Stałem z rodziną w samym środku dwu i półmilionowej wspólnoty,
podkreślam stanowczo: wspólnoty, nie tłumu. To byli ludzie, zebrani
razem, w jasno określonym i wspólnym celu. To byli ludzie gotowi
sobie w realizacji tego wspólnego celu pomagać - choćby przez unikanie
wszystkiego, co bliźniemu mogłoby przeszkadzać w spotkaniu, a zarazem
przez wyrozumiałość dla indywidualnych potrzeb lub niewielkich niedociągnięć
w czyimś zachowaniu. To był Kościół - była modlitwa, było słuchanie
Słowa, była wzajemna miłość...
Krakowskie Błonia, 18 sierpnia 2002. Na powitanie i przed
papieską homilią słychać było potężne skandowanie: "Chcemy Cię słuchać,
chcemy Cię słuchać!" A potem, w czasie homilii zapadła wielka cisza,
przerywana tylko od czasu do czasu brawami. Cisza aż niesłychana
- tyle narodu wokół, a tu można usłyszeć przelatującego owada. W
tej ciszy dobitnie padały wypowiadane z takim trudem słowa, czuło
się ogromny wysiłek w przekazywaniu daru słowa, ale i wysiłek w jego
przyjmowaniu. Czy Polacy, czy to wielkie zgromadzenie słucha Papieża,
czy tylko mu klaszcze, czy tylko się cieszy, że Ojciec Święty jest
Polakiem? Ta cisza była jednoznaczna - ci, którzy przyszli na krakowskie
Błonia słuchali bardzo uważnie... A to nie byle jaka grupa - prawie
10% narodu zdecydowało się ponieść trud przyjazdu i spotkania w ogromnej
masie ludzi!
Podobno nasze polskie zachowanie przeczy naszemu oklaskiwaniu
słów Papieża. Zbyt dużo rozbitych rodzin, pijaństwa, przemocy, kradzieży,
afer, złej pracy. To prawda, że zbyt dużo: choćby w całej Polsce
było tylko jedno rozbite małżeństwo - byłoby to zbyt dużo. A jest
niestety wiele, wiele więcej. Ale nie dajmy się owładnąć propagandzie
zła: jest w Polsce mnóstwo dobrych, zdrowych rodzin! Ba - ludzi trzeźwych,
myślących, uczciwych, pracowitych jest po prostu więcej niż tych,
którzy Papieża nie chcą słuchać. Zapewne na Błonia nie przychodzą
ludzie, którzy chcą czynić zło, raczej ci, którzy chcą się z niego
wyzwalać. Oraz ci, którym przytrafia się jedno i drugie: i dobra
wola, czasem heroizm, często słabość. Taka jest Polska - bardzo zwyczajna,
ale i łapczywa na łaskę.
Bisztynek pozdrawia Papieża! Do tej pory nie miałem pojęcia,
że taka miejscowość istnieje - teraz zrozumiałem jak osoba Ojca Świętego
wyzwala poczucie własnej tożsamości, potrzebę jej pokazania. Człowiek,
grupa ludzi, miasto, społeczność lokalna, firma, wspólnota - każdy
czuje się kimś, kimś wyjątkowym i jedynym na świecie. I ten ktoś
prostuje się z dumą i pozdrawia, pokazując to, co jest w nim najpiękniejsze.
Dobrze będzie jeśli to pełne godności wyprostowanie się pozostanie
na dłużej, jeśli utrwali się to przekonanie, że jest w nas moc do
zrobienia czegoś dobrego.
Ojciec Święty mówi piękne słowa, warto się w nie wsłuchać,
rozmawiać o nich, wprowadzać w życie. Ale na spotkaniach z Janem
Pawłem II jest coś więcej niż słowa. Mam wrażenie, że to "coś" poza
słowami, kształtuje nas, Polaków, jeszcze silniej niż słowa. Pan
Bóg działa przez tego słabego, chorego, ledwie poruszającego się
człowieka w sposób, którego nie potrafią wyjaśnić socjologowie. Jaka
byłaby Polska, gdyby nie bez mała ćwierćwiecze spotkań Polaków z
Papieżem?
Pomóż w rozwoju naszego portalu