Według danych za rok 2004, polscy mleczarze wyprodukowali 11,8 mln ton mleka - mniej więcej tyle samo, co Holandia. Polski udział w ogólnej produkcji mleka w całej, poszerzonej Unii Europejskiej wynosi ok. 8,5 proc. Byliśmy i jesteśmy krajem „mlekiem płynącym”. Rozwijające się przetwórstwo mleczne staje się coraz poważniejszym czynnikiem naszego handlu zagranicznego. Przy tanim własnym surowcu perspektywy wydają się wielce obiecujące, aliści radość to przedwczesna...
Jak wyczytałem w branżowym piśmie Przegląd Mleczarski z maja br., w związku z niską kwotą dozwolonej przez Unię produkcji mleka w Polsce od 2006 r. będą stopniowo malały nadwyżki mleka, które moglibyśmy przeznaczyć na eksport, a po 2010 r. - cytuję Przegląd - „produkcja krajowa będzie musiała być uzupełniana importem w coraz większym stopniu, aby pokryć krajowy popyt na mleko. Sztywne utrzymanie kwot do roku 2014/15 bez możliwości ich podwyższenia sprawi, że po 2010 r. Polska stanie się importerem produktów mleczarskich (a więc nie tylko mleka! - K.B.), mimo tego, że polskie mleczarstwo jest konkurencyjne, a Polska posiada sprzyjające warunki do produkcji mleka...”.
Dowiedziałem się również z Przeglądu, że wskutek presji różnych warunków unijnych drastycznie zmaleje liczba gospodarstw produkujących mleko w niewielkich ilościach; liczyć się będą tylko duże fermy mleczarskie, o stadzie nie mniejszym niż 30 krów. Tysiące rolników hodujących po dwie, trzy krowy pozbędzie się ich. Już się pozbywa. Mleko będą kupować w sklepie, zapewne drogie i w dodatku coraz częściej pochodzące z importu...
Byka i krowę z rzędem dałbym chętnie temu, kto by mi wyjaśnił, na czym polega ten interes i jakie stąd popłyną korzyści - dla polskiego rolnictwa i w ogóle dla polskiej gospodarki!
Pomóż w rozwoju naszego portalu