan
udałem się w dół miasta. Na ulicach brak radości, panuje przygnębienie.
W miarę zbliżania się do miejsca tragedii potęguje się zapach zgliszcz
i smutek. Na ulicach dużo policji, żołnierzy. Tego wcześniej nie
było. Kontrole samochodów. Dochodzę do ostatniej zapory strzeżonej
przez policjantów i żołnierzy. Dalej już podejść nie można. Z tego
miejsca widać dymiące zgliszcza i pracujące dźwigi. Przy barierce
tłum. Zaduma, przygnębienie i smutek. A w najbliższym kościele, pokrytym
pyłem ze zniszczonych wieżowców, trwa nieustannie żarliwa modlitwa,
tak jak we wszystkich nowojorskich kościołach. Przed kościołem różnorodne
plakaty, flagi i płonące znicze.
W drodze powrotnej wsiadłem do najbliższego metra. Atmosfera
jest inna niż ta, którą pamiętam sprzed zamachu terrorystycznego.
Widać przygnębienie. Wśród tego smutnego tłumu zauważyłem elegancko
ubranego starszego pana. Zapłakane oczy. Zapewne wracał ze "spotkania"
z bardzo bliską osobą. Prawdopodobnie codziennie przyjeżdża na to "
spotkanie". Długo patrzy na spalone zgliszcza, przez głowę przewijają
się najpiękniejsze wspomnienia, a łzy bólu spadają na nowojorski
bruk. Po czym samotnie wraca do domu. Zwróciłem także uwagę na młodego
arabskiego chłopca. Zmęczony wracał z pracy. Głęboko na czoło nasunięta
czapka z daszkiem. Spuszczony smutny wzrok, jakby się czegoś lękał,
jakby się czegoś wstydził.
Po drodze wstępuję do jednego z miejsc pamięci o ofiarach
zamachu. Takich miejsc jest wiele w metropolii nowojorskiej. Zachodzę
na główny dworzec autobusowy na Manhattanie. Jest tam coś w rodzaju
ołtarza pamięci ofiar. Strażacy z jednostki dworcowej mieli niedaleko
do płonących wieżowców. Przybyli na miejsce tragedii przed ich runięciem.
Gdy wieżowce zawaliły się, żywcem ich pogrzebały. Dzisiaj na dworcowym
ołtarzu pamięci są ich imiona i fotografie. Na monitorze przy dźwiękach
żałobnej muzyki pojawiają się ich radosne twarze. Na posadzce i stołach
- płonące świece i listy pełne bólu i wdzięczności za ich ofiarę.
Przy tym ołtarzu pamięci zatrzymują się przechodnie. Serca i usta
szepczą cichą modlitwę. Bo tylko Bóg może być oparciem i nadzieją
w dniach takiej tragedii.
Do tej modlitwy włączyli się także ci, którzy każdego
roku uczestniczą w polskiej paradzie. Pod patronatem Generalnego
Komitetu Parady Pułaskiego w sobotę 6 października o godz. 19.00
w katedrze św. Patryka na Manhattanie została odprawiona Msza św.
w intencji ofiar zamachu. Katedra wypełniła się po brzegi. Koncelebrowanej
Mszy św. przewodniczył kard. Henryk Gulbinowicz. Tak jak na paradzie,
tak i tu nie zabrakło elementów wspaniałej polskiej tradycji i kultury.
Ale myśli wszystkich w nabożnym skupieniu kierowały się ku Bogu.
Bo tylko w modlitewnej łączności z Bogiem ludzkość może odnaleźć
mądrość i siłę, aby "przekuć miecze na lemiesze", aby z nieba znikły
bombowce, z mórz - okręty wojenne, a z lądu - czołgi.
Po napisaniu powyższych refleksji dotarły do mnie wiadomości
o tysiącach ton bomb, jakie spadają na Afganistan. Wśród winnych
giną niewinni. A płacz dzieci, najbardziej niewinnych i najbardziej
bezbronnych, dociera znowu do tronu samego Boga. Jak wiele potrzebujemy
modlitwy, jak wiele mocy i łaski Bożej, by uchronić świat przed piekłem
wojny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu