Mówi się, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, i jest to z pewnością słuszna opinia. Czy jednak trzy jaskółki nie prowadzą naszych myśli do obrazu świeżej zieleni i niebieskiego nieba? Pierwsza jaskółka jest jaskółką amerykańską. Nazywana jest w mediach „domową rewolucją”. Kobiety amerykańskie wracają do pieluszek, spacerów z wózkiem i wymyślania najbardziej ekstrawaganckich - i edukacyjnych zarazem - poranków i popołudni z dziećmi we własnym domu. Feministki są przerażone. Kampanie „wyzwolenia kobiet” patrzą na spopielałe ruiny swojej heroicznej, ponadstuletniej pracy. Oczywiście, nie chodzi tu o wszystkie kobiety. Rzecz dotyczy najlepiej wykształconych Amerykanek (zarabiających powyżej 55 tys. dolarów rocznie) - co czwarta z nich, zamiast do firmy, udaje się każdego ranka na rekreację z własnymi dziećmi. Sylwia A. Hewlett, znana profesor ekonomii, mówi wprost: „Wygląda na to, że wykształcone matki, które mają jakikolwiek wybór i oparcie finansowe, decydują się zostać w domu”. (Pisze o tym w interesującym tekście Eliza Sarnacka-Mahoney w 9. numerze Nowego Państwa). Naturalnie, socjologowie i psychologowie społeczni zajęli się energicznie badaniem tego nadzwyczaj dziwnego zjawiska. Ich wyniki są zadziwiająco proste: Amerykanki widzą, że zarabianie pieniędzy i kariera zawodowa nie czynią szczęśliwymi ani ich, ani ich dzieci i mężów, choć długo przekonywane były przez media i naukowe autorytety, że tak właśnie będzie. Co więcej, doświadczyły na własnej skórze, jak wygląda życie dziecka, które od rana do nocy jest pozbawione obecności rodziców, ponieważ w poprzednim pokoleniu brakowało chętnych do wyłamania się z obowiązującego wzorca; byłoby to wyrazem postawy niewybaczalnie anachronicznej i niepraktycznej. Ekonomiści z kolei dowodzą, że właśnie dziś, gdy koszty przedszkoli są absurdalnie wysokie, kierujące się zdrowym rozsądkiem matki wybierają rozwiązanie lepsze i tańsze, nie pogardzając zresztą wsparciem ze strony pomocy domowych i opiekunek. Te ostatnie, z uwagi na nieprzerwany strumień imigrantów, zatrudniane są na czarno, ku zgrozie działaczek feministycznych, które widzą w tym klęskę „amerykańskiej demokracji” i powrót do form „pracy pańszczyźnianej”. Być może tak jest w istocie, zwłaszcza że definiowaniem tych pojęć zajmowali się od dawna ludzie próbujący rozwiązać kwadraturę koła i wymyślić idealny ustrój (idealnie wyrównujący wszelkie nierówności), czyli lewica.
Druga jaskółka jest międzynarodowa, ale w dużej mierze belgijska. Dwaj Belgowie - Jean-Pierre i Luc Dardanne nakręcili film, a jury festiwalu w Cannes dało im główną nagrodę. Film nosi tytuł Dziecko i jest historią rzezimieszka, który sprzedaje swoje dziecko, gdyż wszystko dla niego jest rzeczą, która ma swoją cenę, wszystko można mieć za pieniądze. Stopniowo jednak dociera do niego, co zrobił, czym jest życie, ojcostwo, rodzicielstwo. Ten powrót do sensu człowieczeństwa, opowiedziany w sposób prosty, bez efektów specjalnych, bez epatowania grozą, bez sentymentalizmu, jest siłą obrazu, który, jak opowiadają bracia, powstał w ich wyobraźni, kiedy obserwowali dziewczynę pchającą przed sobą wózek z niemowlęciem. „Potem często myśleliśmy o człowieku, którego w tym obrazie brakowało: o ojcu niemowlęcia”.
Jeżeli kultura chce przypominać o ojcach i jeżeli taka kultura podoba się krytykom, to znaczy, że czas rewolucji obyczajowej nieuchronnie się kończy. I kończy się - być może - ponura epoka eksperymentowania przez sztukę z człowiekiem, z jego naturą, ukazywania, m.in. przez dzieła filmowe, rodziny jako zagrożenia.
Trzecia jaskółka jest francuska i poniekąd także holenderska. Oba te narody deklarują - w znaczącej części - swój sprzeciw wobec konstytucji europejskiej właśnie dlatego, że czują się narodami. Nie rozumieją, dlaczego w swoim własnym państwie muszą wciąż ustępować przed ludźmi innych narodowości, religii i kultur. A przecież tyle lat kładziono im do głowy, że takie są teraz wymagania, że poprawność polityczna żąda ich ofiary z bycia u siebie na tych samych co kiedyś zasadach, że teraz narody nie są już ważne i państwa są nieważne, wszystko ma być maksymalnie wymieszane, zmiksowane i zakorkowane w jednym wspólnym (ale za to „super”) państwie.
To wszystko jest zastanawiające. Czyżby te miliardy dolarów, które szły na jeden cel: wyedukować nowe społeczeństwo tak, by brzydziło się starych nawyków, naprawdę poszły na marne? Być może trzy jaskółki to jeszcze nie wiosna, ale czas pomyśleć o lżejszym przyodziewku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu