Wybory prezydenckie mamy za sobą. We wszystkich województwach zwyciężył ten, który stał się ulubieńcem telewizji. Wszyscy myślący zauważyli doskonale, że zarówno przed, jak i w czasie kampanii wyborczej telewizja preferowała tylko i wyłącznie jednego kandydata. Stało się to już tak żenujące, że aż nieprawdopodobne. Każde przedwyborcze spotkanie p. Aleksandra przygotowane było z iście aptekarską precyzją, a jeszcze z większą nagrane na telewizyjną taśmę. Człowiek dialogu, umiejący się znaleźć w każdej sytuacji, potrafiący rozmawiać z każdym, erudyta i nietuzinkowy psycholog. Sam o sobie powiedział: "Taki jestem, bo kocham ludzi, trzeba ich kochać i rozumieć". Szkoda tylko, że p. Aleksander nie przypomniał sobie tych słów, kiedy podczas pewnego spotkania z wyborcami wygrażał im pięściami. Co się wtedy stało z ową "miłością"?
Przyznam się - przełknąłem już gorzką pigułkę przegranych wyborów.
Nawet się już dostatecznie uspokoiłem, zaczynam wszystko analizować,
rozmyślać nie jako wyborny polityk, ale jako szary Polak. I wszystko
bym zrozumiał, oprócz tego - dlaczego telewizja jest taka nieuczciwa,
taka skorumpowana, taka wroga dla polskiej prawicy? Haniebny przykład
zachowania p. Gembarowskiego to tylko maleńki epizod, mała wpadka
przy pracy. Znajomi mi mówią: zrozumiesz wszystko, jeżeli zobaczysz,
kto zasiada w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Wiem, że jest
ona zdominowana przez SLD i UW. Ale przez chwilę myślałem, że zdobędą
się na tyle uczciwości i lojalności, aby być chociaż bezstronnymi.
Przeliczyłem się. Nauczyłem się jednakże tego, że tym ugrupowaniom
nie można nigdy zaufać. Nigdy.
Inaczej dziś wszystko wyglądałoby, gdyby przed laty nie
było "grubej kreski". Gdyby PZPR powiedzieć spokojnie: kochani, żegnajcie.
Dziś zbieramy żniwo lekceważących postaw dawnych premierów, ministrów.
Słyszę dziś często stwierdzenia: "AWS poniósł potężną
klęskę". Czyżby? Potężną klęskę poniosła telewizja, którą w swoim
artykule nie śmiem nazwać "polską". Faktem jest, że źle, a nawet
tragicznie Sztab Wyborczy p. Krzaklewskiego przedstawił jego program.
Komputerowe "wybryki" w niczym nie przypominały wyborczego hasła
- "rodzina na swoim". Dziwi mnie, że p. Walendziak, człowiek obyty
w mediach, tego nie zauważył. Sam p. Krzaklewski nie jest i pewnie
nie będzie mistrzem obietnic, a na pewno nie dorówna w tym p. Aleksandrowi.
Wiem, że po prawej stronie trzeba wiele naprawić, zmienić.
Nade wszystko trzeba jednak pamiętać o złotej zasadzie: "Tego władza,
kogo media". W tej sprawie wszyscy mamy sobie wiele do zarzucenia.
Powiedzmy to wyraźnie, że i prawicowe media położyły robotę. Może
tylko jedno czy dwa czasopisma prawicowe jasno mówiły o tym wszystkim,
co dzieje się na polskiej scenie politycznej. Inne przyjmowały raczej
pozycję wyczekującą, nazywając to "niemieszaniem się do polityki"
. I trudno się dziwić Polakom, którzy byli faszerowani tak wspaniałymi
obietnicami, że wybrali drogę "dobrobytu, dobrych zarobków, nowoczesnych
mieszkań" itd.
Po lekcji wyborczej chyba już wszyscy przekonaliśmy się,
że o pewnych sprawach trzeba mówić językiem prostym, zrozumiałym.
Prawicowe media nie mogą lekceważyć przeciwników pomijając ich postępowanie
albo udając, że nas to nie dotyczy. Sam biję się w piersi i przyznaje
się, że popełniłem grzech zaniedbania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu