Stephen Biller z Wielkiej Brytanii, doradca frakcji Europejskiej Partii Ludowej - EPP-ED w Parlamencie Europejskim, odpowiada na pytania ks. Cezarego Chwilczyńskiego
Ks. Cezary Chwilczyński: - Papież Jan Paweł II, wspominając o zjednoczonej Europie, bardzo często mówi o potrzebie jedności duchowej tego kontynentu. Tymczasem wielu zdaje się nie pamiętać nawet o naszych chrześcijańskich korzeniach. Jakie są oczekiwania, w związku z tym problemem, wobec Polski wchodzącej w struktury unijne?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Stephen Biller: - W czerwcu 2004 r. polskie społeczeństwo będzie mogło po raz pierwszy wysłać swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. Zachodni chrześcijanie oczekują wzmocnienia chrześcijańskiej obecności w Parlamencie Europejskim. Liczą na poparcie przy głosowaniach nad ustawami i sprawozdaniami dotyczącymi chrześcijańskiej moralności i stosowania Ewangelii w codziennym życiu. Wiąże się z tym pierwsze bardzo ważne zadanie dla polskiego społeczeństwa: wybrać takich przedstawicieli, którzy opowiadają się za chrześcijańskimi wartościami. Po drugie - polskie społeczeństwo ma cenne doświadczenia bogatej, tysiącletniej historii. To w Waszym kraju byli pierwsi demokraci wybierający swojego króla.
Wchodzicie do Unii Europejskiej, która nieustannie się rozwija, gdzie wszystko jest jak malowanie obrazu. Wasi przedstawiciele ze swoimi pomysłami będą brali udział w tworzeniu tego politycznego pejzażu. Do tej pracy Polacy wniosą historię kalwarii swego narodu. Polacy dużo wycierpieli w ciągu minionych stuleci, szczególnie w XX wieku. To może być ich bardzo ważny argument. Naród, który doznał wiele upokorzeń, bardziej dostrzega w życiu priorytety. I tej wyrazistości poglądów oczekuję od Waszych przedstawicieli podczas ich przyszłej pracy nad budowaniem Unii Europejskiej.
- 18 października ub.r. w Estorial w Hiszpanii chrześcijańscy demokraci przyjęli dokument pod nazwą „Konstytucja dla silnej Europy”. Opowiadają się w nim za uznaniem dziedzictwa chrześcijańskiego w preambule konstytucji. Jaka, Pana zdaniem, jest szansa, aby odniesienie do dziedzictwa chrześcijańskiego znalazło się w ustawie zasadniczej UE?
- Odpowiedź na to pytanie wciąż jest tematem debaty zarówno wewnątrz naszej frakcji, jak i w ramach spotkań z przewodzącymi Unii Irlandczykami w Dublinie. Mogę mówić tylko za siebie. Uważam, że jeżeli w preambule do konstytucji nie będzie odniesienia do chrześcijańskich korzeni, to nie powinniśmy mieć konstytucji. Może trzeba jeszcze trochę poczekać. Z Bożą pomocą, za dwa lata możemy mieć chrześcijańsko-demokratyczny rząd Niemiec, a być może także Polski czy Węgier albo też nowego prezydenta Francji, który nie będzie tak laicki. Byłby to dobry czas na spełnienie naszych oczekiwań.
Reklama
- Przed czym przestrzegałby Pan Polskę w przededniu jej akcesji do struktur unijnych?
- Nasze chrześcijańskie życie jest nieustannym wyzwaniem. Tym bardziej że społeczności Europy Zachodniej są duchowo oschłe i ciągle postępuje w nich duchowe osłabianie. Widać to choćby na przykładzie statystyk dotyczących zawieranych małżeństw, których liczba nieustannie maleje. Młodzi ludzie wolą żyć raczej jako partnerzy niż w związku zawartym przed Bogiem. Duża liczba aborcji, wprowadzenie prawodawstwa sprzyjającego eutanazji - wszystkie te czynniki wpływają na osłabienie zarówno fizyczne, jak i moralne naszych społeczności. We Francji próżnię tę zapełniają muzułmanie, którzy stanowią ponad 10 procent społeczeństwa. Podobna tendencja jest w Holandii oraz w Niemczech, gdzie muzułmanie założyli pierwszy uniwersytet, aby wypracować model europejskiego islamu. Wielu z nich osiedliło się także w Wielkiej Brytanii. Widać, jak muzułmanie wykorzystują osłabienie chrześcijan na Zachodzie.
- Co w tej sytuacji powinni zrobić chrześcijanie?
- Potrzeba wielkiej mobilizacji zarówno katolików, jak i protestantów. Mamy być świadkami Jezusa Chrystusa poprzez przykład naszego życia. Nawet jeżeli nie będziemy wypowiadać słowa „Chrystus”, powinniśmy korzystać z argumentacji i logiki Ewangelii, aby tę naukę szerzyć i wdrażać w naszych społeczeństwach.
- Wróćmy jeszcze do spotkania w Estorial. W jednym z przyjętych tam dokumentów jest mowa o „moralnym zobowiązaniu solidarności wobec krajów najuboższych”. Jak Europejska Partia Ludowa zamierza realizować ten zapis?
- Już w 1974 r. przodujący w Europie chrześcijańscy demokraci wdrożyli porozumienie, poparte dużymi finansami, na wsparcie i rozwój gospodarczy najuboższych państw w Afryce i Azji - dawnych kolonii europejskich. Od tego czasu Unia Europejska wydała na ten cel więcej pieniędzy niż Stany Zjednoczone i Japonia łącznie. Jest to więc praktyczne zastosowanie chrześcijańskiej nauki, którą pokazali dawni chrześcijańscy demokraci. Nie mówili o Jezusie czy Ewangelii, ale ich konkretne, polityczne wybory były przesycone Ewangelią. I dziś też to widać. Należy tylko przyjrzeć się budżetowi Unii Europejskiej, aby zobaczyć, że pomoc dla ok. 70 najbiedniejszych państw świata jest ważnym priorytetem naszej pracy. Także w Brukseli są instytucje Kościoła katolickiego, które wykorzystują te pieniądze np. na swoje dzieła w szpitalach, przy nawadnianiu pól, na świeżą wodę dla wiosek albo na pozyskiwanie energii słonecznej. To dobry przykład na pokazanie zaangażowania Unii w pomoc najbiedniejszym krajom świata.
- Dziękuję za rozmowę.