Zbliżający się proces w Sądzie Najwyższym rozstrzygnie, czy państwo W., rodzice chorej dziewczynki, otrzymają od państwa „odszkodowanie” za to, że ich dziecko jest żywe, a nie martwe, jak tego sobie życzyli. „Samo dopuszczenie do rozprawy jest sukcesem” - cieszy się Gazeta Wyborcza (11 sierpnia) - bo, według obowiązującego prawa, SN ma prawo wybierać sobie do rozpatrzenia te sprawy, które zawierają ciekawy problem prawny lub dotyczą przepisów różnie interpretowanych przez sądy”.
Fundacja Helsińska, która napisała skargę kasacyjną w sprawie wyroku niższej instancji - który renty nie przyznał - a także wszyscy agitatorzy rewolucji, czyli edukatorzy społeczni z mediów, zacierają ręce, że Sąd Najwyższy uznał sprawę za „ciekawą”.
A państwo W.? Zapewne oczekują, że ich osobisty dramat stanie się mniej dotkliwy, gdy prawo uzna ich roszczenia i przydzieli im pieniądze. Należą się pieniądze, skoro nie można było zabić dziecka. Śmierć albo pieniądze to hasło, które powinni sobie napisać na czołach wszyscy „obrońcy praw kobiet”, „obrońcy praw człowieka”, których prowadzi ślepy instynkt nienawiści do życia. Także państwo W. w pieniądzach pokładają swoją nadzieję. Od pieniędzy, tego „najbardziej drobiazgowego i najtwardszego z panów”, i od prawa oczekują wybawienia z pułapki, w jakiej - jak sądzą - się znaleźli. „Zasoby sił człowieka znajdują się w jego duszy, prawa nie są niczym więcej niż tylko hamulcem, związkiem zewnętrznym, niezdolnym do pobudzenia życia. „Życie pochodzi od Boga” - pisał w 1920 r. ks. Henri Delassus. Całe nieszczęście państwa W. zaczęło się z chwilą, gdy zanegowali tę prawdę. I tylko jej przyjęcie na powrót przyniesie im pociechę i uzdrowienie.
Fałszywi obrońcy człowieka, którzy jako rozwiązanie jego problemów promują śmierć, zawsze próbują wywołać u opinii publicznej uczucie litości wobec zdesperowanych ludzi, którzy rzekomo nie mają innego wyjścia: Muszą kogoś uśmiercić. Bez wątpienia każdy dramat rodzinny jest wyzwaniem dla społeczności katolickiej; każdej rodzinie, która przeżywa trudności związane z przyjściem na świat dzieci, należy się pomoc i opieka. Tymczasem media domagają się od sąsiadów państwa W. solidarności w złu.
Gdy roszczenia państwa W. stały się sprawą publiczną, mieszkańcy Łomży, ich sąsiedzi, potępili je, jak pisze z oburzeniem Gazeta Wyborcza.
Mieszkańcy Łomży, których tak łatwo osądza GW, stanęli po stronie życia. Udowodnili, że są wspólnotą. I że chcą tę swoją wspólnotę chronić, manifestując niezgodę na „humanitarne” prawo matek do uśmiercania własnych dzieci. Bez wątpienia będą nadal potępiani, wyśmiewani i na różne sposoby niepokojeni przez wysłanników śmierci - wysłanników ducha nowych praw, nowej ideologii, nowego społeczeństwa. Ich celem bowiem jest rozbijanie ludzkich wspólnot. „Masa ludzka jest jeszcze utrzymywana w pewnej spójności - pisał w 1920 r. ks. Henri Delassus - za pośrednictwem sieci funkcjonariuszy, która ją otacza ze wszech stron. Życie jednak zanika i jest niemożliwym nie bać się znaków śmierci, które się mnożą w ostatnich latach we wszystkich dziedzinach”.
Jest wspaniałym zwycięstwem, że społeczność Łomży nie milczy, że pragnie w ten sposób przezwyciężyć „znaki śmierci”, że zajmuje stanowisko. Milczenie - to oczywiste - byłoby rodzajem wspólnictwa w zbrodni, którą pragnie się uczynić normą prawną i powszechną praktyką.
Pomóż w rozwoju naszego portalu