Reklama

Droga do domu

Nowiutki dach zbudowanej jeszcze za cara szkoły w Godynicach widać z daleka. Gdy podjeżdżamy bliżej, nad drzwiami budynku można przeczytać napis: „Światełko”. Za progiem domu poznaję wychowawców, którzy nie są tu „na etacie”, lecz na stałe, i s. Elżbietę - urszulankę SJK, której determinacja i wytrwały szturm do nieba doprowadziły do powstania „Światełka”. Poznaję też dwadzieścioro dzieci, z którymi nikt z nas nie chciałby zamienić się na biografie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Najpierw była świetlica - „Światełko dzikuska”. Ta nieco zaskakująca nazwa nawiązuje do św. Urszuli Ledóchowskiej, założycielki Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Szarych, których charyzmat obejmuje m.in. wychowanie młodzieży. Św. Urszula pisała, że współczesny człowiek, zwłaszcza młody, czuje w sobie ciężar „dzikusa”, a jednocześnie pragnie być kimś szlachetniejszym, doskonalszym, szuka wzorów i sposobów, by pogrzebać „dzikusa” i stać się „nowym stworzeniem”.

Początki

Świetlicę założyła s. Elżbieta, z zawodu pielęgniarka, która na pewnym etapie zakonnego życia przemierzała ulice Sieradza, spiesząc do chorych. Ściśle mówiąc, to lekarze prosili ją, aby poszła z zastrzykami pod konkretne adresy, bo „doustnych leków nie będą tam dzieciakom podawać jak trzeba”. Często były to adresy dobrze znane policji, bo nocne libacje, bijatyki i konflikty z prawem były tam codziennością. Najbiedniejsze w tym wszystkim zawsze są dzieci. Bólem było samo wysłuchiwanie ich zwierzeń: że pod presją bicia i głodu są zmuszane do kradzieży, że noszą po dwie pary spodni „żeby mniej bolało”, że w domu nie pierze się, tylko brudną odzieżą pali w piecu, a szkolni koledzy wymyślają im od „brudasów” i „śmierdzieli”.
S. Elżbieta zaczęła organizować pomoc: odzież, chleb, przybory szkolne. Szybko jednak zrozumiała, że są to tylko działania doraźne, które nie rozwiązują zasadniczych problemów. Nie dawało jej to spokoju. Przełożona sieradzkiego klasztoru zgodziła się, by w dawnej salce katechetycznej zorganizować świetlicę. Placówkę przygotowano dla 24 dzieciaków, na uroczystość poświęcenia - 2 lutego 1991 r. - przyszło ich 46.
- Nie miałam jasno sprecyzowanej wizji, jak od strony organizacyjnej ma wyglądać praca takiej świetlicy, ani też zapewnionych na stałe pieniędzy - mówi s. Elżbieta. - Były dzieci i ich potrzeby, dzieci odepchnięte i zranione przez swoich najbliższych, całym swym jestestwem wołające o miłość, nie taką w słowach i deklaracjach, ale konkretną, prawdziwą. To dyktowało sposób i formy pomocy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Niewiele trzeba, by wydobyć dobro

Już wkrótce trzeba było poprosić władze klasztoru o powiększenie świetlicy - urządzono łazienkę z wanną i pralką, wygospodarowano aneks na kuchnię. Jednocześnie w relacjach z podopiecznymi trwało wzajemne poznawanie się i uczenie siebie, budowanie poczucia bezpieczeństwa i akceptacji. Dzięki pomocy osób świeckich zaczęło się mozolne odrabianie szkolnych zaległości, nauka higieny, był czas na pracę, zabawę i modlitwę. Dzieci uczestniczyły w przygotowywaniu posiłków i w zakupach. Latem i w czasie ferii organizowano im wyjazdy. Już wkrótce okazało się, że niewiele trzeba, aby wydobyć z dzieci dobro, obudzić talenty, wskazać drogę normalnego życia.
W bardzo wielu przypadkach „pogrzebanie dzikusa” jest możliwe - mówi s. Elżbieta. - Dziś znaczna część naszych wychowanków ukończyła szkoły średnie, a niektórzy studia wyższe, założyli rodziny, pracują. Jest wśród nich także kapłan, obecnie na misjach w Wenezueli. Niektórych widuję, niestety, pod sklepem monopolowym. Zawsze grzecznie się kłaniają, więc z głęboko skrywaną nadzieją noszę ich nadal w sercu.

Z pomocą św. Urszuli

Dzieci w świetlicy przybywało. Z upływem czasu okazało się, że degradacja niektórych środowisk rodzinnych postępuje, że toczą się sprawy o ograniczenie władzy rodzicielskiej.
- Wiedziałam, że z takimi problemami nie mogę pozostawić dzieci samych. Przecież zaufały mi, próbowały uwierzyć w siebie i w sens własnego życia. Zgoda na umieszczenie ich w domu dziecka byłaby kolejnym odrzuceniem - mówi s. Elżbieta. - Jedynym rozwiązaniem było stworzenie im prawdziwego domu. Ale była też obawa: czy nie porywam się z motyką na słońce...
Decyzja narodziła się po tygodniowych rekolekcjach ignacjańskich. - Był to dla mnie czas łaski, ale i czas wewnętrznej walki, bo wydawało mi się, że to zadanie przerasta moje siły i możliwości - wspomina s. Elżbieta. - W końcu odnalazłam swoją dalszą drogę, powiedziałam Bogu w dzieciach „tak”.
Kolejne kroki: uzyskanie zgody przełożonych na tworzenie nowego dzieła, ustalenie formalnoprawnych podstaw funkcjonowania domu, znalezienie budynku i funduszy - były coraz trudniejsze. Wydawało się, że na etapie poszukiwania budynku pomysł upadnie, bo kolejne oglądane obiekty okazywały się pomyłką.
W maju br. minęło 9 lat od dnia, kiedy s. Elżbieta przyjechała do Godynic, by obejrzeć starą szkołę. Zastała ruinę: pozrywane stropy, tynki, instalacje, brak szyb w oknach. Przeważyły entuzjazm dzieci i opinia fachowca, który stwierdził, że mury i fundamenty są mocne i warto zainwestować w remont.
Szkoda, że o takich działaniach nie nakręca się seriali, bo opowieść o staraniach o fundusze i materiały nadaje się na scenariusz. S. Elżbieta mówi, że bez pomocy św. Urszuli nic by nie zdziałała. Kiedy sytuacja domowa kilkorga dzieci stała się dramatyczna, 29 maja 1998 r., w patronalne święto Założycielki, po Mszy św. s. Elżbieta schowała jej relikwie do kieszeni habitu i poszła do szefa sieradzkiej firmy budowlanej, prosząc, by rozpoczynał remont. - Nie mieliśmy wtedy ani złotówki, a jednak wszystkie zobowiązania spłaciliśmy w umówionych terminach - mówi s. Elżbieta.

Pod własnym dachem

Już na długo przed 6 stycznia 1999 r., kiedy to s. Elżbieta przyjechała tu na stałe z pierwszą grupą dzieci, ustalono, jak dom będzie funkcjonować: bez sprzątaczek, kucharek i wychowawców na etatach. Podzielono go na 4 rodzinki, a dla każdej przeznaczono 3-, 4- pokojowy segment z łazienką. - Pragnęłam, aby wychowawcy przejęli obowiązki i role rodziców - mówi s. Elżbieta. - Na łamach Listu zamieściliśmy ogłoszenie, że mieszkamy we wspólnocie, zapewniamy mieszkanie i utrzymanie. Zamiast pensji - kieszonkowe. Stopniowo zaczęły się zgłaszać osoby akceptujące te warunki, pragnące spełniać rolę kochających i wymagających rodziców, umiejętnie kształtujących dojrzałe osobowości, przygotowujących dzieci do samodzielnego prowadzenia domu, a przede wszystkim uczących je budowania życia na fundamencie wiary w Boga, Jego miłości i Bożej Opatrzności.
Goście często zazdroszczą pięknie urządzonych wnętrz, niewielkiego oratorium i wzorowo zagospodarowanego otoczenia. „Światełkowa” rodzina dorobiła się świetlicy w osobnym budynku, boiska i placu zabaw, sadu owocowego i ogródka warzywnego oraz stawu. Nawet najmłodsze dzieciaki uczestniczyły - na miarę swoich możliwości - w tych pracach. Były też dni chude. Nikt nie protestował, gdy kiedyś z braku szklanek trzeba było pić z pomalowanych na kolorowo słoiczków. Wzruszające były reakcje dzieci: w czasie, gdy kasa była zupełnie pusta, jeden z chłopców zaproponował, by wziąć pieniążki, które dostał w prezencie od rodziny w dniu Pierwszej Komunii św.... Ważne są też relacje dzieci z ich naturalnymi rodzicami, z którymi nie zerwali kontaktów. Odwiedzają ich w domach, zapraszają na „światełkowe” uroczystości. Bywało, że s. Elżbieta musiała starać się o umieszczenie ojca czy matki w szpitalu. Jedna z matek ostatnie pół roku życia spędziła w „Światełku”. Dzieci nie żywią w stosunku do swoich naturalnych rodziców urazy, nie mają też poczucia krzywdy, chociaż to nie jest łatwe do osiągnięcia. Ale pokój, radość, odbudowa więzi, które są owocem przebaczenia, dają więcej - dlatego warto.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Całun Turyński – badania naukowe potwierdzają, że nie został wyprodukowany

2024-03-28 22:00

[ TEMATY ]

całun turyński

Adobe.Stock

Całun Turyński

Całun Turyński

W Turynie we Włoszech zachowało się prześcieradło, w które według tradycji owinięto ciało zmarłego Jezusa - Święty Całun. W ostatnich latach tkanina ta została poddana licznym, nowym badaniom naukowym. Rozmawialiśmy o tym z prof. Emanuelą Marinelli, autorką wielu książek na temat Całunu - niedawno we Włoszech ukazała się publikacja „Via Sindonis” (Wydawnictwo Ares), napisana wspólnie z teologiem ks. Domenico Repice.

- Czy może pani profesor wyjaśnić tytuł swojej nowej książki „Via Sindonis”?

CZYTAJ DALEJ

Droga krzyżowa wg ks. Piotra Pawlukiewicza - Stacja czterdziesta – śmierć kogoś bliskiego...

Przyjacielu, po coś przyszedł?...

To Chrystusowe pytanie skierowane do Judasza było ostatnimi słowami Zbawiciela, jakie wypowiedział przed swoim pojmaniem i uwięzieniem. Zanim rozpoczniemy Drogę Krzyżową w tym uświęconym miejscu, stańmy wobec tych słów: Przyjacielu, po coś przyszedł? Dlaczego podjąłeś trud podróży?
Krzyż jest zgorszeniem, głupstwem, porażką. Na pewno chcesz iść za zgorszeniem, głupstwem i porażką? Nosimy krzyżyki na łańcuszkach, wieszamy je w domach, szkołach, szpitalach i nierzadko potem pod tymi krzyżami przeklinamy, że coś się nam nie powiodło, że nie poszło po naszej myśli, że ktoś nas odrzucił. Mówimy o krzyżu, śpiewamy o krzyżu, a kiedy przychodzi, często jesteśmy zaskoczeni i oburzeni.

CZYTAJ DALEJ

Wielki Czwartek w archikatedrze przemyskiej

2024-03-29 10:59

Rafał Czepiński

Bp Krzysztof Chudzio

Bp Krzysztof Chudzio

Msza Święta Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek rozpoczęła obchody Triduum Paschalnego.

28 marca 2024 r. Eucharystii w Bazylice Archikatedralnej w Przemyślu przewodniczył bp Krzysztof Chudzio, a homilię wygłosił abp senior Józef Michalik.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję