Jest takie przepiękne polskie słowo: zadomowić się. Ma ono sens dwojaki. Zadomowić się można w nowej siedzibie, w mało znanej okolicy, ale i w polszczyźnie, w tradycji, w kulturze. Dziś, gdy odzyskujemy nasze państwo po latach komunistycznej degradacji, zadomawiamy się jak gdyby na nowo tu, gdzie przez ostatnie sześćdziesiąt lat praktykowany był proces odwrotny: wyobcowania. Wyobcowaniu - stopniowemu lub gwałtownemu, w zależności od tego, jak niebezpieczne było dane środowisko dla nowego ustroju - poddawane były wszystkie grupy społeczne.
Zadomawianie się ludzi na naszej własnej glebie kulturowej jest dziś widoczne szczególnie w mediach - media w końcu specjalizują się w tym, by było je dobrze widać. Są też one rodzajem termometru, którym mierzyć można temperaturę uczuć społecznych. Przez długi czas wskazywał on lodowaty chłód - informacje o śmierci przebijały informacje o życiu. Rozwody, skandale, zabójstwa, gwałty, ale też apologia okultyzmu, czarów, horoskopów, całego nudziarstwa New Age i związanej z nim literatury były główną treścią najbardziej popularnych pism. Dziś słupek rtęci prze w górę. Owszem, sterty kolorowego śmiecia nadal zawalają półki sklepów, ale w obiegu krążą rzeczy przepełnione życiem, afirmujące życie, kipiące wręcz radością życia. Nie straszą, nie reanimują, po prostu informują o tym, jak ludzie zadomawiają się - spokojnie, na serio, bez fanfar - ponownie w naszej rzeczywistości, bo jest już swoja, bezpieczna. Nie szałas już i nie tratwa mają służyć rodzinom. Dom i bezpieczny wehikuł. Trzy przykłady: tygodnik Ozon (umknął perspektywie powielania mdłej sztancy, która jest niewolniczym schlebianiem politycznej poprawności) w ostatnim choćby numerze przynosi rewelacyjne reportaże. O błyskawicznym rozwoju w Polsce i w Ameryce Ruchu Czystych Serc, propagującym przedmałżeńską czystość, znajdującym ogromny odzew u młodych ludzi - niewinność staje się wręcz modna - oraz o tym, z jaką godnością, inteligencją i werwą żyją wielodzietne rodziny, które choć nie mają pieniędzy, nie tracą ducha. Dzięki inwencji, pomysłowości, dzielności rodziny te przeżywają - i rozwijają się - przy miesięcznych dochodach, które nominalnie sytuują je poniżej granicy ubóstwa. Potwierdza się teza, że bieda to raczej postawa życiowa, coś w rodzaju choroby bierności, malkontenctwa, fałszywego wstydu - i taka postawa rzeczywiście upokarza - oraz że w trudnych warunkach często żyje się mądrzej, niż opływając we wszelkie dobro. Dla dzieci życie z zaciskaniem pasa, życie pełne wyrzeczeń to nieoceniona szkoła charakteru. Wiadomo nie od dziś, że gotowość do ofiar, do pomocy potrzebującym jest domeną wrażliwości zwłaszcza rodzin niezamożnych.
Drugi przykład zadomawiania się przynosi magazyn Za miastem - pismo dla ludzi, którzy świadomie swoje najlepsze siły przenoszą ze sfery miasta, zgiełku w sferę ciszy: lasu, jezior, gór. Tu chcą żyć, pracować, wychowywać dzieci. Szukają inspiracji dla siebie w przestrzeni, która nie niszczy ducha. W nawiązaniu do tradycji miejsca pragną pielęgnować domy, ziemię, ogrody, stare sady. Prawie w każdym drzemie po trochu marzyciel, poeta, ale i biznesmen. Za miastem przekonuje, że polska wieś po latach zagrożenia wyludnieniem i zamiany gospodarstw rodzinnych na kombinaty ziejące oparami chemii i żrącej gnojowicy, które coraz bardziej degradują ziemię i całe środowisko przyrodnicze - ale i społeczne - stoi przed perspektywą ponownego „udomowienia” jej przez rodziny szanujące wartość krajobrazu, klimatu, naturalnej gleby, zdrowej wody, tego wszystkiego, co jest darem Pana Boga dla nas.
Wreszcie odkrycie najbardziej budujące: Eko Arka - poradnik dla rolników ekologicznych i tych wszystkich, którzy interesują się produktami tego rolnictwa. Eko Arka nigdzie nie leży, rozchodzi się z powodzeniem bezpośrednio od jej wydawcy, p. Zbigniewa Przybylaka z Bydgoszczy, do czytelników. Zawiera rzeczowy przegląd informacji, jak gospodarują rolnicy i hodowcy, którzy zrezygnowali z chemii. Ludzie, którzy wrócili do naturalnej - wspartej doświadczeniem wieloletniej tradycji, ale i najnowszymi odkryciami nauki - gospodarki, są szczęśliwi, dumni, spokojni. Ostatni, grudniowy numer kwartalnika przynosi reportaże z gospodarstw, które prowadzone są przez szczęśliwe rodziny. Szczęśliwe, że gospodarują naturalnymi metodami, i doskonale im się powodzi. Jedna z nich żywi się wyłącznie tym, co sama zbierze, wyhoduje i wytworzy. „W sklepie kupuję tylko sól i drożdże” - mówi właścicielka gospodarstwa, gdzie m.in. naturalnymi metodami tłoczy się cenny olej. Jest reportaż ze wzgórz Owernii, gdzie francuskie małżeństwo hoduje stado kóz i ręcznie robi sery, z plantacji ziół na Roztoczu, z plantacji nasion i hodowli świniodzików w Świętokrzyskiem i z gospodarstwa agroturystycznego na Mazurach, prowadzonego przez poetkę i malarkę na jedwabiu. Bohaterowie tych reportaży emanują spokojem i siłą, czują się na swojej ziemi prawdziwie „u siebie”, mają ogromny potencjał zaufania - do Stwórcy i natury - są uważni, nie idą na podejrzane kompromisy, bo wiedzą, że w przyrodzie niczego przyspieszyć się nie da, i robią to, co należy robić. Nie narzekają. „Uważam, że rolnictwo ekologiczne - pisze redaktor naczelny - jest rolnictwem prawdziwie Bożym, jest swego rodzaju służbą bliźniemu (...), poszczególne gospodarstwa to eko-arki niosące Boży pokój coraz bardziej zalęknionemu światu”. Nie są to słowa na wyrost, pokój niesie przecież szanowanie prawdy Ewangelii, bycie „dobrym jak chleb” - i dawanie chleba, który jest dobry - przestrzeganie przykazań i przestrzeganie praw natury, danych przez Stwórcę. Pierwszy warunek zadomowienia na ziemi to czynienie jej sobie poddaną we współpracy z Bogiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu