Reklama

Zaczerpnięte z życia

Yaw, znaczy urodzony w czwartek (1)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Siedzi przede mną dojrzały mężczyzna, a ja usiłuję przywołać w pamięci nieco mglisty wizerunek chłopaka sprzed trzydziestu kilku lat. Kazik Gergont był moim licealnym kolegą. Chodziliśmy razem do " Słowaka", a nawet przez jakiś czas okupowaliśmy jedną ławkę. Ostatni raz widziałem go, gdy świeżo po maturze szedł Katedralną w procesji Bożego Ciała, wśród alumnów przemyskiego Seminarium. Widok był nieoczekiwany i zaskakujący, gdyż nie było w naszym środowisku takich, którzy by w popularnym "Kaju" dostrzegali jakieś szczególne predyspozycje do kapłaństwa. Potem na długi czas zniknął i tylko w skąpych wieściach ze świata pojawiała się dość egzotyczna wiadomość o jego pracy misyjnej w Afryce. Teraz, gdy z zaciekawieniem spoglądam na człowieka, który przez ćwierć wieku nieprzerwanie przebywał w Ghanie czuję, że z każdą chwilą ubywa dystansu. Bo też to nie kto inny tylko Kazik, prawie ten sam, z pogodną, szczerą twarzą, jasnym spojrzeniem i wciąż złotą czupryną. Odnajduję coś jeszcze. Tchnie spokojem i wewnętrzną siłą przynależną ludziom, którzy nie tylko potrafią znaleźć odpowiedni dystans do spraw tego świata, ale także przekonani są o słuszności własnego wyboru. W każdy życiorys wpisane są elementy decydujące o przyszłości.

Nieraz dopiero po latach identyfikujemy zdarzenia i przyczyny, które miały wpływ czy wręcz układały życie. Mówimy wówczas o przeznaczeniu, zbiegu okoliczności, ślepym losie, czasem ubolewamy nad zmarnowaną, lub w porę niedostrzeżoną szansą. Ignorujemy zjawiska, które nie przystają do naszego praktycznego i racjonalnego pojmowania rzeczywistości. A szkoda, bo przecież nie wszystko da się zmierzyć, obliczyć czy przewidzieć. Kazik okazał się wyjątkiem.

Urodził się w Krównikach pod Przemyślem, w rodzinie szanowanego rolnika i ludowca, jako najstarsze dziecko z pięciorga rodzeństwa. Wyrastał w atmosferze przywiązania do tradycji i wiary. W hierarchii wartości na pierwszym miejscu był Kościół oraz szacunek i posłuszeństwo dla rodziców. Na straży tych podstawowych zasad stał niekwestionowany autorytet ojca. W uczciwym, poukładanym domu chłopiec doświadczał prostych reguł wychowawczych, wedle których matczyna troska i czułość nie upoważniały do rezygnacji czy folgowania obowiązkom. Wiedział dokładnie co mu było wolno, a czego nie, więc z równym apałem uganiał się za piłką, służył do Mszy w kościele parafialnym, odrabiał lekcje czy pomagał w gospodarstwie.

Szybko minęło dzieciństwo i przyszedł czas pierwszych poważnych decyzji. Kończył właśnie podstawówkę i nie bardzo wiedział co dalej robić. Zwyczajem wiejskich dzieci wypadało wyuczyć się jakiegoś zawodu. W owych czasach kształcenie na poziomie wyższym należało na wsi do rzadkości. Coś go jednak ciągnęło do nauki, a zwykła zawodówka czy nawet technikum nie była szczytem ani ambicji, ani możliwości. Poszedł poradzić się księdza. Ówczesny proboszcz parafii, ks. Franciszek Winnicki wyraził przekonanie, że Kazik powinien się kształcić. "Idź do liceum", powiedział, "to ci otworzy drogę na studia. Może skończysz teologię i kiedyś mnie zastąpisz". Dwa lata później ks. Winnicki już nie żył, ale Kazik zapamiętał tę rozmowę. Pozostał w nim ślad, choć jeszcze wtedy żadnych planów na przyszłość nie robił. Zabłysła jakaś iskierka i czas pokazał, że nie zgasła. Liceum Ogólnokształcące im. J. Słowackiego traktowane było jako szkoła dość elitarna. Zdecydowanie przeważali uczniowie z miasta, wśród których prym wiodły latorośle przemyskich elit. Utarł się paskudny zwyczaj lekceważenia i spychania na margines życia towarzyskiego tych, którzy mieli pecha urodzić się na wsi czy nawet na obrzeżach miasta. Pamiętam jak kiedyś stanąłem w obronie Kazia, którego jeden ze szkolnych "arystokratów" niewybrednie spomstował za "nieeleganckie" pochodzenie. Użyłem argumentów mało kulturalnych i niewerbalnych, ale za to skutecznych. Siedzieliśmy później w jednej ławie, bo bardzo polubiłem chłopaka, co dobrą duszę miał wymalowaną na twarzy, a serce na dłoni. Później Kazik radził sobie sam. Po pierwsze był dobrym uczniem i sprawnym podpowiadaczem, co zjednywało mu sympatię. Po wtóre, jako piłkarz LZS-u w Krównikach musiał wykazać się nie tyle umiejętnościami technicznymi, co końskim zdrowiem i takąż siłą. Wieść o tych predyspozycjach musiała w licealnych cherlakach wzbudzić poważanie i respekt.

Tu| przed matur pojechaB na Jasn Gór modli si w intencji czekajcych go egzaminów, gdzie - jak powiedziaB - doszBo do spotkania "sam na sam z Bogiem". Po powrocie nie miaB ju| |adnych dylematów. PoczuB Bo|y dotyk i bez wahania poszedB drog powoBania. Z nikBej iskierki, któr kiedy[ zachowaB w sercu, rozgorzaB pBomieD. W przemyskim Seminarium spdziB ponad rok, a| przyszedB moment wezwania do odbycia sBu|by wojskowej. Ordynariuszem diecezji byB wówczas bp Ignacy Tokarczuk, czBowiek, który w obronie prawdy i w obronie Ko[ cioBa wystpowaB z jawn krytyk wBadzy totalitarnej. To byBo oczywiste, | e w odwecie caBa niech, a nawet nienawi[ skupi si nie tylko na osobie Ksidza Biskupa, ale równie| na podlegBych mu instytucjach ko[cielnych. Kleryków z seminarium skwapliwie powoBywano do sBu|by wojskowej w odlegBych jednostkach, gdzie nie szczdzono im ró|norakich szykan, gBównie po to, by zBama w nich ducha i odcign od Ko[cioBa. Kazik z grup 23 chBopaków trafiB do sBu|by w Bartoszycach, gdzie stacjonowaBa jednostka specjalna. Tam si dowiedziaB, |e jest wrogiem paDstwa i elementem niepo|danym. ZdumiewaBa taka klasyfikacja, bo jak|e mo|na byBo wroga paDstwa przywdzia w Polski mundur. Cigle stosowano podB praktyk polegajc na oferowaniu znacznych przywilejów za deklaracj wspóBpracy. Znakomita wikszo[ nie ugiBa si i przetrwaBa. MaBo tego, w ukryciu przed kadr i ich konfidentami potajemnie kontynuowali nauk. W okresie sBu|by, z ksi|ek ukrywanych w materacach zdoBaB przerobi materiaB z zakresu historii filozofii, metafizyki, logiki. Jednocze[nie dojrzewaBa w nim idea misyjna, tote| koDczc sBu|b wojskow poprosiB o zmian seminarium. ZostaB przyjty do seminarium misyjnego Zgromadzenia Ksi|y Werbistów w Pieni|nie. MusiaB tam przej[ formacj nowicjatu i wej[ w reguBy |ycia zakonnego. Jeszcze przed zBo|eniem [lubów wieczystych i przed [wiceniami napisaB petycj misyjn wskazujc kraje, w których chciaBby pracowa. ByBa to Indonezja, Nowa Gwinea, Brazylia. W odpowiedzi wyznaczono mu Polsk. Decyzj t przyjB z wielkim rozczarowaniem, bo có| za wyzwanie dla mBodego, peBnego pasji czBowieka mogBa stanowi praca misyjna w cywilizowanej, katolickiej Polsce. NapisaB odwoBanie do przeBo|onego zgromadzenia, skd otrzymaB decyzj kierujc go do Afryki. Skoro nie mo|e by Indonezja - pomy[laB - niech wic bdzie Afryka. 22 czerwca 1975 r. odebraB z rk kard. Karola WojtyBy [wicenia kapBaDskie, a we wrze[niu udaB si do Irlandii na kurs jzyka angielskiego. RozpoczynaB si w jego |yciu nowy okres, tajemniczy i nieprzewidywalny. W seminarium otrzymaB przygotowanie teoretyczne. MiaB zajcia z misjologii, antropologii, etnologii, filozofii religii. UczestniczyB tak|e w spotkaniach z misjonarzami, które miaBy pomóc w wyrobieniu pewnego pojcia o tym, co go czeka w kontakcie z innymi ludzmi, inn cywilizacj, kultur i religi. Na ile praktyka miaBa zweryfikowa teori miaB si dopiero przekona. Jedno wiedziaB na pewno. Wyje|d|a z kraju na tak dBugo, jak dBugo bdzie mógB pracowa. WiedziaB równie|, |e praca misyjna nie jest jego prac. SBu|y z Ko[cioBem i dla Ko[cioBa, przez który zostaB posBany. WylatywaB z Rzymu kursem Bczonym przez Nigeri do Ghany. Trudno mu byBo cokolwiek zapamita z dBugiego lotu, gdy| nad wszystkim gór wziBy emocje i jeszcze ciepBe wspomnienia. Samolot wyldowaB w stolicy Nigerii - Lagos - ju| po póBnocy. Pierwsze wra| enie okazaBo si szokujce. Afryka powitaBa go uderzeniem fali niezno[ nego gorca. Mokry od potu czekaB kilka godzin na wbicie do paszportu piecztki. Potem zdezelowanym autem zostaB zawieziony do hotelu, w którym gBównymi lokatorami byBy szczury i mrowie robactwa. Przyzwyczajony do standardów europejskich na wBasnej skórze do[wiadczaB odmienno[ ci nowego [wiata, który na dBugie lata miaB sta si jego domem. Jedynym rozsdnym wyj[ciem byBo uzna i potraktowa wszelkie uci| liwo[ci za normalno[. Im wcze[niej, tym lepiej. Pierwszy krok uczyniB nastpnego dnia, wrczajc urzdnikowi na lotnisku 10 dolarów Bapówki, aby ten Baskawie zechciaB raz jeszcze sprawdzi list

cdn.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W 2024 r. było więcej powołań męskich, a mniej żeńskich

2025-05-07 22:20

[ TEMATY ]

zakonnice

zakonnicy

Karol Porwich/Niedziela

W 2024 r. do seminariów diecezjalnych i zakonnych wstąpiło 301 mężczyzn, o 21 więcej niż w 2023 r. Żeński nowicjat zakonny rozpoczęło 66 kobiet, a w klasztorach kontemplacyjnych przybyło 15 mniszek, o 12 mniej niż rok wcześniej – poinformowała Krajowa Rada Duszpasterstwa Powołań.

Z danych przekazanych PAP przez Krajową Radę Duszpasterstwa Powołań (KRDP) wynika, że w 2024 r. formację rozpoczęło 301 mężczyzn, w tym w seminariach diecezjalnych 196, a w zakonnych 105. Rok wcześniej było to 280 mężczyzn, w tym w diecezjalnych 195 i 85 w zakonnych. To o 21 mężczyzn więcej niż rok wcześniej.
CZYTAJ DALEJ

Konklawe. Co się dzieje po wyborze papieża?

2025-05-07 21:08

[ TEMATY ]

konklawe

PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Konklawe wchodzi w końcową fazę, gdy elekt otrzyma co najmniej dwie trzecie głosów. W tym roku, przy 133 elektorach, będzie to poparcie co najmniej 89 purpuratów. Jeśli tak się stanie, osoba wskazana przez kardynałów usłyszy pytanie: "Czy przyjmujesz?".

„Czy przyjmujesz?” - pyta elekta przewodniczący konklawe. Jeżeli usłyszy odpowiedź twierdzącą, oznacza to koniec konklawe, a wybrany zostaje papieżem. Następnie odpowiada na pytanie o imię.
CZYTAJ DALEJ

Odzyskał należne miejsce w naszej pamięci i historii

2025-05-08 16:41

[ TEMATY ]

Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata

gorzów Katedra

ks. Józef Czapran

Karolina Krasowska

Dla naszego Kościoła lokalnego ks. Józef Czapran był zasłużonym kapłanem

Dla naszego Kościoła lokalnego ks. Józef Czapran był zasłużonym kapłanem

W Gorzowie, w 80. rocznicę zakończenia II wojny światowej, upamiętniono ks. Józefa Czaprana – kapłana naszej diecezji, który w czasie wojny ocalił żydowską rodzinę, umożliwiając jej ucieczkę z okupowanego Lwowa.

Upamiętnienie ks. Józefa Czaprana odbyło się 8 maja, w 80. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Uroczystości rozpoczęły się Mszą św. pod przewodnictwem bp. Edwarda Kawy z archidiecezji lwowskiej w gorzowskiej katedrze pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję