Był rok 1990 - ks. Józef Zawitkowski, proboszcz parafii kolegiackiej w Łowiczu, miał w tym czasie ogrom zajęć. Wreszcie przyszła długo oczekiwana wiosna, więc prace remontowe przy kościele i na plebanii nabrały tempa. Zmęczony pracą od świtu, proboszcz chciał zdrzemnąć się chwilę w ciągu dnia. Pracującą na plebanii s. Kazimierę poprosił, żeby go nie budzić nawet wtedy, gdyby sam Papież dzwonił. - Kiedy po dwóch godzinach wstałem, siostra poinformowała mnie, że dzwoniła jakaś „siostra Nuncjatura”, ale ona dokładnie nie wie, w jakiej sprawie, ale żebym czym prędzej oddzwonił. Kiedy zadzwoniłem, odebrała siostra zakonna, wprawdzie nie Nuncjatura, ale z Nuncjatury, i przekazała, że Nuncjusz Apostolski chce się ze mną jak najszybciej widzieć. Pojechałem następnego dnia. Nuncjusz, kiedy się spotkaliśmy, otworzył pięknie zdobioną teczkę i powiedział: „Chcę Księdzu zakomunikować ważną i radosną wieść, że Ojciec Święty mianował Księdza biskupem pomocniczym Księdza Prymasa”. Nogi się pode mną ugięły. Od razu poszedłem do kaplicy, gdzie w ciszy i samotności przed Panem musiałem podjąć ostateczną decyzję - opowiada łowicki biskup pomocniczy Józef Zawitkowski.
Być Łowiczaninem
Urodził się w niewielkiej wiosce Wał w parafii Żdżary koło Nowego Miasta nad Pilicą. Żdżary leżą na pograniczu regionów opoczyńskiego i łowickiego, które silnie oddziaływały na tradycje i tożsamość mieszkańców tej części Mazowsza. - Stroje mieszkańców moich stron były bardzo piękne, chociaż dużo skromniejsze niż te łowickie - opowiada Ksiądz Biskup. - Do dzisiaj ze wzruszeniem wspominam jedną z piosenek, które śpiewa się w moich stronach: „...bo moja matuś tak się stroili, dlatego kocham te stroje, czyste i proste, polskie i krasne, proste jak życie jest moje”. Tego się nauczyłem i tym uzasadniam to, że tak bardzo kocham ludową tradycję i obrzędowość - dodaje.
Stąd wzięła się również jego fascynacja kulturą i tradycją ziemi łowickiej. Podkreśla, że ziemia łowicka to szczególnie piękna i żywa pobożność, która trwa do dzisiaj. - Chodzić tutaj po kolędzie to szczególne przeżycie. Cała rodzina czeka na gościa, odświętnie ubrana, w wysprzątanym mieszkaniu. Po kapłana wychodzi na drogę gospodarz, który po wizycie odprowadza księdza do sąsiada. Nie ma tutaj sytuacji, żeby jakaś rodzina była zaskoczona wizytą duszpasterza. Niestety, wiele z obyczajów dawniej żywych dzisiaj zaczyna odchodzić w niepamięć - opowiada Ksiądz Biskup.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dom najlepszy na świecie
- Mój dom rodzinny wydaje mi się najlepszy i najpiękniejszy na świecie - opowiada wzruszony bp Zawitkowski. W dzieciństwie mały Józek wychowywał się w domu, w którym mieszkało aż siedemnaście osób. Z rodziną Zawitkowskich żyli pod jednym dachem uciekinierzy ze zniszczonej Warszawy, którzy stracili swój dobytek w czasie działań wojennych. - Ze wszystkimi dzieliliśmy się tym, co było w domu. Stąd pieczenie chleba było takim wydarzeniem, które mocno zapadło mi w pamięć - snuje swoją opowieść Ksiądz Biskup. Na samym brzegu chlebowego pieca leżały cienkie placki - podpłomyki. Dzieci zawsze z niecierpliwością czekały, aż je dostaną. - Zawsze wzruszam się, kiedy przypominam sobie, jak dzieciaki wyciągały ręce po te podpłomyki, a mama wtedy mówiła, że musimy pamiętać o tych, którym jest ciężej niż nam, i najpierw wysyłała nas ze świeżym, pachnącym chlebem do sąsiadów - wspomina Biskup. - Porusza mnie to naturalne życie nauką społeczną Kościoła prostych ludzi, które wynikało z ich głębokiej i naturalnej wiary...
Józik, ty będziesz biskupem
Decyzja o wstąpieniu do seminarium nie była w przypadku młodego Józefa poprzedzona jakimiś wyjątkowymi zdarzeniami czy gwałtownym nawróceniem. Wychowany był w domu, gdzie wiara i tradycja były bardzo żywe. Codziennie wieczorem wszyscy domownicy klękali do wspólnie odmawianego pacierza. - Dzisiaj, kiedy patrzę wstecz, widzę, skąd moi rodzice i dziadkowie czerpali siły do codziennej, ciężkiej pracy i skąd mieli tyle ufności. Ta siła i ufność płynęły z codziennej modlitwy, pełnej gorącej wiary - podkreśla Ksiądz Biskup.
Osobą, która zajmuje szczególne miejsce w jego wspomnieniach, jest katechetka ze szkoły - s. Miriam. Kiedyś skarciła dzisiejszego Biskupa słowami: „Józik, ty bądź grzeczny, bo ty będziesz kiedyś biskupem”. Kiedy otrzymał nominację biskupią, siostry z klasztoru s. Miriam szybko się o tym dowiedziały. Dostał od nich niezwykły prezent: krzyż z relikwiami - taki sam, jaki siostry noszą na habitach. W dodatku ten, który nosiła s. Miriam. Ten krzyż jest teraz jego krzyżem biskupim i szczególnie go sobie ceni.
Reklama
Jasnogórskie prymicje
Do seminarium Józef Zawitkowski wstąpił w 1956 r., w czasie wielkich przełomów. Na ulicy można było odczuć, że coś się wydarzy. Wtedy właśnie rektor seminarium zabrał wszystkich kleryków na Jasną Górę. Tam chłopcy modlili się o szczęśliwy powrót z więzienia Prymasa Wyszyńskiego. - Pojechało nas blisko 200 kleryków. To była niesamowita manifestacja wiary, kiedy tak szliśmy ulicami Częstochowy... - opowiada Biskup.
Po święceniach kapłańskich w 1962 r. Mszę św. prymicyjną, według starego zwyczaju, młody kapłan sprawował u stóp Jasnogórskiej Pani, a przy ołtarzu do Mszy św. służyli tata i dziadek.
Ksiądz Tymoteusz
W swojej pracy duszpasterskiej trafił do katedry św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Tam m.in. odprawiał Msze św. dla dzieci. Którejś niedzieli jego kazanie usłyszał redaktor czasopisma „Za i przeciw” i ks. Zawitkowski dostał propozycję pisywania do rubryki dla dzieci. - Wtedy narodził się „ks. Tymoteusz”. Ponieważ moi przełożeni nie chcieli, żebym afiszował się w gazecie ze swoim nazwiskiem, musiałem sobie wymyślić pseudonim. Zawsze fascynowała mnie postać Pawłowego Tymoteusza, bo to był taki młody ksiądz, którego św. Paweł mocno kochał, a ten zawsze przysparzał mu trochę kłopotów... Ks. Tymoteusz był różnie odbierany - jedni uważali opowieści za bardzo infantylne, inni byli nimi zachwyceni. - Do dzisiaj ten Tymoteusz jest mi potrzebny. Czasami, kiedy czegoś nie wypada powiedzieć biskupowi, to Tymoteuszowi jakoś uchodzi - opowiada bp Zawitkowski.
Reklama
Ulubiony kaznodzieja
Dzisiaj jest ulubionym kaznodzieją Polaków słuchających niedzielnych, radiowych transmisji Mszy św. z bazyliki Świętego Krzyża w Warszawie. Niezwykłe, poetyckie kazania, zaczynające się od prostych słów: „Kochani moi”, są drukowane i wydawane w kolejnych tomach książek.
- Jestem dumny z tego, że w dziele radiowych Mszy św. uczestniczyłem od samego początku, czyli od września 1980 r. Pierwsze Msze św. skupiały przy odbiornikach miliony wiernych, a kościół Świętego Krzyża nie mógł pomieścić zebranych. Władze były mocno zaniepokojone tym, co może się wydarzyć. Cały scenariusz był wcześniej przedstawiany władzom. W stanie wojennym kazania były cenzurowane. Po jakimś czasie nauczyliśmy się „obchodzić” to, co mogło budzić podejrzenia cenzorów, stosując wypróbowane zwroty i określenia - wspomina bp Zawitkowski. Niestety, Ksiądz Biskup powoli już rezygnuje z regularnych kazań w kościele Świętego Krzyża. - To już 26 lat, jestem po prostu trochę zmęczony - zwierza się.
„Bądź uwielbiony od swego Kościoła”
Od wczesnego dzieciństwa fascynowała go muzyka. Grał w szkolnej orkiestrze, potem skończył szkołę organistów w Józefowie, a następnie Wydział Muzykologii na ATK, gdzie otrzymał dyplom z nr. 1. Przez kilka lat razem z ks. Andrzejem Filaberem prowadził Instytut Szkolenia Organistów przy kościele Wszystkich Świętych w Warszawie.
- Tak też zaczęła się moja przygoda z pisaniem pieśni - opowiada bp Zawitkowski. - Wspólnie z ks. Wiesławem Kądzielą napisałem na Kongres Eucharystyczny pieśń „Panie dobry jak chleb”. Oberwałem za tę pieśń od teologów, którzy zarzucali mi, że nie można nazywać Boga rzeczą - chlebem. Oberwałem też od polonistów, którzy zarzucali mi nieznajomość gramatyki, słysząc słowa: „Bądź uwielbiony od swego Kościoła”. Uratował mnie prof. Miodek, który wytłumaczył mnie przed językoznawcami. Natomiast sam Jan Paweł II, kiedy dostał tekst i melodię pieśni i dowiedział się o moich problemach z polonistami i teologami, powiedział do mnie: „Nie martw się, nawrócą się i jedni, i drudzy”.
Łącznie do tej pory Biskup napisał ok. 70 pieśni. Ostatnią, pod tytułem „Jednym Duchem, jednym sercem” - na I Łowicki Kongres Eucharystyczny. Pieśń jest odpowiedzią na hasło kongresu: „Wytrwajcie w miłości Mojej”.
Polskie radio dziękuje
W niedzielę 5 listopada o godz. 9.00 podczas Mszy św. w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie (transmitowanej w Programie I PR) bp Józef Zawitkowski pożegnał się ze słuchaczami Polskiego Radia.
Bp Józef Zawitkowski głosił kazania radiowe przez 26 lat - od początku powrotu transmisji niedzielnej Mszy św. do Polskiego Radia, tj. od 1980 r.
„Kaznodziejstwo biskupa Zawitkowskiego jest wołaniem o Boga przychodzącego dzisiaj do człowieka, którego jednak nie zawsze umiemy rozpoznać. Jest zdumieniem nad niewiarą, zanikiem sumienia, złem panoszącym się na świecie, historyczną amnezją Polaków” - możemy przeczytać w tekście o. Witolda Kaweckiego.
Polskie Radio wydało czteropłytowy album pt. „Kochani moi...”, zawierający szesnaście kazań: pierwsze z nich - z 18 kwietnia 1982 r., ostatnie - z 15 maja 2005 r.
Po Mszy św. prezes Zarządu Polskiego Radia SA Krzysztof Czabański przekazał bp. Zawitkowskiemu album, dziękując w ten sposób za jego 26-letnią obecność na antenie radiowej. Oprócz walorów religijnych homilie Księdza Biskupa stanowiły ważny wkład w wypełnianą przez Polskie Radio misję objaśniania otaczającej nas rzeczywistości.