"Ja jestem prawosławna, taki jest mój osobisty wybór. Ale wychowana
jestem w rodzinie katolickiej. Niedawno moja babcia, katoliczka,
umarła, więc tutaj, w Szczecinie, poszłam do katolickiego kościoła,
żeby się za nią pomodlić. I tak sobie siedziałam w katolickim kościele
i myślałam: kim ja właściwie jestem? Zdecydowałam, że jestem po prostu
chrześcijanką, osobą wierzącą". Tak opowiadała młoda, białoruska
nauczycielka z Grodzieńszczyzny. Inna mówiła: "Wychowano mnie w rodzinie
tradycyjnie i mocno katolickiej. Wpajano mi mocno w głowę, żebym
za męża koniecznie znalazła sobie katolika. Rzecz w tym, że pokochałam
chłopca z rodziny mocno prawosławnej, takiej, w której jemu wpajano
mocno w głowę: masz sobie znaleźć prawosławną żonę! Za kilka tygodni
mamy ślub, odbędzie się w cerkwi. Ale moja przyszła teściowa stanowczo
domaga się, by dzieci były chrzczone też w cerkwi, moi rodzice upierają
się przy kościele katolickim. Konflikt gotowy - chyba wcale nie ochrzcimy
naszych dzieci, niech same wybiorą, jak dorosną".
Siedzieliśmy w szczecińskim Katolickim Liceum Ogólnokształcącym:
nauczyciele z Grodzieńszczyzny i ze Szczecina. Zastanawialiśmy się
nad tym, jaki wpływ na kulturę naszych krajów wywarło chrześcijaństwo.
Pytaliśmy też o to, jaką rolę chrześcijaństwo może odegrać w naszych
krajach dzisiaj, co zagraża chrześcijańskiej misji. Pierwsze, na
co wskazali goście z Białorusi, był podział chrześcijaństwa i związane
z tym konflikty. Jak ma chrześcijaństwo dobrze oddziaływać, jeśli
jest wewnętrznie skłócone? Obu dziewczynom wyjaśniliśmy, że Kościół
katolicki i Cerkiew prawosławna to Kościoły siostrzane, że przynajmniej
z katolickiego punktu widzenia nic nie przeszkadza nam razem się
modlić. Małżeństwa mieszane mogą sobie ślubować zarówno w cerkwi,
jak w kościele. Na Białostocczyźnie jest nawet obyczaj, że w takich
rodzinach synowie są chrzczeni w kościele ojca, córki w kościele
matki. Ale tak naprawdę przecież problem tkwi w gorszących podziałach
i kłótniach.
Z drugiej jednak strony nie należy przesadzać w opisie
tych sporów - zwłaszcza przewidując ewentualne konflikty w szkole.
Pytaliśmy Białorusinów, czy są w szkole problemy z różnorodnością
wyznań. Czy fakt, że jeden nauczyciel jest katolikiem, a inny prawosławnym
niesie jakieś problemy wychowawcze? Czy nie jest raczej tak, że najgroźniejszy
jest nihilizm większości tamtejszych nauczycieli? Czy nie jest najgroźniejsze
to, że większość nie wierzy w nic i nikogo i uważa to za naturalne,
a nawet dobre?
Najwspanialszym darem, jaki chrześcijaństwo dało światu,
jest przekonanie, że człowiek pojawił się na świecie dlatego, że
wszechmocny Bóg go stworzył z wielkiej miłości. Stworzył go na swój
obraz i podobieństwo. Człowiek nie jest dziełem przypadku, jest osobą
powołaną do miłości i wieczności. Tylko na takiej wiedzy o człowieku
mogły powstać systemy szanujące jego wolność i jego prawa. Tam, gdzie
od tej prawdy się odchodzi, tam zaczyna się nieludzkie cierpienie.
Po odrzuceniu Boga jakiś czas jeszcze można stosować to, czego się
nauczyło w Jego szkole. Ale krótko - potem zwyciężają inne motywacje,
zaczyna się nieszczęście. Dobry społeczny dom trzeba budować na najlepszym
fundamencie. A to mogą zrobić tylko ludzie gorąco wierzący Bogu.
Potrzeba świętych - ta prawda odnosi się tak samo do Polski, jak
do Białorusi. I ta właśnie prawda jest wielkim zadaniem nauczycieli...
Pomóż w rozwoju naszego portalu