Co wolno dziennikarzowi, a czego nie wolno? Na ten temat dyskutowano niedawno w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP) w Warszawie. Powodem dyskusji było oświadczenie wydane przez Zarząd Główny SDP po słynnej akcji redaktorów TVN wespół z posłanką Begerową, której celem było skompromitowanie Jarosława Kaczyńskiego i spowodowanie - na to liczono - dymisji jego rządu. Oświadczenie to wywołało gwałtowną reakcję grupy luminarzy (?) prasy polskiej: opublikowali list protestacyjny, w którym stanowisko zajęte przez ZG SDP nazwano „haniebnym”. Co ich tak zdenerwowało? Przypomnijmy pełny tekst oświadczenia:
„W związku z emisją przez dziennikarzy TVN nagrań z ukrytej kamery rozmów politycznych posłów polskiego parlamentu, ZG SDP apeluje do środowiska dziennikarskiego o niełączenie pracy dziennikarskiej z walką polityczną. Przygotowywanie materiałów dziennikarskich w celu propagandowym nie mieści się w kanonie rzetelnego dziennikarstwa. Podstawowym przesłaniem jego działalności jest informowanie i udzielanie głosu opinii publicznej. Dziennikarz powinien być niezależny i bezstronny, nie dopuszczać do sytuacji, w której może być posądzony o sprzeniewierzenie się podstawowym zasadom jego misji społecznej”.
Jak pamiętamy, Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski z TVN umówili się z posłanką Samoobrony Renatą Beger, iż tajnie zainstalują w jej pokoju hotelowym aparaturę telewizyjną, by móc zarejestrować, a następnie upowszechnić jej rozmowy z dwoma posłami PiS. Podstęp się udał - inna rzecz, że godząc się na spotkanie z Beger w jej pokoju, obaj panowie zachowali się jak dzieci, a nie jak doświadczeni politycy. Organizując swą „prowokację dziennikarską” na rzecz opcji opozycyjnej wobec PiS-u, Sekielski i Morozowski postąpili nieetycznie, to oczywiste. Jednak „luminarze” widzą to inaczej, a dlaczego? Bo bardzo nie lubią Kaczyńskich, bo wszystko, co działa na ich niekorzyść, jest im bliskie. Jestem prawie pewny, że gdyby oświadczenie SDP dotyczyło analogicznej prowokacji, przygotowanej - to czysto teoretyczne założenie - przez PiS, poparliby je zgodnym chórem.
Ponieważ w chwili ujawnienia afery z Begerową prezes SDP Krystyna Mokrosińska przebywała za granicą, oświadczenie ZG SDP podpisał jej zastępca Jerzy Kłosiński, zarazem redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność” - i to na jego głowę spadły pioruny oskarżeń o „haniebne” ograniczanie wolności wypowiedzi, ba, wolności w ogóle. Doszło do manifestacji ostracyzmu: honorowy prezes SDP - Stefan Bratkowski, jeden z sygnatariuszy protestu, odmówił udziału w programie telewizyjnym, gdy dowiedział się, że uczestniczy w nim Kłosiński... Oto klasyczny przykład „tolerancji” wobec osób niewygodnych dla „salonu”: im wolność wypowiedzi nie przysługuje!
Pomóż w rozwoju naszego portalu