Często wracam wspomnieniem do pewnego wydarzenia, które miało miejsce 1 stycznia kilka lat temu. Nowy Rok, świąteczny dzień - wszyscy jedzą, piją, bawią się, zewsząd słychać muzykę... i dlatego, kiedy w moim mieszkaniu zadzwonił telefon, nie mogłem w pierwszej chwili zrozumieć, czego ode mnie - w takim dniu - oczekuje ks. prał. Stanisław Dziwisz. W końcu pojąłem i szybko znalazłem się na Watykanie. Kiedy wchodziłem do prywatnej kaplicy papieskiej, moim oczom ukazał się niecodzienny widok: Ojciec Święty klęczał na podłodze, a obok niego na wózku siedział ludzki szkielet. Papież trzymał jego rękę w swojej dłoni i modlił się w wielkim skupieniu.
Ten młody, mniej więcej 28-letni człowiek przypominał chłopca, dziecko prawie. Ważył nie więcej niż 30 kg... skóra i kości. To było bardzo zaawansowane stadium raka. Wiedział, że umrze... że już umiera. Jego jedynym marzeniem przed śmiercią było spotkanie z Papieżem. Pochodził z okolic Bresci, z ubogiej rodziny i cała wieś złożyła się na bilet lotniczy do Rzymu dla niego i jego matki.
1 stycznia po południu, ok. godz. 16.00, stanęli przed Spiżową Bramą i chłopiec powiedział tylko: „Chcę się spotkać z Papieżem”.
Papieska Gwardia Szwajcarska jest bardzo rygorystyczna i niewzruszenie przestrzega przepisów, ale gwardziści papieża są również niezwykle inteligentni. Błyskawicznie zorientowali się, o co chodzi i zawiadomili osobistego sekretarza Ojca Świętego - ks. Stanisława Dziwisza, który natychmiast zaprosił chłopca do prywatnych apartamentów Jana Pawła II. Ja otrzymałem polecenie niezwłocznego stawienia się w kaplicy. Wszedłem i - dosłownie wstrzymałem oddech. Ojciec Święty trzymał rękę chłopca tak, jaby chciał mu oddać wszystkie swoje siły... trudno mi nawet o tym mówić... bardzo długo modlili się razem... Wreszcie Papież wstał, pobłogosławił go, objął i z niezwykłą czułością ucałował. Wtem - patrzę, a Ojciec Święty odpina koloratkę, którą zawsze nosi, i zdejmuje z szyi łańcuszek, taki gruby złoty łańcuszek, na którym nosi krzyż i - zakłada go na szyję chłopca. W kaplicy zapadła cisza... chłopiec spojrzał na krzyżyk. Ostatnimi siłami przytulił rękę Papieża... i w tej przejmującej ciszy powiedział: „Dziękuję. Do zobaczenia w raju”.
Tydzień później otrzymaliśmy wiadomość, że chłopiec zmarł.
Arturo Mari, „Święty Ojciec”
Z rozmowy, którą przeprowadziła Hanna Maria Giza
Pomóż w rozwoju naszego portalu