Któżby pomyślał, jak wiele zależy od jakiegoś spotkania: atomów, genów, ludzi… Boga! Ot, choćby pierwsze spotkanie naszych rodziców… Z iluż z nich wyszło się jakby już kimś innym, rozpoczęło się coś całkiem nowego, nieprzewidzianego… A ileż było spotkań przegapionych, zmarnowanych… Bo za mało było uwagi czy odwagi… A może i wiary, że był tam Ktoś niezauważony?
*
Najważniejsze pytania zadają zwykle najmłodsi, lecz rzadko który dorosły traktuje je poważnie, z wyjątkiem niektórych najstarszych… Ale coraz rzadziej jedni mogą spotkać drugich, choć są sobie bardzo potrzebni. Ten Mały zadawał pytania, które trafiały w jego rodziców, jak groch w ścianę. A przecież pytał on o wieczność, o przypadek, o niewidzialność, o Boga… Ojciec bąknął tylko kiedyś, że do Boga to wiedzie długa droga, więc Mały spakował któregoś popołudnia sporo ciastek, kilka soków i wyruszył w drogę, by spotkać Boga. Nikt mu jednak nie powiedział, jak ma Go rozpoznać. Minął kilka przecznic, wszedł do parku i usiadł na ławce, gdzie za chwilę przysiadła się jakaś siwiutka Staruszka, przypatrując się wiewiórkom i gołębiom. Mały poczuł głód i pragnienie, więc wyciągnął ciastka i sok. Napotkał wtedy wzrok Staruszki, więc poczęstował ją ciastkiem. Zaskoczył go jej wdzięczny i piękny uśmiech, chcąc go ujrzeć jeszcze raz, wyciągnął ku niej butelkę soku. Odwzajemniła się jeszcze ładniejszym uśmiechem. Nie odzywali się do siebie, tylko co jakiś czas jedli te ciastka, popijali sokiem i uśmiechali się do siebie, jakby o wiele lepiej rozumieli się bez słów.
Tak minęło parę godzin, aż zaczęło się zmierzchać. Wstali prawie jednocześnie i ruszyli każdy w swoją stronę. Ale po paru krokach Mały odwrócił się i Staruszka także… Wtedy on podbiegł do niej, uściskał ją bardzo czule, a ona odwzajemniła się i podarowała mu uśmiech, jakiego nigdy u nikogo nie spotkał. Gdy Mały wrócił do domu, był tak uszczęśliwiony, że Matka spytała, co takiego go spotkało. „Spotkałem Boga i jedliśmy razem ciastka - powiedział Mały. - Nie przypuszczałem, że Bóg ma tak cudowny uśmiech, wiesz?” Matka wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
Do swojego domu wróciła również Staruszka, cała rozpromieniona. Syn, widząc, że wychodzi ona ostatnio codziennie, szukając jakby swojej ostatniej miłości, i wraca coraz to smutniejsza, zapytał, któż ją dziś tak uszczęśliwił, że odmłodniała o kilka lat. „Wyobraź sobie, że spotkałam Boga i spędziliśmy całe popołudnie, jedząc ciastka i pijąc sok”. I nie dając sobie przerwać mocno zdziwionemu, a jeszcze bardziej zaniepokojonemu Synowi, dodała: „Wiesz, On jest o wiele młodszy, niż się spodziewałam.”
*
„Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi / tak dokładnie zwyczajny że nie wiemy o tym (…) czy byliśmy prawdziwi / sprawdził mimochodem” - pisze ks. Jan Twardowski, a mnie się bardzo głupio robi, że wciąż zapominam o tym… I dlatego chyba podczas moich spotkań tak mało się dzieje, mimo porozumiewawczych, a w końcu zawiedzionych min aniołów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu