Czasem największy dar, jaki można ofiarować drugiej osobie, to dar nieobecności.
Róża powiedziała to zdanie nagle i bez związku z toczoną właśnie rozmową... Ale ja wiedziałam… Wiedziałam, dlaczego jest smutna.
Znałam sekret Róży. Nazywał się Jakośtam 045 i był internetowym nieznajomym, który - jak mawiała Róża - „zakręcił” jej w głowie. Romans wisiał w powietrzu. Taki stan określa się: „motyle w żołądku” - mało romantycznie.
Wymieniali e-maile od kilku miesięcy, potem przeszli na gadu-gadu, bo to „zmniejsza dystans”. Róża, zachwycona, opowiadała, że z nikim tak dobrze jej się nie rozmawia. Bo Róża kocha sztuki wszelkie. A Jakośtam 045 znał się na historii sztuki.
Czy dostrzegła, kiedy niewinne pisanie przechodzi w uczucie? Czy Róża, która tak bardzo chciała domu, męża i dzieci, marzyła, by jej książę z internetu okazał się realnym księciem na białym koniu? Pewnie tak, ale sprawy zaczęły iść w złym kierunku. Wreszcie my, najpierw uradowani, że dziewczyna w końcu „ma kogoś”, musieliśmy przyznać, że coś jest nie tak, że z Różą źle się dzieje. Unikała nas, wymawiała się wielością zajęć, jakimiś nadliczbowymi obowiązkami. A tak naprawdę siedziała nieustannie w internecie i pisała, pisała, pisała... Pochłaniała przy tym tuziny batonów, filiżanek kaw, śmiała się do siebie, a może do tego kogoś po drugiej stronie ekranu... Przyłapałam ją kiedyś w takiej sytuacji. Młodzi nazywają taki stan „chodzeniem po ścianie” - coś jakby balansowanie na krawędzi obłędu. Nic się nie liczy, tylko świat wirtualny, nieprawdziwy. Dzień pomieszał się jej z nocą, a gdy przychodził wreszcie sen - śniła o realnym spotkaniu z chodzącą iluzją.
Aż w jakąś porę złą, mglistą przeczytała, że on nie umie dłużej ukrywać miłości do niej. I nie może dalej kłamać, że jest wolny. Bo nie jest. Ma żonę, dzieci, zwyczajne życie, z którego jest w zasadzie zadowolony. Internet miał być odskocznią od codzienności, rozrywką. Nie przypuszczał, że narodzi się taka mocna więź emocjonalna. I sądzi, że trzeba coś „z tym” zrobić.
Ktoś mądry powiedział, że uświadamianie sobie miłości trwa znacznie krócej niż odchodzenie od niej. I jest to droga pod górę.
Róża miała zasady i nie było w nich mowy o rozbijaniu rodziny. Poczuła się oszukana, wykorzystana, poniżona. Człowiek, któremu zaufała, któremu się zwierzała, okazał się zwyczajnym kłamcą. Jak uwierzyć w prawdziwość uczuć takiego człowieka?
Róża powtarzała: - Na cudzym nieszczęściu swojego szczęścia nie zbudujesz.
Ale prawda jest jak Mona Lisa - jedna. Że łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Łatwiej obiecać, niż dotrzymać słowa. Trzeba mieć charakter, żeby nie pójść na łatwiznę, nie zachować się jak dziewczyny romansujące z żonatymi mężczyznami bez śladu wyrzutów sumienia. I Róża taką niezłomność w sobie miała. Bóg jeden wie, jakie były jej koszty własne. Jak mocno poraniona wyszła z tej sytuacji. Ofiarowała przecież swojej zakazanej miłości dar w tej sytuacji największy - dar nieobecności. Zniknęła z internetu.
Na tym się ta historia nie kończy. Bo uzależnienie od internetowych znajomości zdarza się coraz częściej. Coraz więcej mówią o tym ludzie. Bywa, że historie takie mają szczęśliwe zakończenie, a czasem gorzkie. Bo w internecie nie wszystko jest takie, jakie się wydaje, prawda?
Pomóż w rozwoju naszego portalu