MARCIN PERFUŃSKI: - Jak na aferę w łódzkim pogotowiu zareagowali pracownicy zakładów pogrzebowych? Wiadomo, że lekarze i sanitariusze z karetek byli nazywani "mordercami". A co z pracownikami branży funeralnej?
KS. TOMASZ KRÓL: - Proceder "kupowania" ludzkich zwłok nie jest zjawiskiem nowym. Trwa to już od kilkunastu lat. Między zakładami pogrzebowymi zawsze istniała ogromna rywalizacja. Chodziło o jak największe zyski. Najpierw wyglądało to niewinnie - wpłacano jakieś tam kwoty na rzecz pogotowia w zamian za informacje o zmarłych. Jednak potem pracownicy pogotowia zaczęli wyznaczać własne stawki. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to i te stawki rosły. Dzisiaj mówi się o kwocie 1800 zł za informację o zmarłym. Tragedia polega na tym, że te pieniądze trzeba wmanipulować w całokształt kosztów pogrzebu, bo nikt za darmo tego nie zrobi. Więc rodzina musi płacić znacznie więcej.
Inną formą rywalizacji było niszczenie reklam, a
czasami nawet podpalanie konkurencyjnych zakładów.
Oczywiście, obok tego zawsze istnieli uczciwi, którzy
zachowywali normy etyczne. Przez cały czas bazowali tylko na rzetelnej
i dobrej obsłudze, tym się wykazywali i tym zdobywali klientów. Choć
mieli ich znacznie mniej.
Dzisiaj ci, którzy są wplątani w ten proceder, próbują
jakoś się bronić. Natomiast nie mający z nim nic wspólnego ubolewają
nad takim stanem rzeczy.
- Spotkał się Ksiądz z takimi sytuacjami?
- Owszem. Zmarł kierownik budowy naszego kościoła.
Po próbie reanimacji lekarz powiedział, że trzeba natychmiast sprowadzić
kogoś z zakładu pogrzebowego, bo zmarły puchnie. Jak to: dopiero
co był reanimowany i już puchnie? A że żona zmarłego była w szoku,
to przyjęła ofertę. Czasami wręczano po prostu bilecik jakiejś firmy
albo w imieniu rodziny dzwoniono do umówionego zakładu. To wszystko
niby po to, żeby pomóc w załatwieniu formalności.
Zastanawia mnie, dlaczego afera wybuchła dopiero teraz,
choć mówi się o tym - nie tylko w środowiskach pogrzebowych - już
od 20 lat. Niby wszyscy wiedzieli, a nie wiedzieli. Mówi się na ten
temat, a udaje się, że nie ma problemu. Zło leży gdzieś tutaj: w
naszej obojętności czy cichej akceptacji tego procederu.
- Co w takim razie zrobić, żeby uporządkować tę sytuację?
- Według mnie, brakuje właściwej ustawy, która normowałaby działalność tych zakładów od strony prawnej. Mimo że stołeczne stowarzyszenie przedsiębiorstw pogrzebowych o taką ustawę zabiega już od dawna, to jednak po dzień dzisiejszy jej nie ma.
- Co miałaby ona regulować?
- Po pierwsze - trzeba oczyścić szpitale. Nie mogą
one być miejscami zakładów pogrzebowych. To tragiczna sytuacja, że
w budynkach szpitalnych istnieją całe sale przeznaczone na prosektoria.
Miało to rzekomo pomóc placówkom zdrowia w zdobywaniu dodatkowych
pieniędzy. Tylko że w ten sposób dyktuje się rodzinie zmarłego wybór
konkretnego zakładu pogrzebowego. A rodzina ma prawo do wyboru innego.
Po drugie - w tych zakładach muszą pracować fachowcy.
Nie może być tak, że ktoś otwiera zakład pogrzebowy, bo chce mieć
łatwe pieniądze, a nie ma do tego żadnego przygotowania. Takich zakładów
jest, niestety, dużo. A przecież ma to być posługa zmarłemu i jego
rodzinie. To wszystko powinno wiązać się z ogromnym szacunkiem dla
ciała ludzkiego, a nie tylko z czerpaniem zysków. Jeśli się to nie
zmieni, to będziemy mieli to, co mamy.
- Może powinny być organizowane jakieś kursy dla przedsiębiorców pogrzebowych?
- Takie szkolenia istnieją. Organizują je stowarzyszenia przedsiębiorców pogrzebowych.
- I nie przechodzą ich wszyscy, którzy tworzą zakład pogrzebowy?
- Ależ skąd! Dzisiaj taki zakład może założyć każdy. Wystarczy mieć lokal i zarejestrować się. To kwestia papierka. Nikt nie sprawdza, czy dana osoba jest kompetentna. I na tym polega całe nieszczęście.
- Jednak prawne uregulowanie działalności zakładów pogrzebowych to nie jedyny problem, choć, oczywiście, jest to konieczne. Może oprócz tego brakuje także jakiejś formacji dla tych ludzi?
- Oczywiście, że brakuje. Dlatego powstało duszpasterstwo
pracowników branży funeralnej. I choć dopiero zaczynamy, to od razu
widać, kto jaki jest. Ci, którzy nie mają nic wspólnego z malwersacjami,
przeważnie uczestniczą w naszych spotkaniach. A ci, którzy mają coś
na sumieniu, unikają ich.
Gdy w 2001 r. zorganizowaliśmy pierwszą pielgrzymkę
pracowników
branży funeralnej na Jasną Górę, to z ok. 300 osób
z Warszawy pojechało
tylko 50. Albo nie czują problemu, albo nie
chcą budzić własnego
sumienia. Ale będziemy robić wszystko, żeby
do nich dotrzeć.
Patronem przedsiębiorców pogrzebowych jest św. Józef
z Arymatei. Nawiązując do jego postaci, staram się przypominać o
postawie służby wobec rodziny, zmarłego i jego ciała. Przecież jest
ono świątynią Ducha Świętego.
- Jeśli sytuacja w branży funeralnej jest tak niejasna, to jak można znaleźć uczciwy zakład pogrzebowy?
- Są firmy, które reklamują się w prasie, np. w pismach parafialnych. Do takich zakładów można pójść. Jednak najlepiej porozmawiać z proboszczem swojej parafii. On wie najlepiej, które zakłady są uczciwe. Wtedy uniknie się przykrych sytuacji.
- Nie ma czegoś takiego jak certyfikat, który by honorował uczciwe firmy pogrzebowe?
- Właśnie nie ma. A powinien być. Myślę, że stowarzyszenie skupiające pracowników branży funeralnej będzie zmierzało do jego ustanowienia. Wszystko po to, żeby w stowarzyszeniu znaleźli się tylko ludzie o czystych rękach.
- Dziękuję za rozmowę.
Ks. kan. Tomasz Król pełni funkcję duszpasterza pracowników branży funeralnej archidiecezji warszawskiej. To jedyny oficjalny duszpasterz pracowników zakładów pogrzebowych w Polsce. Ma 62 lata. Od 1983 r. jest proboszczem parafii św. Tomasza Apostoła na stołecznym Ursynowie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu