Reklama

Prymas też chodzi pieszo

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W wolnej chwili kard. Józef Glemp wstąpił kiedyś do jednego z warszawskich kościołów. Było pusto. Usiadł w ławce. Ktoś go zauważył i zadzwonił do księży. Szybko przybiegli i zdziwieni pytali, co trzeba przygotować. Ale Ksiądz Prymas powiedział z uśmiechem: " Nic. Po prostu wstąpiłem do kościoła. Chyba mi wolno?". Po chwili wstał i poszedł do domu.

Taki był zawsze

Kalendarz Księdza Kardynała pęka w szwach, ale on zawsze znajdzie w nim lukę i umówi się na spotkanie, wyznaczy audiencję, weźmie udział w sympozjum. - Jest pracowity, aż do bólu - ocenia ks. inf. Zdzisław Król. - Nawet gdy leżał w szpitalu, lepiej się poczuł dopiero wtedy, gdy zaniosłem mu kilkanaście dokumentów, których nie zdążył jeszcze przejrzeć i podpisać.

Taki był zawsze.

Henryk Pracki, kolega klasowy, wspomina: - Był dobry z łaciny i humanistyki, przy tym bardzo pracowity.
Barbara Dembińska, pracownik Sekretariatu Prymasa Polski z czasów kard. Wyszyńskiego: - Gdy ks. Glempowi były zlecane przez kard. Wyszyńskiego jakieś prace, zawsze wykonywał je bardzo rzetelnie. Z tego słynął.
Prymas, jak twierdzą jego współpracownicy, prowadzi tryb życia wręcz morderczy. Dzień powszedni zaczyna przed godz. 6.00. - Staram się rano odmówić wszystkie obowiązujące kapłana modli-twy brewiarzowe, z wyjątkiem wieczornych, ponieważ potem może nie starczyć czasu - mówi kard. Glemp. Gdy w planie nie ma wizytacji parafii albo uroczystej celebry, o godz. 7.00 w prywatnej kaplicy odprawia Mszę św. Na godz. 8.00 siostry szykują śniadanie, potem jest przegląd prasy. I zaczynają się spotkania, audiencje: polskie i zagraniczne, grupowe, ale też indywidualne. - Ksiądz Prymas nikomu ich nie odmawia. Dodatkowo wprowadził audiencje dla księży: dwa razy w miesiącu mogą przyjść bez wcześniejszego umawiania się - zaznacza ks. prał. Grzegorz Kalwarczyk, kanclerz Kurii.
Stara się też przyjmować wszystkie zaproszenia: na uroczystości, rocznice, otwarcia, poświęcenia, jeśli tylko godzina ta nie jest już zajęta.
Między 13.00 a 14.00 w Sekretariacie Prymasa jest obiad. Zwykle z najbliższymi współpracownikami, czasem z zaproszonymi gośćmi. - Nie jest wybredny, zjada wszystko, co mu się poda - twierdzą księża. - Choć najbardziej chyba lubi rosół z makaronem, bo często gotowała go nam mama - opowiada pani Stanisława Glemp, siostra Księdza Kardynała.
Po południu jest czas na wyjazdy. Prymas rzetelnie przestrzega terminów. Woli wyjechać wcześniej, niż się spóźnić. A czas spędzony w samochodzie przeznacza na odmawianie Różańca albo przygotowanie kazania.
Wieczorem - znów praca. Ksiądz Prymas sam przegląda korespondencję, sam czyta wszystkie dokumenty, sam odpisuje na listy. Najczęściej na komputerze, od którego czasem trudno go oderwać. I tak aż do północy.
Nie ma czasu na odpoczynek. Choć bywa czasami w kinie, ale zazwyczaj na oficjalne zaproszenia: do "Polonii" wybrał się kiedyś na Ogniem i mieczem, obejrzał też Quo vadis i W pustyni i w puszczy w kinie "Kultura" razem z dziećmi jednej ze szkół. W wolnych chwilach chętnie ogląda transmisje sportowe. - Kiedyś z jednym z księży asystowałem Prymasowi w podróży do Limanowej. Wieczorem nie było już żadnych zajęć i Ksiądz Kardynał postanowił obejrzeć transmisję meczu - opowiada ks. Kalwarczyk. - Ucieszyliśmy się, bo przy okazji i my mogliśmy uczynić to samo.
Interesuje się tym, co dzieje się na świecie. Dlatego codziennie czyta prasę i śledzi bieżące wydarzenia. - Muszę interesować się tymi sprawami. Wynika to raczej z obowiązku, z funkcji - mówi Prymas Polski. Wielokrotnie podkreślał, że nie jest politykiem. Ale gdy trzeba, umie zająć stanowisko w konkretnej sprawie. Tym bardziej, że w polskiej rzeczywistości od Prymasa najczęściej takiego stanowiska się oczekuje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nie chciałem rozlewu krwi

Pierwsza "polityczna" decyzja podjęta przez kard. Glempa jako nowego Prymasa Polski wzbudziła wiele kontrowersji. Gdy 13 grudnia 1981 r. wybuchł stan wojenny, mówił: - Sprzeciwianie się postanowieniom władzy w stanie wojennym może wywołać gwałtowne wymuszenie posłuszeństwa, aż do rozlewu krwi włącznie, ponieważ władza dysponuje siłą zbrojną. W styczniu 1982 r. padają kolejne słowa Prymasa: - Jedność możemy zdobywać tylko w dialogu.
Opozycja doznaje szoku. Prymas coraz głośniej jest atakowany, niekiedy mówiło się nawet o sojuszu ołtarza i tronu. Dziś kard. Glemp tłumaczy: - Najważniejsze było dla mnie, żeby nie dopuścić do rozlewu krwi. Wierzyłem, że naród ma w sobie tyle sił, że przezwycięży także i ten kryzys. A system szamotał się już i chylił ku upadkowi.
Teraz, po dwudziestu latach, jakie minęły od tamtych wydarzeń, wielu podziela ówczesną opinię Prymasa. Zdaniem Aleksandra Halla, w latach 1986-89 członka Rady Prymasowskiej, kard. Glemp z wielką rozwagą i wyczuciem przewodził wtedy polskiemu Kościołowi, starając się zapobiec temu, co uważał za najgorsze. Joanna Fabisiak, posłanka AWS w Sejmie poprzedniej kadencji, twierdzi, że to właśnie kard. Glemp przyczynił się do tego, ze krew się nie polała. - Prymas czuł na sobie wielką odpowiedzialność za życie każdego z nas - mówi. Także według Mariana Krzaklewskiego, przewodniczącego "Solidarności", strategia Prymasa była właściwa: - Nie prowokowała przemocy, przyczyniła się do uratowania wielu ludzi. Z perspektywy lat wyraźnie widać, że taktyka Kościoła naprawdę była słuszna.
Prymas powołał wtedy Komitet Pomocy Internowanym. Osobiście angażował się w wiele działań, odwiedzał zakłady dla internowanych. - Gdy zaproponowałem odwiedziny obozu w Białołęce, od razu przystał na moją propozycję, mimo że tego dnia miał wygłosić kazanie w kościele Świętego Krzyża. Przyjechał po kazaniu. Odwiedził wszystkie cele, rozmawiał z internowanymi - wspomina ks. prał. Jan Sikorski, kapelan więziennictwa.
Zasadniczo nikomu nie odmawia pomocy. Andrzej Łapicki, aktor, opowiada, że gdy artyści ogłosili w stanie wojennym bojkot scen polskich, wkrótce okazało się, że po prostu nie mają z czego żyć. - Razem z Kazimierzem Dejmkiem, Gustawem Holoubkiem i Andrzejem Szczepkowskim poprosiliśmy wtedy Prymasa, by publicznie zwrócił się do nas o powrót na scenę - mówi Łapicki. Prymas na propozycję przystał. Choć był za to później atakowany, podejrzewany o jakieś układy z komunistami, nigdy nie wyjawił, że uczynił to na prośbę samych aktorów.
Także kolejne posunięcia Prymasa pokazują go jako kogoś, kto musi podejmować decyzje polityczne, które jednak nigdy nie ograniczają się do polityki i zawsze mają szerszy oddźwięk: po 1989 r. popiera wprowadzenie religii do szkół. Opowiada się za zmianą ustawy dopuszczającej zabijanie dzieci nienarodzonych "z przyczyn społecznych". Popiera rozliczenie się z przeszłością - także przez duchownych. W wywiadzie dla KAI mówi: - Znam księży, którzy zmuszeni byli do współpracy z SB, ale wiem, że czynili to jedynie po to, by ocalić życie. Byli też tacy, którzy naiwnie uwierzyli, że nowy ustrój zapewni lepszą przyszłość. Nie widzę nic złego w rozliczeniu winnych.
Krytykuje blokowanie dróg przez rolników w 1998 r. Apeluje o zaprzestanie stawiania krzyży na oświęcimskim Żwirowisku. Pozytywnie wypowiada się o przystąpieniu do Unii Europejskiej, jednak z zachowaniem określonych wartości.
Ale przede wszystkim, jak sam podkreśla, jest księdzem i duszpasterzem. Tak też rozumie posługę prymasowską.

Reklama

Jak nie został polonistą

Odkąd pamiętam, w domu mówiło się, że Józef będzie księdzem - wyznaje pani Stanisława, sios-tra Księdza Prymasa.
Kard. Glemp o swoim powołaniu: - Od dzieciństwa miałem zamiłowanie do służby Bożej. Wiem też, że mój ojciec kiedyś marzył, by zostać księdzem. Nie zostało to pragnienie zrealizowane, ale w rodzinie pozostał wielki szacunek dla kapłaństwa. To zapewniało małemu chłopcu dobry klimat. Nie umiałbym jednak wskazać decydującego momentu, kiedy nastąpiło odkrycie powołania.
Był ministrantem w rodzinnej parafii w Kościelcu k. Inowrocławia. Gdy w czasie okupacji kościół został zamieniony na magazyn, modlitwy odmawiał w domu. Rodzina była przykładna, katolicka.
Kiedy wojna się skończyła, kościół w Kościelcu wprawdzie otwarto, ale nie było księdza. - Pamiętam, jak ludzie zebrali się na Drogę Krzyżową. Nie było kapłana i wskazali na mnie, że najbardziej się do tego nadaję - i poprowadziłem Drogę Krzyżową.
Choć musiał pomagać w pracach polowych, dużo wtedy czytał, dużo się uczył. - W pokoju do późnych godzin nocnych paliła się lampa. Gdy zasypiałam, często widziałam siedzącego przy niej Józefa z książką w ręku - wspomina siostra.
W liceum był prymusem. Maturę zdał z wyróżnieniem. Ponieważ zainteresowania miał wybitnie humanistyczne, nie było zaskoczeniem, że złożył papiery na polonistykę. - Lubił literaturę, ale też poezję, często recytował w domu wiersze - opowiada Stanisława Glemp. Najbardziej utkwiła jej w pamięci Rękawiczka Schillera. Zresztą niedawno o tym Prymasowi przypomniała. Bez trudu wyrecytował jej wtedy z pamięci cały wiersz.
- Pod koniec wakacji wycofałem jednak papiery i wstąpiłem do seminarium - wyznaje Ksiądz Prymas. Był rok 1950. - Poznałem, że to jest moja droga. Bardzo lubiłem modlitwę, kolegów, naukę. Wszystko było wypełnione radością, mimo że sytuacja powojenna była trudna. Była bieda. Pierwsze opłaty w seminarium uiszczał za mnie proboszcz, bardzo dla mnie życzliwy.
Święcenia przyjął w Gnieźnie w 1956 r. Od wypadków poznańskich aż do grudnia nie miał jednak przydziału do parafii. Wspomina: - Obowiązywało państwowe prawo o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Pozostawałem u swojej matki, wówczas wdowy, ale miałem dużo pracy w jej parafii. Potem byłem kapelanem sióstr i opiekunem domów dla dzieci nieuleczalnie chorych. Praca w tym ośrodku była dla mnie dużym przeżyciem.
Potem uczył religii w szkołach. - Dojeżdżałem rowerem do różnych wsi. Miałem ponad 30 godzin katechezy tygodniowo. Była to ogromna praca.
Przerwał ją dekret, na mocy którego ks. Glemp został wysłany na studia prawnicze do Rzymu. Ich część przypadła na okres Soboru Watykańskiego II. Wtedy również dużo się uczył. - Był taki jak my. Gdy pisał pracę dyplomową, palił papierosy - wspominają koledzy. Potem w Wielkim Poście rzucił palenie. Większość zaoszczędzonych pieniędzy przeznaczał na książki. Dużo czytał - nie tylko po włosku i niemiecku, ale i po łacinie, bo w tym języku miał wykłady. Łacinę doskonale pamięta do dziś. Nie tylko oryginalne formuły prawa kanonicznego.
Ks. prof. Józef Naumowicz: - Kiedyś na promocji książki znanego filologa klasycznego, prof. Jerzego Wojtczaka, zamiast przemówienia, ku zdziwieniu wszystkich, recytował z pamięci Ody Horacego z pięknym metrum łacińskim.

Reklama

W klinice Gemelli

Po powrocie do Polski był osobistym sekretarzem Prymasa Wyszyńskiego. - Ks. prał. Glempa zapamiętałam z tamtych czasów jako kogoś szczególnie pobożnego - mówi Barbara Dembińska, która pracowała wtedy w Sekretariacie Prymasa. Wspomina takie zdarzenie: Kiedyś nagle zmarła jedna z sióstr kucharek. Wszystkich ogarnęła jakaś potworna rozpacz. W pewnej chwili do pokoju wszedł ks. Glemp. Spokojnym, opanowanym głosem powiedział: " Nie trzeba rozpaczać, cierpienie jest dotknięciem ręki Boga, a to przecież jest łaska". - Do dziś wspominam te słowa, gdy spotykają mnie w życiu cierpienia, których po ludzku nie rozumiem - wyznaje B. Dembińska.
W 1979 r. ks. Józef Glemp zostaje biskupem warmińskim. W dwa lata później, niedługo po śmierci Prymasa Wyszyńskiego, udaje się z pielgrzymką diecezji warmińskiej do Rzymu. Wzywa go wtedy do siebie Jan Paweł II, który po zamachu leżał w klinice Gemelli. - Wyjawił mi swą wolę, bym przyjął biskupstwo gnieźnieńskie i warszawskie - wspomina dzisiaj Prymas. - Ze skruszonym sercem podjąłem się wówczas tego zadania. Prymasostwo w ówczesnej sytuacji politycznej nie było przecież łatwe.
Pałac Arcybiskupów Warszawskich przy ulicy Miodowej nowo mianowany Prymas znał już z czasów, gdy pracował tu u boku kard. Wyszyńskiego. Nie ukrywał, że odczuwał brak jego obecności: - Jeśli jest ktoś między nami, kto bardzo odczuwa brak śp. Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego, to właśnie jestem ja. Odczuwam bardzo jego nieobecność tutaj dzisiaj, stojąc przed Wami jako prymas po raz pierwszy - wyznał na spotkaniu z kapłanami 24 grudnia 1981 r.
Do dziś krążą różne legendy o tym, jak Prymas Glemp sprowadził się do swej nowej siedziby. Otóż, ponieważ od pewnej rodziny na Warmii dostał w prezencie psa, z którym zresztą bardzo się zaprzyjaźnił, przywiózł go ze sobą do Warszawy. Kitek - bo tak nazywał się zwierzak - zamieszkał w rezydencji Prymasa. Konwenanse nie zezwalały jednak na jego obecność. - A cóż to za nowy prałat plącze się po podwórku? - miał usłyszeć od jednego z księży. I Kitek musiał wrócić na Warmię. Ale na szczęście nie na zawsze. - Wraz z paniami z Instytutu Prymasowskiego zrobiłyśmy Księdzu Kardynałowi niespodziankę - opowiada B. Dembińska. Przywiozły Kitka do Choszczówki, a potem zaprosiły tam Prymasa na spotkanie opłatkowe. Gdy przyjechał, Kitek natychmiast do niego wybiegł, łasił się, skakał, tańczył z radości. Ksiądz Prymas, niezwykle zaskoczony, zapytał wtedy z niedowierzaniem: "To prawdziwy Kitek?".

Reklama

Po prostu "Józio"

Jest skromny. Ks. Bogdan Bartołd, rektor kościoła akademickiego św. Anny, wspomina: - Ksiądz Prymas zwykle żegna studentów, którzy wyruszają z pieszą pielgrzymką na Jasną Górę. Przed dwoma laty, po wspólnej Mszy św., postanowił odprowadzić ich na plac Bankowy. Gdy tam doszliśmy, zaproponowałem, że go teraz odwiozę do domu. Ale on odparł: "Przecież ja sobie spokojnie dojdę piechotą". I wrócił pieszo.
Grzegorz Polak, szef "Księgi Świętych": - Nie żyje na wysokiej stopie. W czasie pielgrzymki Ojca Świętego do Rygi podszedł do mnie kapelan Prymasa i zapytał, gdzie można coś zjeść, bo Prymas jest głodny. "Tanio czy drogo?" - zapytałem. "Tanio" - odpowiedział kapelan.
Krzysztof Gołębiowski z Katolickiej Agencji Informacyjnej: - Po wizytacji jednej z parafii Ksiądz Prymas został na obiedzie u proboszcza. Gdy siostry postawiły na stole dzbanek z herbatą, wstał i zaczął nalewać ją siedzącym obok ludziom.
Innym razem wstąpił do jednego z warszawskich kościołów i usiadł w ławce. Ktoś zadzwonił do księży, by natychmiast tam przyszli, bo Prymas siedzi i czeka. Gdy kapłani, w wielkiej panice, zjawili się i zapytali, co trzeba przygotować, kard. Glemp powiedział z uśmiechem: " Nic. Po prostu wstąpiłem do kościoła. Chyba mi wolno?". Po czym wstał i poszedł do domu.
Że chętnie chodzi pieszo - wyszło też na jaw podczas pielgrzymki do Częstochowy, kiedy na własne życzenie przeszedł kiedyś ostatni etap razem z pątnikami. W ostatnich latach okazało się też, że jeździ na rowerze. Słynne stały się już przejazdy na rowerach z młodzieżą na spotkania na Polach Wilanowskich w Warszawie, gdzie ma powstać świątynia Opatrzności Bożej.
Pokora jest atutem Prymasa także w oficjalnych spotkaniach. Kiedyś Biuro Ochrony Rządu nie wpuściło samochodu Prymasa na ulicę przed warszawską katedrą, gdzie za chwilę miał odprawić Mszę św., kard. Glemp bez słowa kazał kierowcy zawrócić, dojechał do swej siedziby, po czym pieszo przyszedł - kilka minut spóźniony - do katedry. Nikomu nie robił z tego powodu wyrzutów, na nikogo się nie obraził.
Że jest bezpretensjonalny, prostolinijny i bezpośredni - potwierdzają właściwie wszyscy, którzy mieli z nim osobisty kontakt. - Na początku wydawał mi się nieprzystępny, zbyt poważny i obcy, gdy jednak spotykałem się z nim po raz kolejny, dostrzegłem, jak bardzo jest serdeczny, nawiązywał do poprzednich rozmów, interesował się tym, co robimy - podkreśla M. Krzaklewski. J. Fabisiak dodaje: - Kiedy zaproponowałam Księdzu Prymasowi, by objął patronat nad konkursem " Ośmiu Wspaniałych" i z zapałem zaczęłam opowiadać, że chciałabym stworzyć w szkołach wolontariat, uważnie mnie wtedy wysłuchał, po czym z wyraźną troską zapytał: "Jak ty to zrobisz?"
Kard. Glemp do dziś jest po imieniu ze swymi kolegami. Można się o tym przekonać, przysłuchując się rozmowom na spotkaniach opłatkowych w liceum w Inowrocławiu, które Prymas ukończył, a teraz systematycznie odwiedza. - Kiedy składają sobie życzenia, nie padają żadne oficjalne słowa - mówi Zdzisław Żyliński, dyrektor LO im. Kasprowicza. Legendą obrosła już opowieść, jak żona jednego z kolegów zwróciła się do Prymasa "Eminencjo", a on odparł, wyciągając rękę: "Mów mi Józio".
- Tak najczęściej mówiliśmy do niego w domu i ten zwrot najbardziej chyba lubi - podkreśla siostra.

Budowniczy Świątyni

Gdy kard. Glemp został prymasem, nie zmienił się jako człowiek - zgodnie przyznają ci, którzy znali go wcześniej.
Stanisława Glemp: - Jak dawniej, o wszystkim mogę z nim porozmawiać, nadal dobrze się rozumiemy. Kilka razy w roku brat mnie odwiedza, choć, oczywiście, częściej ja bywam u niego. Spędzamy też razem Wigilię. I zawsze mam problem, co mu kupić na Gwiazdkę! Ostatnio była to woda po goleniu, z czego bardzo się ucieszył.
Ks. inf. Król: - Nie stworzył dystansu, nie stał się wyniosły. Wręcz przeciwnie: zadziwia skromnością i stylem życia. Nie przywiązuje też wagi do spraw materialnych, często zaznacza, że dary, które otrzymuje, nie są jego własnością, ale Pałacu Arcybiskupów. I przejdą do historii.
Skromność daje się we znaki w różnych sytuacjach. Kiedyś Prymas przyjechał na kilka dni do Choszczówki. Zaproponowano mu pokój kard. Wyszyńskiego. - Czy to dobrze, żebym ja go zajmował? - powiedział wtedy z pewnym zażenowaniem.
Nie zrezygnował też ze wspólnych wyjazdów wakacyjnych w gronie najbliższych. Już jako prymas wiele razy pływał z przyjaciółmi na kajakach, grał w siatkówkę czy śpiewał przy ognisku. - Wspólne wieczory na Mazurach kończył dopiero Apel Jasnogórski - mówi siostra Księdza Kardynała. Ks. Kalwarczyk natomiast wspomina wspólny pobyt w Zakopanem. - Wybraliśmy się kiedyś na Giewont. - W połowie drogi nie miałem już siły, a Ksiądz Prymas się ze mnie śmiał i szedł dalej. Na szczęście rozpoznała go jakaś góralka i zaprosiła na mleko, dzięki czemu mogłem chwilę odpocząć!
Pozycja Prymasa w Polsce wciąż jest wyjątkowa. To on - także jako przewodniczący Konferencji Episkopatu - podejmuje najważniejsze decyzje w Kościele. Opiekuje się też Polonią (ogromnie rozwinął kontakty duszpasterskie z Polonią w różnych krajach). Za jego rządów doszło do podpisania i ratyfikacji Konkordatu. W imieniu całego Kościoła uczynił rachunek sumienia na placu Teatralnym w Warszawie. Ostatnio w imieniu Episkopatu zaprosił Ojca Świętego do Polski, już po raz ósmy. - Życzę mu, by wraz z Papieżem wmurował kamień węgielny pod Świątynię Opatrzności Bożej - mówi ks. prał. Kalwarczyk. Budowa Świątyni Opatrzności bowiem jest teraz jednym z najważniejszych celów Prymasa.

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież: wynegocjowany pokój lepszy niż niekończąca się wojna

2024-04-25 07:41

[ TEMATY ]

Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Papież Franciszek

Papież Franciszek

W wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS Franciszek wezwał do zaprzestania wojen na Ukrainie, w Strefie Gazy i na całym świecie. Przypomniał, że w Kościele jest miejsce dla każdego: jeśli ksiądz w parafii nie wydaje się przyjazny, poszukaj gdzie indziej, zawsze jest miejsce, nie uciekaj od Kościoła, jest wspaniały - stwierdził Ojciec Święty.

Fragmenty wywiadu, który trwał około godziny i został przeprowadzony przez Norah O'Donnell, dyrektora „Cbs Evening News”, zostały wyemitowane po północy czasu polskiego. Rozszerzona wersja dialogu zostanie wyemitowana w niedzielę, 19 maja, w przeddzień Światowego Dnia Dziecka, który odbędzie się w Rzymie w dniach 25 i 26 maja.

CZYTAJ DALEJ

Abp S. Budzik: dialog Kościołów Polski i Niemiec jest na najlepszej drodze

2024-04-25 16:33

[ TEMATY ]

Polska

Polska

Niemcy

abp Stanisław Budzik

Episkopat News

„Cieszymy się, że nasz dialog przebiegał w bardzo sympatycznej atmosferze, wzajemnym zrozumieniu i życzliwości. Mówiliśmy także o różnicach, które są między nami a także o niepokojach, które budzi droga synodalna” - podsumowuje abp Stanisław Budzik. W dniach 23-25 kwietnia br. odbyło się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania był metropolita lubelski, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

W spotkaniu grupy kontaktowej wzięli udział: kard. Rainer Maria Woelki z Kolonii, bp Wolfgang Ipold z Görlitz oraz szef komisji Justitia et Pax dr Jörg Lüer; ze strony polskiej obecny był abp Stanisław Budzik, metropolita lubelski i przewodniczący Zespołu ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec, kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, bp Tadeusz Lityński, biskup zielonogórsko-gorzowski, ks. prałat Jarosław Mrówczyński, zastępca Sekretarza Generalnego Konferencji Episkopatu Polski oraz ks. prof. Grzegorz Chojnacki ze Szczecina. W spotkaniu nie mógł wziąć udziału współprzewodniczący grupy kontaktowej biskup Bertram Meier z Augsburga, a jego wystąpienie zostało odczytane podczas obrad.

CZYTAJ DALEJ

„Z bł. Prymasem Czuwamy w Domu Matki”

„Cokolwiek bym powiedział o moim życiu, jakkolwiek bym zestawił moje pomyłki, to na jednym odcinku się nie pomyliłem: na drodze duchowej na Jasną Górę” - mówił bł. kard. Stefan Wyszyński.

Modlitwa o jego kanonizację, nowe powołania kapłańskie i zakonne, a także za Ojczyznę zanoszona jest podczas comiesięcznych czuwań „Z bł. Prymasem w Domu Matki”. W sobotę, 27 kwietnia, wieczorną modlitwę poprowadzą członkowie wspólnoty Jasnogórskiej Rodziny Różańcowej. Rozpocznie ją Apel Jasnogórski o godz. 21.00.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję