KS. PAWEŁ STANISZEWSKI: - Blisko 200 tysięcy ludzi
bawiło się w tym roku na początku sierpnia przez 2 dni w Żarach podczas
ósmej edycji Przystanku "Woodstock", największego festiwalu rockowego
w Polsce. Był też "Przystanek Jezus", w którym Ksiądz uczestniczył.
Chyba można powiedzieć, że po raz pierwszy zaistniał on nie "po partyzancku"
.
KS. MIROSŁAW KUREK: - Tak, rzeczywiście byliśmy przygotowani
profesjonalnie. Mieliśmy olbrzymi namiot, w którym była codzienna
Msza św. Poprzedzone to było rekolekcjami, które przeżywaliśmy w
Kunicach Żarskich; prowadził je biskup pomocniczy diecezji zielonogórsko-gorzowskiej
Edward Dajczak. Później był cały czas z nami na placu, modlił się
z nami i ewangelizował. Twierdzi bowiem, że jeśli się weźmie na serio
słowa, że człowiek jest drogą Kościoła, to właściwie nie ma takiego
miejsca, gdzie człowiek mógłby być pozostawiony bez świadków. Stąd
my jesteśmy świadkami, przeświadczeni, co zawsze podkreślamy, że
nie idziemy tam, jako lepsi do gorszych, posiadający wszechwiedzę
i monopol na zbawienie, ale idziemy świadczyć o miłości Jezusa Chrystusa,
o niczym więcej.
- Niektóre media próbowały ukazać Was jako konkurencję dla samej inicjatywy Jerzego Owsiaka.
- Nic podobnego. To jest wielkie nieporozumienie. Przecież jest powszechnie wiadomo, iż "Przystanek Jezus" posiada zupełnie inny cel; jest to konkretna inicjatywa ewangelizacyjna. Mówi się dzisiaj, że coraz mniej młodzieży widać w kościele. Więc my staramy się poprzez tę inicjatywę jako zespół ewangelizatorów, jako przedstawiciele kościelnego nurtu nowej ewangelizacji wyjść w imię Kościoła do tych młodych ludzi. Staramy się do nich przemówić " ich językiem", stąd wspólnie z tymi młodymi ludźmi tańczymy, śpiewamy, co czasami może się wydawać starszym osobom, przyglądającym się temu z boku, trochę dziwaczne, a może i nie na miejscu. Ale przecież w takich sytuacjach uwidacznia się ten Kościół żywy.
- To, co robicie, koresponduje z tym, co mówi Ojciec Święty.
- Dokładnie tak. Ojciec Święty mówi, iż Kościół ma być Kościołem młodym; ma się zmieniać do potrzeb wynikających z ducha czasu. I właśnie taka jest inicjatywa "Przystanku Jezus". Ale trzeba także powiedzieć, iż "Przystanek Jezus" nie istniałby bez "Przystanku Woodstock". Bo jedno w drugim ma dopiero sens. "Przystanek Woodstock" jest dla nas doskonałą okazją do ewangelizacji, gdyż gromadzi tysiące młodych ludzi, których zapraszamy do budowania wspólnoty miłości w Kościele. Ale chcę zaznaczyć, iż my nie ewangelizujemy na siłę. Nie zamierzamy łamać woli tych młodych ludzi. Moja posługa kapłańska w Żarach właśnie na tym polega, że ja i moi współbracia kapłani szanujemy wolność. My tylko dajemy im alternatywę wyboru, wskazując na piękno drogi prawdziwie chrześcijańskiego życia.
- Mówi się potocznie, i jest takie przekonanie, że do Żar jedzie najgorszy element naszej młodzieży. Czy tak rzeczywiście jest?
- Jest to absurdalne przekonanie. Ci ludzie są w jakiś sposób bardzo wrażliwi, poszukujący. Ale trzeba czasu, zanim dokona się w nich pewna przemiana. A świadkiem takiej przemiany już wielokrotnie byłem. Przytoczę tutaj takie osobiste doświadczenie, które było dla mnie powodem do wielkiej radości. Oto przed dwoma laty w czasie "Przystanku Jezus" spotkałem młodzieńca, który był po kilku nieudanych próbach popełnienia samobójstwa. Odbyliśmy bardzo długą rozmowę. Z mojej strony miała miejsce bardzo długa motywacja i pobudzanie do życia w duchu ewangelicznym, chrześcijańskim. On stwierdził, że jest tutaj z kolegą, z którym też muszę porozmawiać. I rzeczywiście następnego dnia rano, już o 6.00 przyszedł z tym swoim kolegą, z którym też długo rozmawiałem. Potem po roku spotkaliśmy się w Żarach ponownie i usłyszałem z ich ust stwierdzenie, że już dwa dni mnie szukają. Z rozmowy dowiedziałem się, iż przez ten rok bardzo wiele rzeczy w ich życiu się zmieniło. I to postrzegam jako dzieło Pana Boga. I chwała Mu za to, co się dokonało. Oczywiście przystąpili u mnie do spowiedzi. "Mieliśmy iść do naszego proboszcza do spowiedzi, ale postanowiliśmy, że poczekamy i przyjdziemy do ciebie" - stwierdzili zgodnie. Może dziwić, że zwracali się do mnie po imieniu, ale w tamtych warunkach jest to normalne. Ale ważne jest nie to, jak zwracają się do mnie: proszę Księdza, czy Mirek, ale to, co usłyszałem z ich ust: "Chcieliśmy się wyspowiadać u ciebie, bo ty nas jako pierwszy potraktowałeś poważnie; nie bałeś się nas; zacząłeś z nami normalnie rozmawiać". Na pewno ciąży na nich ciężar szczególnych, rozmaitych doświadczeń, zranień, często na płaszczyźnie życia rodzinnego. Stąd czasami budzi się u nich bunt, także przeciwko Bogu i Kościołowi. Takim ludziom trzeba pomóc spojrzeć właściwie, z chrześcijańską nadzieją na swoje życie.
- Na pewno trudno jest rozpocząć rozmowę z taką osobą, zranioną, może uprzedzoną do Kościoła, bo być może kiedyś za jej " inność", inny strój, została w tymże Kościele wyśmiana, zlekceważona, a może z niego wyrzucona.
- Słusznie. Bo jeśli przyszła do mnie dziewczyna, która "przełamała się" i mówi, że już sześć lat nie była u spowiedzi, to ja nie zaczynam od stwierdzenia: "Musisz się wyspowiadać", ale najpierw próbuję wzbudzić motywację. To znaczy najpierw zaczynam rozmawiać z nią o jej zainteresowaniach, by nawiązać między nami jakąś tam nić przyjaźni. Później mówimy o jej życiu, problemach. W końcu po dwóch, trzech godzinach ta dziewczyna sama mówi: "Ja bym chciała się wyspowiadać".
- W kontekście tego, co Ksiądz powiedział, nasuwa się pytanie: Ile osób skorzystało z sakramentu pokuty i pojednania w Żarach?
- Trudno jest mi powiedzieć. Faktem jest, że w tym czasie, tj. od środy do niedzieli, w nocy spałem tam po 2-3 godziny, gdyż miałem dużo pracy we wspomnianym właśnie wymiarze. I myślę, że każdy ksiądz był w podobny sposób zajęty. Dużo modliliśmy się wspólnotową modlitwą wstawienniczą nad poszczególnymi osobami. Dodam, że w Żarach w "Przystanku Jezus" wzięło udział 80 kleryków, 40 księży. Jak ja zaczynałem jeździć na "Przystanek Jezus", było nas 7 księży, w tej chwili już mówimy o 40. Dodać też trzeba, że było tam ok.1000 młodych ludzi w koszulkach z napisem "Jezus O.K." I myślę, że z każdym rokiem będzie nas więcej - zaangażowanych w tę akcję ewangelizacyjną. Widać to chociażby w wymiarze diecezjalnym; diecezja łowicka zaznaczyła wreszcie swoją obecność w sposób znaczący, bo byli ludzie z Rawy, którzy przyjechali, z Wiskitek, gdzie jak pamiętamy, chociażby z relacji w Niedzieli Łowickiej, miały miejsce warsztaty ewangelizacyjne, była też młodzież ze wspólnoty ode mnie z Sochaczewa. To nie była więc mała grupka gromadząca się wokół księdza, ale różni ludzie z różnych stron diecezji.
- Czy planuje Ksiądz jakieś łowickie przedsięwzięcie ewangelizacjne?
- Tak, rozpoczęliśmy już w Wiskitkach tworzenie Szkoły Nowej Ewangelizacji. To jest wymóg chwili. Młodzi chrześcijanie powinni się dzielić sobą. To jest dla mnie bardzo ważne przedsięwzięcie. Budujemy nowe kościoły z cegły, a zapominamy o budowie Kościoła w sercach ludzkich, szczególnie tych młodych, czasami trochę zagubionych. Tymczasem Carlo Caretto powiedział kiedyś taką maksymę: "Współcześni katolicy to głupcy, bo budują domy zapominając o kopaniu studni, gdyż źródło jednak bije gdzie indziej". Myślę, że to jest ważne, byśmy potrafili właśnie w ten sposób oddziaływać i wszędzie, gdzie są młodzi ludzie, my powinniśmy z jakimś przedsięwzięciem wychodzić, mówiąc obrazowo: stawiać namiot pośród ich namiotów, dom pośród ich domów, być pośród nich, przemawiając do nich ich językiem, przekładać prawdy ewangeliczne na ich język, szanując ich wolność, wyrażoną chociażby w stylu ubierania się. Jest jednak jeszcze jedna bariera do pokonania: mianowicie trzeba do tego przekonać rzesze ludzi myślących kategoriami tradycyjnymi, konserwatywnymi, że jest to wielki sposób oddziaływania ewangelizacyjnego, pociągnięcia młodych do Chrystusa i Kościoła. Ale myślę, że czas swoje zrobi, bo Bóg działa cuda, czasami powoli, przez człowieka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu