Długie lata mówiło się u nas: „powstaniec”,
Czyli wolność i walka, półszepty i troski,
Warszawa podchorążych, rogatki i szaniec,
Małogoszcz, gdzie się rąbał z Moskalem Czachowski.
Gdy tylko drogi w słotnej rozmokły jesieni
A ptak gdzieś w nocy krzyknął, słuch Polak otwierał -
Wiedzieliśmy z dzieciństwa: zapuka ktoś w sieni
I wejdzie nieznajomy z obrazu Grottgera.
Ballada czy testament, cokolwiek to było,
Jak przeraźliwie dzisiaj odgrzebać te leża,
Gdzie stary proch butwieje pod leśną mogiłą
I młoda kość odpada z pod hełmu żołnierza.
Jak trudno - ach, daremnie - tłumaczyć to komu,
Skąd matki w nas tę siłę przeniosły bezwiedną,
By, gdy już wszystkie drogi nam zamkną do domu,
Nie przestać dalej szukać i wejść jeszcze jedną.
Osaczonym, co przeszli pół ziemi swą stopą,
Dziś nam znów się zwoływać i szukać, gdzie szaniec;
Śród głuchej puszczy świata, zdradziecką Europą,
Chodzić Polsce, jak lasem jej chodził powstaniec.
Pomóż w rozwoju naszego portalu