Prezydencki projekt ustawy dołączony do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego zawiera, wydawałoby się, oczywiste sprawy, dlaczego więc nie podoba się Platformie Obywatelskiej? Ustawa mówi m.in., że polska konstytucja jest ponad prawem unijnym, że Polska jest i pozostaje suwerennym państwem, że Polska ogranicza stosowanie Karty Praw Podstawowych (co jest efektem przyłączenia się naszego kraju do tzw. protokołu brytyjskiego), że obstajemy przy tzw. kompromisie z Joaniny, dotyczącym głosowań niekorzystnych dla Polski. Czy o takie zapisy politykom ślubującym stawiać dobro Polski ponad interes partyjny wolno się kłócić?
Najważniejsze w ustawie jest odcięcie się od Karty Praw Podstawowych, ponieważ według ekspertów, przy nieprzewidywalnych orzeczeniach Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości niektóre zapisy Karty mogą uruchomić liczne wnioski Niemców przeciwko obywatelom polskim o odzyskanie własności lub przyznanie odszkodowania za mienie pozostawione na ziemiach północnych i zachodnich po II wojnie światowej. Inny zapis Karty poprzez brak jasnej definicji małżeństwa, jako związku mężczyzny i kobiety, może godzić w powszechnie przyjęty w Polsce porządek moralny.
Nie rozumiem, dlaczego Platforma Obywatelska uważa, że prezydencka ustawa jest niekonstytucyjna, a ponadto ma formę szantażu, aby nie doprowadzić do ratyfikacji przez Polskę Traktatu Lizbońskiego? Przeciwnie zachowuje się Prawo i Sprawiedliwość, uznając, że ta ustawa zabezpiecza Polskę w najbliższych latach przed różnymi niebezpiecznymi trendami w Unii Europejskiej. Krótko mówiąc, sprawa rozbija się o podstawowy problem: czy na szali stawia się własny interes partyjny, czy interes Polski?
Jaki interes ma Platforma Obywatelska? Przede wszystkim bardzo by chciała pokazać Brukseli, że jest partią proeuropejską, skuteczną, a także by sama ratyfikacja traktatu odbyła się bez dyskusji, bez istotnych wątpliwości. Dodam: dlatego także bez udziału społeczeństwa. Tymczasem, nie wypominając wszystkiego Unii Europejskiej, tak naprawdę nie wolno mieć nieograniczonego zaufania do eurokratów. Przypomnę zachowanie kanclerz Angeli Merkel podczas negocjowania tego traktatu w Brukseli. Kiedy natrafiła na opór Polski, na sprzeciw prezydenta Kaczyńskiego, zaproponowała przyjęcie traktatu bez naszego kraju. Uratował nas sprzeciw Czech i Francji.
Dlaczego jeszcze należy mieć ograniczone zaufanie do UE? Ponieważ już obecnie orzecznictwo unijne jest ponad polskim prawem: na mocy wyroków Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości płacimy różne kary, narzucono nam nie zawsze korzystne zasady stosowania pomocy publicznej, UE ingeruje w funkcjonowanie NBP, w prawo bankowe, prawa rynku kapitałowego, podatek VAT, akcyzę, w udział kapitału zagranicznego w mediach itp. Co rusz dowiadujemy się o ograniczeniach kwot połowowych, mlecznych, cukrowych, owocowych, a ostatnio także próbuje się nam narzucić produkcję żywności genetycznie zmodyfikowanej - mimo że mamy ustawę zakazującą GMO. Media ujawniły również, że Komisja Europejska zażądała od naszego kraju zniesienia limitu zagranicznego dla otwartych funduszy emerytalnych (OFE). Obecnie mogą one inwestować za granicą tylko do 5 proc. swych aktywów (aktywa tych funduszy emerytalnych to prawie 135 miliardów złotych - dane Komisji Nadzoru Finansowego z lutego 2008 r.). Jednym słowem, mamy polskimi oszczędnościami wspierać rynki zachodnie. Ponadto KE chce utworzyć specjalny ponadnarodowy urząd regulacji rynku energetycznego. Rodzi się uzasadniona obawa: skoro bez zgody UE nie możemy zbudować nawet drogi przez Rospudę, co jeszcze wymyślą eurokraci, aby poszerzyć swoją władzę?
Spór o ustawę przy ratyfikacji każe także mieć ograniczone zaufanie do Platformy Obywatelskiej. Skoro PO nie chce gwarancji dla wyższości polskiej konstytucji nad prawem unijnym, to zupełnie nie wiadomo, jak zachowa się premier Donald Tusk, kiedy kanclerz Angela Merkel zaproponuje mu odstępstwo od protokołu brytyjskiego czy odstępstwo od Joaniny. A przypomnę, że Donald Tusk podczas wizyty u Papieża Benedykta XVI chwalił się tym, że my nie mamy Karty Praw Podstawowych jako obowiązującego prawa. Natomiast trzy dni później u José Manuela Barroso mówił, że będziemy się z niej wycofywać. I faktycznie, 20 grudnia 2007 r. PO przegłosowała uchwałę, obiecując UE, że Polska będzie się starała odejść od protokołu brytyjskiego. Oznacza to, że bardzo ważny „bezpiecznik” polskich interesów, a nawet fundament tego traktatu, będzie wycofany przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Tymczasem, jak już wyżej wspomniałem, to właśnie protokół brytyjski chroni nas przed niekorzystną interpretacją trybunałów europejskich w sprawie niemieckich roszczeń do majątków pozostawionych w Polsce, a także przed tzw. związkami homoseksualnymi na prawach małżeństw (w Karcie Praw Podstawowych jest dosyć mgliste odróżnienie rodziny od małżeństwa, co oznacza, że można sobie tworzyć rodzinę, która nie będzie małżeństwem). Pisząc jaśniej, Karta nie tylko nie afirmuje chrześcijańskiej rodziny, ale zupełnie ruguje ją z przestrzeni publicznej, ponieważ mówi o zakazie dyskryminacji innej „orientacji” seksualnej. Krótko mówiąc, Karta prawnie unicestwia rodzinę złożoną z ojca, matki i dziecka, stawiając na równi z nią przypadkowy związek osób o innej „orientacji” seksualnej.
Póki co, polityka musi być poparta także świadectwem życia, a polityk powinien osiągać to, do czego dąży, bez zdradzania własnego sumienia - tę myśl dedykuję kolegom posłom i senatorom.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
