Trudno ją zastać w domu. Energii i optymizmu pozazdrościłby
jej niejeden dwudziestolatek. "Isia", były żołnierz Oddziału Dywersji
i Sabotażu Kobiet, jeździ po Polsce i organizuje wystawy wspomnieniowe
z okresu wojennego i Powstania Warszawskiego. Niedawno wydała książkę "
Ach te dziewczęta", w której opisuje historie pokolenia Kolumbów.
Przystanek przy ulicy Miodowej - miejsce spotkania. Szukam
pani Jadwigi w tłumie czekających na autobus. Nigdy wcześniej się
nie widziałyśmy. "Niska, drobna, starsza pani" - przypominam sobie
rysopis. Dodaję jeszcze w myślach - były żołnierz Oddziału "Dysk"
. Ale na pierwszy rzut oka nie można przecież z twarzy człowieka
wyczytać takich szczegółów. Moja pierwsza myśl - na pewno będzie
siedziała na ławce, jak to starsza pani. Rozglądam się niepewnie.
Miejsca siedzące na przystanku autobusowym zajmuje młodzież. Dopiero
nieopodal dostrzegam panią, która odpowiada wspomnianemu rysopisowi.
Podchodzę, witam się, przejmuję od mojej rozmówczyni materiały. Za
kilka minut okaże się, że w dwóch pokaźnej wielkości reklamówkach,
znajduje się historia pokolenia Kolumbów: zdjęcia, albumy, kasety
wideo z nagraniami programów, w których występowała pani Jadwiga
z towarzyszkami walk oraz książka jej autorstwa - Ach te dziewczęta.
Publikacja ukazuje okupację niemiecką, Powstanie Warszawskie a także
działalność oddziału Dywersji i Sabotażu Kobiet.
Ekumenizm i patriotyzm
W rodzinie pani Jadwigi Podrygałło z domu Tomaszewskiej tradycje
patriotyczne były obecne od zawsze. Dziadek uciekając przed Kozakami
w powstaniu styczniowym, ukrył się w majątku niemieckiej rodziny
w okolicach Walborza pod Łodzią. O miejscu swojego kilkudniowego
schronienia nie mógł długo zapomnieć, z uwagi na obecność w nim ślicznej
dziewczyny. Podczas drugiego spotkania oświadczył się pannie Emilii,
która zgodziła się wyjść za niego. Niestety niemiecka rodzina nie
chciała zaakceptować zięcia Polaka i katolika, dlatego postanowiła
zerwać kontakty z nieposłuszną córką.
- Problemów było wiele - opowiada pani Jadwiga. Moja
babka była ewangeliczką, a dziadek katolikiem, dlatego jeszcze przed
ślubem uzgodnili metodę wychowania dzieci - wszyscy synowie będą
wychowywani w wierze katolickiej, a córki przyjmą wiarę matki. Urodziło
się 12 chłopców... Moja babka ewangeliczka razem z chłopcami chodziła
do kościoła katolickiego. To był dopiero ekumenizm - uśmiecha się
pani Jadwiga.
Tak wychowany Lubomir Tomaszewski, późniejszy konstruktor
silników lotniczych, razem z żoną dbał o wychowanie patriotyczne
i religijne swoich dzieci. Pani Jadwiga już w gimnazjum należała
do harcerstwa, a następnie do Przysposobienia Wojskowego Kobiet do
Obrony Kraju. Po maturze w 1938 r. wstąpiła do Szkoły Nauk Politycznych:
- W marcu 1939 r. z ramienia organizacji przeszłam kurs
na komendantkę blokową. Do moich obowiązków należało zorganizowanie
na terenie posesji punktu sanitarnego, obrony przeciwlotniczej, zapewnienie
pomocy ludności. Pod koniec sierpnia dostałam przydział do bloku
przy ulicy Hożej 9, gdzie mieszkałam. Tu zastała mnie wojna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
"Isia", "Szczeniak"
"Dysk" to kryptonim oddziału Dywersji i Sabotażu Kobiet przy
Kierownictwie Dywersji (Kedyw) Komendy Głównej Armii Krajowej. Sformowany
został wiosną 1942 r. przez porucznik Wandę Gertz pseudonim "Lena"
. W krótkim czasie stał się jedną z najbardziej eksponowanych jednostek
warszawskiej dywersji. W zależności od wykonywanych zadań "Dysk"
został podzielony na grupy: dywersyjną, sabotażową i łączności. Wszystkie
członkinie przeszły szkolenia ogólnowojskowe i specjalistyczne.
- Nauka ta bardzo przydała mi się w czasie powstania.
Nie przesadzę jeśli powiem, że ocaliła mi niejednokrotnie życie -
ocenia pani Jadwiga. W "Dysku" otrzymałam pseudonim "Isia", ale z
uwagi na moją drobną sylwetkę, dziecięcy wygląd przezywano mnie "
Szczeniakiem".
Dzięki takiej fizjonomii byłam "tyczką pomiarową" np.
przy rozpracowywaniu mostu. Mój wzrost 1,5 m warkoczyki z kokardkami,
lizak lub lalka w ręce, nie wzbudzały podejrzeń. Mogłam wszędzie
podejść niby w poszukiwaniu piłki. Przed planowaną akcją przez Kedyw
Komendy Głównej, wyznaczano trójkę dywersantek do rozpoznania terenu.
Docierałam tam, gdzie inni nie mogli. Moje koleżanki: "Kali" i "Marcela"
sprzedawały podczas takiej akcji drobiazgi tekstylne i jednocześnie
starały się rozeznać teren, a ja "mała dziewczynka" bawiłam się z
dziećmi na pastwisku. Towarzysze zabawy dostarczali mi cennych informacji.
Doskonale wiedziałam, w których domach żyje się dostatnio, a zatem
mogły kolaborować z Niemcami.
Reklama
Skład broni na Hożej
Cała rodzina "Isi" zaangażowała się w działalność konspiracyjną.
W rodzinnym sklepie przy ulicy Hożej 9 mieścił się skład broni. Pan
Lubomir Tomaszewski skonstruował specjalną skrytkę z klapą do piwnicy,
w której była przechowywana broń. W momencie zagrożenia zamykano
ją za pomocą przycisku.
Rewizje zdarzały się często w okupacyjnej Warszawie.
- Najpierw weszli do sklepu i z towaru zrobili pobojowisko
- opowiada pani Jadwiga. Wrzeszczeli: "Gdzie broń!?". Udawałam nieco
opóźnioną w rozwoju. Potem hitlerowcy kazali wyjmować pościel. Nad
wanną stało terrarium mojego brata Jurka z zaskrońcami i trytonami.
Wyjęłam z wanny poszewkę na poduszkę trzymając za róg ze spłonką
potrząsnęłam nią i... wypadły trytony, które zaczęły biegać po kuchni.
Hitlerowcy z obrzydzeniem skierowali się w stronę pokoju, w którym
pod piecem stała torba z bułką paryską. Niemiec żywo gestykulując
wskazywał palcem na nią. Cofnęłam się. Dopiero później zobaczyłam,
jak wokół bułki wije się kolejny zaskroniec. Wyszli, nic nie znaleźli.
Reklama
"Godzina W"
W oddziałach Armii Krajowej już 27 lipca 1944 r. zarządzono
ostre pogotowie, czekano na wiadomość z Londynu o wyrażeniu zgody
na akcję zbrojną. "Isia" w swojej książce Ach te dziewczęta tak wspomina
ten moment: "Pożegnawszy się z rodzicami zabrałam ze sobą worek-plecak
uszyty z lnianego płótna, zgodnie z instrukcją żywność na trzy dni
i kilka potrzebnych rzeczy osobistych. Na miejsce koncentracji w
fabryce Telefunken nie wszystkie dziewczęta z "Dysku" dotarły. W
różnych dzielnicach powstanie zaczęło się wcześniej, uniemożliwiając
w ten sposób stawienie się o wyznaczonej godzinie na miejsca zbiórek"
.
Teraz liczyły się wszystkie umiejętności zdobyte podczas
szkoleń. - Dostałam od Kryski rozkaz sprawdzenia terenu nad Wisłą
ostrzeliwanego przez Niemców. Czołgając się po ziemi wpadłam do dużego,
zamaskowanego dołu, w którym odkryłam mundury niemieckie. W ich kieszeniach
znalazłam cenne notatki dotyczące pozycji wojsk niemieckich i kiedy
już opuszczałam dół zauważyłam futro. Okazało się ono siedliskiem
pcheł, które natychmiast przesiadły się na mnie. Nie zważając na
ostrzał wojsk niemieckich, wyskoczyłam z dołu. Meldunek składałam
dowódcy przez drzwi zanurzona po uszy w beczce z wodą. Kapitan nie
chciał, abym podzieliła się z nim pasożytami.
Koniec powstania należał do najtrudniejszy momentów,
brakowało wszystkiego. - To był koszmar wegetacji niedobitków oddziału "
Dysk". Na ulicy Noakowskiego "Lena" miała z nami ostatnią odprawę.
Wypłaciła nam żołd każdej po 20 dolarów i 10 tys. tzw. "młynarek"
. Poinformowała nas, że na mocy porozumienia powstańcy zostali uznani
za żołnierzy Armii Krajowej a nie, jak dotąd nas uważano i traktowano,
za bandytów.
Wystawy, spotkania, wspomnienia
O napisaniu wspomnień myślała od zawsze, ale wiązało się to
z dużymi kosztami. Na przełomie lat 70. zrezygnowała z pracy protetyka
dentystycznego i przeszła na emeryturę. Wtedy postanowiła przekazać
młodzieży bogatą historię walczącej Warszawy. Przygotowała kilka
wystaw, z którymi objechała Polskę. Ze skromnej emerytury powiększała
ilość tekturowych tablic ze zdjęciami, gromadziła pamiątki. Każde
zdjęcie wojenne jest na wagę złota. Na szczęście kolorowe ksero,
skanowanie, nieco poprawiło ich jakość. W międzyczasie pojawił się
znaczek "Dysku" zrobiony ze srebrnego widelca, proporzec i tablica
pamiątkowa na frontonie kościoła pw. św. Jana Bożego przy ulicy Bonifraterskiej
14.
Na wydanie książki Ach te dziewczęta musiała długo czekać.
- W końcu dostałam spadek i postanowiłam pieniądze przeznaczyć
na wydanie książki. Niestety okazało się, że środki są niewystarczające
i po długich mediacjach Związek Powstańców Warszawskich dofinansował
wydanie książki.
Panią Jadwigę trudno zastać w domu przy Krakowskim Przedmieściu.
Mimo problemów zdrowotnych nadal podróżuje po Polsce z "lekcjami
historii". Niedawno była w Krakowie, gdzie w Muzeum Armii Krajowej
zorganizowała wystawę pt. Powstańcze korzenie oraz stałą ekspozycję
w gimnazjum krakowskim im. Powstańców Warszawy. Teraz wybiera się
do Kielc. W październiku planuje inaugurację kolejnej wystawy w Domu
Pielgrzyma przy kościele pw. św. Stanisława Kostki w Warszawie. Mimo
wakacji lekcje historii u pani Jadwigi nadal trwają.