Przekaźnik telewizyjnej "Panoramy", relacjonując (15 sierpnia
o godz. 22.00) rocznicę zwycięstwa z 1920 r., jednym tchem stwierdził,
że cudu nie było, a zwycięstwo odnieśliśmy dzięki operacji wojskowej
prowadzonej przez... itd. Zaskakuje takie sformułowanie, skoro wiemy,
że odpowiedź na pytanie "był cud, czy go nie było?" nie należy do
kompetencji dziennikarskich lecz teologicznych.
Generał Józef Haller tak to przedstawia: "Nazwano tę
bitwę cudem dlatego, że odbył się gwałtowny, tak nieoczekiwany zwrot
w naszej sytuacji wojennej i czego zrazu przerażony naród nie mógł
pojąć - słysząc o naszym gdzieniegdzie panicznym odwrocie; widząc
coraz to powiększające się szeregi rannych, których szpitale nie
mogły pomieścić, zwłaszcza przy rozwijającej się epidemii tyfusu
i dezynterii; widząc tłoczące się po drogach masy uchodzących ze
Wschodu ze swoim dobytkiem; a propaganda bolszewicka docierała coraz
bardziej w głąb kraju, niestety sekundowała jej część prasy, na którą
niejednokrotnie wyzywali żołnierze... Naród zjednoczył się politycznie
i społecznie..., a wszyscy modlili się żarliwie i tak iskra nadziei,
w dniu 15. 08.1920, przemieniła się w żar płomienny wiary w pełne
zwycięstwo" (Duszpasterz polski zagranicą, nr 4, Rzym 1950, s. 420)
. Główny operator tegoż zwycięstwa tak to rzeczowo osądza: "Zwycięstwo
nasze u wrót stolicy Polski, wkrótce po tak gwałtownym odwrocie wojsk
polskich przed przeważającymi siłami nieprzyjacielskimi i po poniesieniu
widocznych strat, nie mogło być odniesione bez widocznej pomocy Bożej,
którą uprosiła wraz z modlącym się narodem... Królowa Polski w swoje
święto Wniebowzięcia 1920 r." (tamże, s. 412).
Nie jest to prywatna ocena pobożnego wojaka, który objeżdżając
całą kulę ziemską, potrafił przywieźć do Polski jedyną bojowo zorganizowaną
Błękitną Armię. Duchowa mobilizacja narodu zdumiewała zaprawionych
w bojach I wojny światowej wytrawnych wodzów. Wysłany przez marszałka
Foche´a gen. Maxime Weygand dzieli się tym, co widział na własne
oczy: "W kościołach o każdej godzinie dnia można było widzieć mężczyzn
i kobiety zanurzonych w modlitwie jak w przepaści... Nigdy nie widziałem
ludzi tak modlących się, jak w Warszawie" (Gen. M. Kukiel, Dzieje
Polski porozbiorowe, s. 665). Podobnie wypowiada się inny generał
francuski: "Ścigają ludzie zgłodzeni, szkielety. Ożywia ich tylko
płomień ich oczu, w których czyta się gorącą wolę, by dotrzeć do
celu" (L. Faury, Bitwa pod Warszawą).
Przeniknięcie realiów militarnych duchem nadprzyrodzonym
jest wystarczająco widoczne. Równie widoczne jest rozciągnięcie tego
wydarzenia, w kompetencji teologicznej, przez najwyższy autorytet
- Papieża Jana Pawła II nie tylko na Polskę, ale na cały świat. Tak
też zadekretował Ojciec Święty Jan Paweł II 15 czerwca 1999 r. w
Warszawie: "Przed chwilą nawiedziłem Radzymin, miejsce szczególnie
ważne w naszej narodowej historii... Było to wielkie zwycięstwo wojsk
polskich - tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto
naturalny i dlatego zostało nazwane Cudem nad Wisłą... O wielkim
Cudzie nad Wisłą przez dziesiątki lat trwała zmowa milczenia... Na
nas Opatrzność Boża niejako nakłada obowiązek podtrzymywania pamięci
tego wielkiego wydarzenia w dziejach naszego narodu i całej Europy"
.
Dziś jesteśmy świadkami, jak "zmowa milczenia" przechodzi
w "zmowę zakłamania". Więc to do nas odnoszą się słowa Jana Pawła
II przypominające, że "na nas Opatrzność Boża nakłada obowiązek podtrzymywania
pamięci" o wielkim Cudzie z 1920 roku (vide obszerniej w Prezbiterium
szczecińskim, nr 9-10, rok 2000, s. 282-286).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
