Reklama

Martyrologium duchowieństwa polskiego

Krótki czas, wieczna Pamięć

Zginął w Dachau. Miał 31 lat. Mógł być księdzem niewiele ponad trzy lata, z tego półtora roku spędził w obozach koncentracyjnych. Krótkie i tragicznie zakończone życie ks. Stefana Kozaka, kapłana diecezji siedleckiej, naznaczone było żarliwością religijną, oddaniem sprawom posługi kapłańskiej oraz poświęceniem. Ostatnie miesiące jego życia i okoliczności śmierci kryją wiele tajemnic.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Sowiecka kula dla brata

Historia zaczęta się w Młynkach, wsi należącej do parafii Końskowola niedaleko Puław. Kiedy 16 lipca 1893 r. w kościele parafialnym w Końskowoli odbywała się ceremonia ślubna Stanisława Kozaka z Młynek i Franciszki Boruckiej z pobliskich Sielc, nikt nie przypuszczał, jak wielkie doświadczenia będą udziałem tego małżeństwa i całej rodziny.
Najmłodszy z rodzeństwa - Stefan - urodził się 31 sierpnia 1911 r. w Młynkach. Kiedy miał kilka lat, jego starszy brat Michał postanowił obrać stan kapłański. W tym celu podjął najpierw naukę w Niższym Seminarium Duchownym w Lublinie. Choć nie był klerykiem, został obleczony w sutannę, taki bowiem był zwyczaj w niższym seminarium. Wielka radość i duma napełniała rodziców.
Nie był to jednak czas łatwy. Sowiecka nawała ruszyła w 1920 r. na Polskę, niosąc śmierć i pożogę. W obronie Ojczyzny wyruszyli też młodzi ochotnicy z seminarium razem z profesorami. Sowiecka kula dosięgła Michała 14 sierpnia 1920 r. pod Radzyminem, kiedy wraz z innymi ochotnikami bronił stolicy przed bezbożnym najeźdźcą. Wiadomość o śmierci syna późno dotarła do rodziców; zanim się o tym dowiedzieli, już została odprawiona za niego Msza św. We wnętrzu końskowolskiej świątyni wmurowano pamiątkową tablicę z nazwiskami parafian, którzy oddali wtedy życie za Ojczyznę. Wśród dwunastu mężczyzn upamiętniono również Michała Kozaka: „Padli na polu chwały, odpierając od granic Państwa Polskiego pod wodzą Marszałka Józefa Piłsudskiego nawałę bolszewicką w roku 1920”.

Został tylko obrazek

Pamięć o bohaterskiej postawie starszego brata leżała u podstaw decyzji Stefana o wejściu na drogę kapłaństwa. Kosztem wielu wyrzeczeń podjął trud studiów seminaryjnych. Święcenia kapłańskie otrzymał 14 maja 1939 r. w diecezji siedleckiej (podlaskiej). Swoją pierwszą Mszę św. odprawił w rodzinnej parafii, w Końskowoli, w niedzielę 18 maja 1939 r. Na obrazku prymicyjnym, z wizerunkiem Dzieciątka Jezus obejmującego krzyż, umieścił napisy: „Jezu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami”; „Chwal, duszo moja, Pana. Będę chwalić Pana za żywota swego...”; „Błogosław, Panie, wszystkim, którzy mnie do Twych ołtarzy przywiedli”; „Miłość Twa, Jezu, niech rządzi mym życiem, każdym mym czynem, każdym serca biciem...”.
W prymicyjnej Mszy św. uczestniczyła m.in. moja babcia - Marianna Polakowa, dla której ks. Stefan był ciotecznym bratem. Dlatego w naszej rodzinie zachowała się pamięć o nim, fotografia i pieczołowicie przechowywany obrazek prymicyjny. Parafianie z Komarówki Podlaskiej, dokąd później trafił jako wikary, mają o nim tylko dobre wspomnienia.
- Miałam wtedy 14 lat i pamiętam tego młodego, dobrego księdza, którego wszyscy szanowali i lubili za piękne, zrozumiałe kazania, za miły uśmiech na twarzy i wielkie zainteresowanie życiem parafian. Wszyscy dziękowali Bogu za tego księdza - powiedziała Helena Korszoń.
- Chętnie służył radą i pomocą. Wypożyczał też dobre książki z parafialnej biblioteki. Również ja chętnie je czytałam, a Naśladowanie Chrystusa polecił mi czytać bardzo uważnie. Te rady i wskazania wywarły wielki wpływ na całe moje dalsze życie - wspominała 83-letnia Janina Choroń.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Zaczyna się męczeństwo

Ze wspomnień osób pamiętających ks. Stefana wyłania się postać kapłana z powołania, pełnego gorliwości, zapału, którego droga do kapłaństwa okupiona została wieloma osobistymi ofiarami. Wielka miłość do kapłaństwa, Kościoła i Ojczyzny spowodowała, że był gotowy do poświęcenia - nawet największego. Jest wzorem dla nas, ludzi XXI wieku, którzy zbyt często zapominamy o Bogu, o pojęciach patriotyzmu i ofiary.
- Przez sprawowanie nabożeństw z namaszczeniem i powagą, przez piękny śpiew sprawiał, że myśli i serca wiernych unosiły się do Boga. Swą postawą i zachowaniem budził szacunek i miłość parafian - wspomina Maria Czerska z Komarówki Podlaskiej.
Został aresztowany przez gestapo 30 listopada 1940 r. Jak wspomina jego cioteczny brat, 90-letni dziś Antoni Borucki, aresztowano go za pomoc partyzantom.

Reklama

Kartka z obozu

Więzienie w Radzyniu Podlaskim było pierwszym etapem mrocznej podróży. Kolejne to: Lublin - Zamek, Oświęcim (od 9 stycznia 1941 r. - numer obozowy 8673), a potem Flossenbürg. Ostatni etap drogi krzyżowej ks. Stefana, który doprowadził go do męczeństwa - to Dachau. Przebywał tam najdłużej, bo od 5 lutego 1941 r. do śmierci, jako numer obozowy 23619. Mój ojciec wspomina, że pewnego dnia matka otrzymała kartkę od syna, że czuje się dobrze, drugiego dnia - urzędowe zawiadomienie o jego śmierci. Byłbym wdzięczny za informacje na temat ks. Stefana od osób, które miały z nim kontakt. W aktach obozowych nie ma daty śmierci ks. Stefana. W jednym miejscu podano, że 17 czerwca 1942 r. został wywieziony transportem w nieznane miejsce. Gdzie indziej wytłumaczono, że zapis taki oznacza rozstrzelanie. Dlatego ta data przyjmowana jest za dzień śmierci.

Bohaterstwo bez rozgłosu

Osiemnaście miesięcy posługi kapłańskiej sprawowanej na wolności, potem dziewiętnaście miesięcy w niemieckich więzieniach i obozach - to świadczy, iż w tak młodym wieku był gotów oddać życie za wiarę, Boga i Ojczyznę. Wspominając ks. Stefana, mówimy o bohaterstwie bez rozgłosu, które jednak nie zostanie niezauważone w Księdze Życia. Kto uklęknie przed Bogiem, stoi na nogach przed gnębicielami. Pamięć ludzka jest zawodna. Odchodzą do Pana ci, którzy żyli w tamtych czasach. Już niewiele osób pamięta postać ks. Stefana. Obyśmy nie zapomnieli o świętych kapłanach - męczennikach, którzy oddali życie za Ojczyznę. Może kiedyś diecezja siedlecka podejmie starania o beatyfikację swojego Sługi...

Oprócz śp. ks. Stefana Kozaka zostali aresztowani:

1. J. Kulbicki - doktor
2. Gorta (nie pamiętam imienia) - aptekarz
3. Krzewiński - wójt
4. Majkutewicz - komendant policji
5. Majkutewicz - syn komendanta
6. L. Palczyński - nauczyciel
7. P. Sikora - nauczyciel
8. Sidorowicz - sekretarz gminy
9. Cz. Wołodko - urzędnik gminy
10. M. Wołodko - rolnik
11. B. Butrym - rolnik

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Cud oczekiwania - 9 miesięcy duchowych przygotowań dla rodziców

"Jeśli jesteście w ciąży i zastanawiacie się, czy możecie rozpocząć nowennę, to nie ma potrzeby czekać na konkretny dzień, by ruszyć z modlitewnym szturmem. Najbardziej odpowiednim do tego momentem jest chwila, kiedy będziemy mieć taką potrzebę, pragnienie lub intencję."- pisze Angelika Kawecka w swojej najnowszej książce.

Kiedy w pierwszą rocznicę ślubu zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, wiedziałam, że Pan Bóg ma poczucie humoru. Modliliśmy się z mężem o dar potomstwa i nasze wołania zostały wysłuchane, ale nie spodziewaliśmy się, że radość z tej dobrej nowiny będziemy przeżywać w tak wyjątkowym dla nas dniu i że nastąpi to tak szybko. Dobry Ojciec zrobił nam najpiękniejszy prezent, jednocześnie stawiając przed nami zadanie, aby jeszcze pełniej realizować powołanie, nie tylko do małżeństwa, ale i do rodzicielstwa. Ze swojego duchowego doświadczenia wiedziałam, że będę chciała ten wyjątkowy dla kobiety czas dziewięciu miesięcy przeżyć z Bogiem i Maryją. O ile na początku ofiarowałam w intencji naszego nienarodzonego dziecka Msze Święte, odmawiałam różaniec czy też modliliśmy się z mężem spontanicznie każdego wieczoru przed snem o to, abyśmy umieli wychować naszą pociechę na Bożego człowieka, o tyle po kilku tygodniach przyszło do mnie światło Ducha Świętego, że przecież ciąża to dziewięć miesięcy, dlaczego więc nie modlić się w tym czasie nowenną, która duchowo przygotuje nas do porodu i do tego najpiękniejszego spotkania z naszym dzieckiem?

CZYTAJ DALEJ

Wyciągnij z szafy [nie]potrzebny ciuch

2024-07-26 15:07

ks. Łukasz

s. Aneta ze Zgromadzenia Bożego Serca Jezusa pokazuje puste miejsca na półkach z odzieżą męską

s. Aneta ze Zgromadzenia Bożego Serca Jezusa pokazuje puste miejsca na półkach z odzieżą męską

W czasie wakacyjnym myślimy o wypoczynku, dobrej zabawie, wzmocnieniu ducha i innych ciekawych zajęciach, które mają pomóc nam wypocząć. Letnie dni są także świetną okazją, aby wspomóc osoby potrzebujące. Zajrzeliśmy do łaźni Caritas Archidiecezji Wrocławskiej i już wiemy, co jest potrzebne.

Przechodząc uliczkami Ostrowa Tumskiego można spotkać różne osoby. Duchownych, siostry zakonne, turystów z różnych stron Polski i świata, a także osoby lekko przygarbione, czasami z całym swoim dobytkiem na plecach i stojących w kolejce do żółtego budynku, w którym mieści się łaźnia. - “Jedna osoba może już wejść” - słyszę męski głos zapraszający kolejną osobę w kryzysie bezdomności, która chce się odświeżyć po kolejnej nocy “pod chmurką” i upalnym dniu. Gdy idę dalej widzę mężczyznę i kobietę, którzy dobierają odzież dla siebie, aby ubrać czystą odzież. - Ta koszulka będzie dla ciebie za mała, weź tę zieloną - słyszę głos pani, która regularnie korzysta z pomocy Caritas. W oddali dostrzegam pralkę, która pierze odzież dla potrzebujących. Przychodzi do mnie s. Aneta ze Zgromadzenia Sióstr Bożego Serca Jezusa. Wskazuje na puste półki zaznaczając, że w okresie letnim także jest duże zapotrzebowanie na odzież. - Często wydaje się, że latem bezdomnym jest łatwiej. I to prawda, że nie muszą szukać miejsc, aby się ogrzać, że w nocy nie marzną, ale w okresie wakacyjnym, gdy są ogromne upały, ciało się poci, bardziej brudzi i trzeba częściej zmieniać bieliznę, ubrania. I to rodzi ogromne problemy na naszym magazynie odzieży przy łaźni - zaznacza s. Aneta, dodając: - Ponieważ w tym czasie lipca i sierpnia więcej osób przychodzi wziąć prysznic, to więcej ubrań jest rozdawanych. W sposób szczególny brakuje nam T-shirtów, koszul, krótkich spodenek, spodni, butów czy bielizny męskiej.

CZYTAJ DALEJ

Kolejni obcokrajowcy ukończyli Letnią Szkołę Języka Polskiego na KUL

2024-07-26 20:50

[ TEMATY ]

KUL

kurs

język polski

KAI/@KUL_Lublin / X

Uczestnicy kursu

Uczestnicy kursu

Około stu osób z całego świata uczestniczy w letnich programach językowych organizowanych przez Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II. – Nie ma skuteczniejszej reklamy naszego kraju i regionu niż pokazanie na miejscu bogactwa polskiej kultury, języka i tradycji – mówi Cezary Ruta, dyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej KUL.

Profesjonalny zespół nauczycieli, bogata oferta programowa dostosowana do różnych oczekiwań słuchaczy, autorskie wykłady wygłaszane przez specjalistów czy wreszcie bogaty program kulturalny i turystyczny – to cechy letnich kursów przygotowanych przez Szkołę Języka i Kultury Polskiej KUL. W tym roku odbywają się one po raz 51. i bierze w nich udział około stu osób z 33 krajów. Najwięcej uczestników pochodzi z USA, Francji, Meksyku, Słowacji, Tajwanu i Wielkiej Brytanii.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję