Maska częstokroć może kryć tylko pustkę, a kto pragnie być różnoraki, jest lub staje się nijaki.
*
To był naprawdę dobry aktor. Znany i lubiany. Zagrał w iluś tam sztukach, w kilku serialach, wcielił się w kilka głównych ról w filmach... I nagle zniknął. - Kłopoty ze zdrowiem - tłumaczono dziennikarzom. A on zmienił adres, zamieszkał sam w niewielkim mieszkaniu i pozwolił bywać u siebie tylko sąsiadowi - emerytowanemu księdzu. Mebli miał niewiele, a uwagę zwracało duże, zwykle zasłonięte lustro i wielki stary kufer pod nim. „Nie cierpię luster - mawiał - a to służy mi tylko do charakteryzacji”. Co i raz wychodził gdzieś ucharakteryzowany na kogoś innego. Księdza, który go czasem zobaczył takiego zmienionego, zadziwiała doskonała przemiana twarzy - nie do poznania. Zapytany, po co to robi, mówił: „Nie znoszę siebie. W tych rolach dopiero jestem kimś i bawi mnie, gdy ludzie naprawdę wierzą, że jestem tym, kogo gram przed nimi. Jakbym przeżywał kolejne wcielenia”. Po powrocie z takich „spektakli” zamykał się na głucho i jakby z trudem wracał do siebie. Wychodził tak coraz częściej i coraz później wracał, jakby grał w gorączce rolę swojego życia - co dzień inną. Którejś nocy zbudził księdza telefonem: „Proszę przyjść, bardzo się boję!”. Kiedy ów ksiądz wszedł, ujrzał go ubranego w części różnych kostiumów, siedzącego na kufrze, z twarzą ukrytą w dłoniach. „One ożyły - mówił jak w majakach. - Moje maski! Są w tym kufrze. Zrobił mi je kiedyś przyjaciel do różnych ról. Świetnie przylegają do twarzy. Wkładałem je, wychodząc… A dziś wydostały się wszystkie, okrążyły mnie, przeraźliwie wyraziste, i patrzyły jakby przeze mnie. I wtedy spojrzałem w lustro…Nie miałem twarzy - żadnej! Jak stojak na peruki! One będą mnie prześladować!”. Na to ksiądz odpowiedział: „To wyrzuć je w diabły”. Wówczas aktor zapytał: „A czym ja będę bez nich?!”. Ksiądz chwycił go za ramiona, wpatrzył się głęboko w jego uciekające oczy i zapytał: „A jaką twarz będziesz miał przed Bogiem, jeśli tych masek masz… legion?”.
*
Żyjemy w społeczeństwie spektaklu. Jesteśmy albo aktorami, albo widzami - czasem przemiennie. Bardzo różnoracy lub całkiem nijacy. A człowiek nie może tak bez swojej wyrazistej twarzy… Czy ją jeszcze mam? Kiedy i przy czym/kim ona „nijaczeje”, a przed Kim może nabierać coraz głębszego wyrazu? Tego jedynego - danego mi i zadanego…
Pomóż w rozwoju naszego portalu