Reklama

W rodzinie

Święto Chleba czy targowisko próżności

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dwa scenariusze

Andrzej, katecheta w miejskiej szkole podstawowej, prowadząc spotkanie rodziców w parafii, przekonywał, że od dobrego przeżycia I Komunii św. często zależy cały duchowy „życiorys” dziecka. Rozpisał plan zajęć, starał się podpowiadać, jak pracować z dzieckiem w domu. Rodzice słuchali z uwagą, pokornie kiwali głowami. W kwadrans potem rozgorzała zacięta dyskusja dotycząca... strojów. Jednakowe czy nie... Powstały dwie wzajemnie zwalczające się frakcje, głównie mam. Ks. Sławomirowi, proboszczowi wspólnoty, nie udało się więc przekonać wszystkich rodziców do skromnych alb. W efekcie dzieci z tej parafii przystąpią do Komunii św. w dwóch turach.
- Najpierw dzieci, potem panny młode - komentował głośno i sarkastycznie Ksiądz Proboszcz. - I Komunia św. to także okazja do spotkania rodzinnego, celebrowanie przekroczenia pewnego etapu w rozwoju duchowym, religijnym dziecka... Nie ma więc co narzekać, że ludzie starają się ten moment uczynić pięknym, niezapomnianym - tłumaczył już po chwili spokojnie. - A to wiele kosztuje... i zabiegów, i pieniędzy. Problem pojawia się, gdy zachwianiu ulegają proporcje. Gdy ze zdarzenia typowo religijnego robi się towarzyskie spotkanie z okazji i ku czci, mocno podlane alkoholem. A Komunia to przecież szansa na odnowę duchową rodziny. I mam wrażenie, że w sporej części szansa stracona.

Kościelna usługa

Czasami rodzice uważają, że za przygotowanie dziecka do I Komunii św. odpowiada katecheta. Że ta „usługa” leży w wyłącznej kompetencji Kościoła. Czują się częściowo zwolnieni od odpowiedzialności, jakby duchowo nieobecni, skupieni na wystawności, na efekcie... Umyka im jedyny cel - że ich dziecko tego dnia przyjmie Chrystusa...
- Bez zaangażowania rodziców dziecko nie przeżyje prawidłowo I Komunii św. - mówi s. Magdalena, katechetka. - Zdarzało mi się spotkać dzieci, które uczyłam przed I Komunią św., jak się przeżegnać i modlitwy Ojcze nasz... Gdy mówiłam o tym rodzicom, krzyczeli: A od czego siostra jest?... Dlatego coraz częściej pojawia się argument, by do tego sakramentu przystępowały dzieci nieco starsze i by nieco wyżej stawiać poprzeczkę wymagań wobec rodziców. To samo dotyczy zresztą sakramentu bierzmowania.
- Żeby rodzice wiedzieli, co czynić, należy ich od nowa katechizować - tak twierdzi ks. Stanisław, proboszcz śródmiejskiej parafii. - Przykro mówić, ale jakieś 30% to katolicy niepraktykujący lub okazjonalni. Oni w takiej roli znajdują się często pierwszy raz. Problemem więc stają się już przygotowania. Słychać narzekania, że za często i że są zbyt absorbujące, że ksiądz „wymyśla”. Ale zdarzają się i inne przypadki. Komunia św. dziecka staje się początkiem duchowego ocknięcia. Np. dla rodziców dziecka żyjących bez ślubu może być bodźcem - jeśli nie ma przeszkód - do zawarcia sakramentu małżeństwa. Nie można też nie zauważyć rosnącej liczby dzieci z rozbitych małżeństw albo wychowywanych przez samotne matki. To kolejne wyzwanie dla duszpasterza. Jestem wdzięczny, że skomplikowana sytuacja osobista tych dorosłych nie powoduje odsuwania dziecka od Kościoła.
- Nie będę przepraszać za to, że stać mnie na życie na pewnym poziomie. I nie przyprowadzę dziecka do kościoła ubranego w worek na mąkę - taki argument słyszę na spotkaniu rodziców od jednej z matek. Inna głośno zauważa, że część dzieci ma rodziców bezrobotnych, którym zależy na skromnej uroczystości, bez wyróżniania się niektórych dzieci. Trzecia mama, z wykształcenia artysta plastyk, przekonuje, że jednakowe stroje dzieci - a nie muszą to być alby - pozwolą skupić się wszystkim, także dorosłym, na istocie uroczystości. Debata trwała długo, część rodziców wyszła ze spotkania obrażona.
- Co roku toczy się ten sam spór w parafiach. Nie jest to jedynie spór o strój, ale o kształt całego wydarzenia - nie bez goryczy przyznaje s. Magdalena. - Jeszcze kilka lat temu w małych miejscowościach dbano o tradycję i religijny charakter tego dnia, podczas gdy duże miasta ciągnęło ku nowinkom. Teraz wszystko się wymieszało. Zaciąganie kredytów w banku, wynajmowanie drogich restauracji na pokomunijne przyjęcia, zatrudnianie speców od strojów, fryzur, a nawet klownów - to w pewnych kręgach norma. Nie bez powodu niektórzy mówią, że Komunia św. kosztowała ich tyle, co innych wesela. Zupełne pomieszanie pojęć.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nie róbcie cyrku

„Wszystko, co potrzebne do Komunii św.” - głosi hasło reklamowe firmy specjalizującej się w strojach ślubnych i komunijnych. Od butów po stroiki do świec, od wianków i stroiki do klap marynarek dla chłopców po albumy z tłoczonym na okładce imieniem dziecka i datą zdarzenia. Stroje z Paryża, Mediolanu i podłódzkiego Tuszyna. Najtańszy zestaw - 1200 zł. Najdroższy - w cenie do uzgodnienia. Oferta obecna jest także w internecie, więc nie trzeba wychodzić z domu.
- W okresie Komunii św. nasz salon pracuje nawet w niedzielę. Jeździmy też czesać dzieci do domów klienta. Mamy specjalną ofertę trwałej ondulacji ziołowej i pasemek dla dziewczynek... - zachwala właścicielka zakładu fryzjerskiego. W maju jej obroty podwajają się. Podobnie jak lokali urządzających przyjęcia.
- Wygodniej jest opłacić kilka stolików w restauracji niż gnieść się w bloku. Szczególnie że rodzina liczy na suto zastawiony stół. Dla dzieci frajdą jest wizyta w McDonaldzie - to minimum komunijnych atrakcji.
- Potem wymęczone szaleństwami lecą przez ręce na popołudniowym nabożeństwie w kościele - komentuje s. Magdalena.
O tym, jak powinien wyglądać ten dzień, pisze się już książki, które są dostępne w każdej katolickiej księgarni. Wszystkie one tłumaczą rzecz fundamentalną, że ramy nie mogą być ważniejsze od obrazu, oprawa od właściwej treści. Jednak zawierają także rady praktyczne katechetów, psychologów i pedagogów, jak pięknie przeżyć ten niezwykle ważny w życiu rodziny czas.

Iskierka nadziei

Od tamtego roku, gdy pod kościół podjechała limuzyna Daimlera i wysiadł z niej mały chłopczyk w surduciku, nic mnie już nie zdziwi - mówi ks. Stanisław. Ale pozostanę optymistą. Wydaje mi się, że powoli, ale nieuchronnie mija moda na „zastaw się, a postaw się”. Nie ukrywam, co myślę o tej nowobogackości, bo jest śmieszna, czasem żałosna i nie na miejscu. Dzieci wyglądają i w głębi czują się jak pajace. I dostrzegam, że coraz więcej rodzin docenia duchowy wymiar tej uroczystości i na tym chce się skupić. Bardziej zależy im na tym, co czuje ich dzieciak, niż co ludzie powiedzą. I to jest dobry trend...

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Droga nawrócenia św. Augustyna

Benedykt XVI w jednym ze swoich rozważań przytoczył wiernym niezwykłą historię nawrócenia św. Augustyna, którego wspomnienie w Kościele obchodzimy 28 sierpnia.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Bp Miziński: bądźmy wierni dziedzictwu św. Wojciecha

– Dzisiaj musimy się zapytać, co uczyniliśmy z tym dziedzictwem, które przyniósł nam św. Wojciech – mówił w homilii bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski, który 23 kwietnia w uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski przewodniczył Mszy św. w kościele św. Wojciecha w Częstochowie.

– Zapewnienie Chrystusa zmartwychwstałego w słowach: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” zrealizowało się nie tylko w życiu apostołów, ale także w życiu i posłudze ich następców. Św. Wojciech jest tego jasnym przykładem – podkreślił bp Miziński.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję