Reklama

Sandomierska Częstochowa

Daleko od dróg przelotowych, tras szybkiego ruchu, szos krajowych i węzłów komunikacyjnych są miejsca warte tego, by dla nich zboczyć z wyznaczonej trasy, zaburzyć nieco plan podróży, zanurzyć się w swojskość Polski niewielkiej, ułożonej jak kostki domina z miasteczek, wsi i osad, gdzie małe społeczności od pokoleń w tym samym rytmie odmierzają codzienność. Błądzimy tego lata daleko od drogi, trochę na zasadzie „cudze chwalicie, swego nie znacie…”, by poznać miejsca mniej znane, a jakże warte choćby krótkiej wizyty…

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wystarczy tylko między Klimontowem a Łoniowem, w powiecie sandomierskim, zjechać z ruchliwej krajowej „dziewiątki” Radom - Rzeszów. Nie warto nawet patrzeć na drogowskazy, lepiej spojrzeć wyżej, ku wieżom kościelnym Sulisławic. A potem…
Szare cienie dojrzałego lata - to znak, że niedługo południe. Siedzimy w cieniu kasztanów, na ławeczkach naprzeciw dwóch wiejskich kościołów. Bo Sulisławice mają dwie świątynie wybudowane blisko siebie, otoczone średniowiecznym kamiennym murem. Lekki wiatr przynosi zapach ziół i polnych kwiatów. Jest cicho, spokojnie i sielsko. Stara kobieta w czerni idzie powoli skrajem drogi. Ani jednego samochodu. Cisza tak gęsta od upału, że niemal dotykalna. Jeśli lekko zmruży się oczy, może się zdać, że czas się zatrzymał, a nawet niespiesznie zrobił krok w tył. Przed nami potężna, jasna bryła neogotyckiego kościoła Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, wieże i wieżyczki, strzelistość i smukłość, szacunek dla proporcji. Obok - drugi kościół, starszy metryką, po części romański, po części barokowy.
Wchodzimy do większego kościoła. Nie od razu dostrzegamy obraz, którego sława i niebywałe dzieje przywiodły nas tutaj. Gdy stoi się przy balaskach, trzeba solidnie wytężyć wzrok, by ujrzeć namalowane na nim dwie postacie.
Dziwny to obraz. W pierwszej chwili rzec można - nic wielkiego. Deska raptem 22 na 22 cm, która stanowiła kiedyś wieczko bursy podróżnej, czyli skrzyni drewnianej na naczynia liturgiczne. Wizerunek nazwano Matką Bożą Bolesną, choć nie Maryja jest na nim główną postacią, ale straszliwie umęczony Jezus. Męża Boleści, jak dawniej mawiano, podtrzymuje przed upadkiem Matka. Jedną rękę kładzie na ramieniu Syna, drugą delikatnie, by nie potęgować bólu - dotyka rany w boku. Oboje patrzą przed siebie, z niemym wyrzutem, ze skargą, z boleścią właśnie.
- Od 8 lat jestem w Sulisławicach - opowiada opiekun tego miejsca ks. proboszcz Mariusz Mazur, zmartwychwstaniec. - I nieustannie jestem świadkiem niesamowitych wydarzeń, cudów, niezwykłej w tym miejscu obecności Bożej.

Reklama

Drogi łaski

Obraz przywiozła do Polski w 1610 r. rosyjska branka Dorota Ogrufina, pojmana jako łup wojenny przez Wespazjana Rusieckiego z Ruszczy - rycerza, który wraz z królem Władysławem III Wazą zdobywał Moskwę. Dorota jako pierwsza opowiadała o niezwykłych właściwościach obrazu. Miał ją ochronić od śmierci głodowej. Po wielu latach, już jako sędziwa kobieta, oddała go do kościoła, bo „dzieci wynosiły go do zabawy”. Chciała, by to, co święte, znalazło godne siebie miejsce. I wtedy zaczęły się dziać rzeczy przedziwne. W kronikach zapisano, że niewielki obraz lewitował, zapalał świece na ołtarzu, uruchamiał sygnaturkę na wieży. Proboszcz i wikary nie wierzyli własnym oczom, więc obraz zamknęli w pustym kościele, a sami trzymali straż przy drzwiach. Nic nie pomogło - obraz nadal wisiał w powietrzu, świece się paliły, a sygnaturka wygrywała melodie. Był rok 1655, Szwedzi zalewali Polskę potopem, a w Sulisławicach kalecy zaczynali chodzić, ślepi odzyskiwali wzrok, szaleńcy - zdrowe zmysły, a topielcy wstawali z martwych. W kronikach zapisano dzieje Krzysztofa Chęcińskiego ze Staszowa, który odarty przez okrutnych Kozaków ze skóry, wzywając imienia Maryi, całkiem zdrowie odzyskał. Ba, nie tylko pojedyncze osoby owych cudów doznawały, ale całe miasteczka - jak np. Staszów, który w XVII wieku uchroniła od epidemii pielgrzymka do sanktuarium. Mieszczanie staszowscy na pamiątkę owej cudownej interwencji co roku na zakończenie oktawy Bożego Ciała przychodzą do Sulisławic z pielgrzymką. Z tej samej przyczyny od stu lat pielgrzymują tu również mieszkańcy Łoniowa, Koprzywnicy i Trzykos.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W cuda mocny

Stareńki romański kościół, zmęczony żarem południa, uchyla przed nami drzwi podparte polnym kamieniem. Jasne wstęgi światła opływają drewniane figury świętych, na ciemnych malowidłach z trudem odczytujemy zapisaną w nich historię. Czas zamknięty w drewnie. Drewno ma swoją pamięć. Każde pęknięcie, zadra, rozdarcie, blizna upamiętniają czyjąś modlitwę, westchnienia, błagania. Ile te ściany ich słyszały, skoro przez pierwsze dwa wieki cudowny obraz wisiał w tym niepozornym ołtarzu... Czy na tym pamiętaniu polega urok starych kościołów?
Moc cudów, jakie miały tu miejsce, zdumiewała i prostaczków, i uczonych. Już w 1655 r. wikary z Sulisławic ogłasza, że obraz ma cudowną moc. Czyni to publicznie i bez zgody władz kościelnych, za co ściąga na siebie gniew zwierzchników. Jednak coś jest na rzeczy, skoro trzy lata później do wsi zjeżdża z Krakowa wysoka komisja i przesłuchuje 40 świadków - ludzi cudownie ocalonych z potopu szwedzkiego. Biskup krakowski po przeczytaniu raportu komisji natychmiast zezwala na kult obrazu Matki Bożej Sulisławickiej. Miejsce to staje się sławne na terenie całej ówczesnej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Tak wielu przybywa tu pątników, że konieczne jest postawienie dużego murowanego kościoła neogotyckiego, w jego ołtarzu głównym do dziś ma swoje miejsce cudowny wizerunek.
Pielgrzymi, cuda, których wytłumaczyć logicznie nie sposób - w kronikach zapisano setki takich wydarzeń. Gdy więc w 1913 r. obraz ubrano w złote korony, do małych Sulisławic ściągnęło - uwaga! - pół miliona ludzi. Pola wokół wsi jak okiem sięgnąć zastawione były chłopskimi furami i pańskimi powozami. We wsiach zabrakło wody w studniach. W procesji za obrazem szło ćwierć miliona wiernych. Taką rzeszę te ziemie widziały jeszcze tylko raz - gdy do Sandomierza w 1999 r. przyjechał Jan Paweł II.

Reklama

Trzy korony

Dróżka wiedzie wokół obu kościołów. Z lewej - wiejski cmentarz, na wprost - szeroki krajobraz pól i lasów w barwach dojrzałego lata. Z prawej - drewniane krużganki. Obchodzimy duży kościół, żeby zobaczyć „to” miejsce. Bo świątynia ta ma swoją trudną historię. Włamywano się do niej dwukrotnie, za każdym razem profanując obraz. Pierwszy raz w 1940 r. Złodzieje oderwali od obrazu złote korony, pozdzierali ze ścian wota, ale wizerunek zostawili w spokoju. Ponad pół wieku trwało, nim ukoronowano obraz ponownie - w 1991 r. Rok później nocą przyszli złodzieje. Wyłamali okno - dowodem są zniszczenia. Tym razem interesował ich wyłącznie obraz. Weszli i wyszli niezauważeni. Policja i prokuratura prowadziła - jak zwykle mawia się w takich przypadkach - „szeroko zakrojoną akcję”. Jednak bez rezultatu.
Po co kraść cudowny wizerunek? Wyłącznie dla jego wartości artystycznej? A może, by zawłaszczyć jego moc dla siebie? Obraz przepadł. Takie dzieła sztuki pojawiają się czasem na giełdach, czasem po latach w prywatnych kolekcjach, te najbardziej charakterystyczne nie pojawiają się jednak zazwyczaj nigdy. Tym razem wyglądało, że chodzi o kradzież na zamówienie. W takim przypadku szanse na odzyskanie są zerowe. Aż zdarzył się kolejny cud, może najdziwniejszy z tych, które dotyczą sulisławickiego obrazu.
W rok po kradzieży do kościoła w centrum Warszawy wszedł mężczyzna i bez wielu zbędnych tłumaczeń wręczył tamtejszemu księdzu niewielki pakunek. Jako dar. W środku znajdował się poszukiwany pilnie od roku obraz z Sulisławic.
I tak oto powróciła triumfalnie do swoich słynąca licznymi łaskami Matka Boża Bolesna. Znów przyszły Odzyskaną przywitać tłumy. Udzielono wtedy pół miliona Komunii św.

Cuda trwają

Ks. Wincenty Suwała, zmartwychwstaniec, napisał przewodnik po sanktuarium w Sulisławicach. Spisał dzieje tego miejsca i cuda, do jakich tu dochodziło. A trzeba wiedzieć, że dzieją się one nieustannie. Opisuje się je starannie, dołącza do niektórych dokumentację medyczną. Dla przykładu: Władysława Kwiatek z Czaplowa 22 września 1996 r. odzyskała wzrok i ciężko chory trzyletni Piotruś Garncarz z Trzykos 7 kwietnia 1999 r. wrócił do zdrowia, w 2004 r. 2,5-letniej Wioletcie Urbańskiej z Małej Bukowej odblokowały się chore nerki. Ks. Mazur wspomina wielką powódź w 1997 r., gdy do sanktuarium przyszli mieszkańcy Ostrówek, nadwiślańskiej wsi. Wszystko wokoło zalane, zniszczone do cna, a oni nietknięci. Mieli wtedy we wsi peregrynującą kopię obrazu Matki Bożej Sulisławickiej, i gdy Wisła rwała wały ochronne, pół wsi runęło na kolana. A ile cudownych wydarzeń nigdy nie zostało zapisanych w księgach sanktuarium, ile pozostanie - wiedzą tylko ci, którzy ich doświadczyli.
Skrzypnięcie drzwi oznacza, że ktoś wszedł do kościoła, skrzypienie ławek - że przyklęknął. Na ścianie świątyni widnieje napis o błogosławionej nadziei. Ponoć zjawiają się tutaj pielgrzymi z Gdańska i Bydgoszczy, co roku przychodzą pielgrzymi sandomierscy, ale to nadal cudownie spokojne, ciche, urokliwe miejsce. Gdy będziemy jechać ruchliwą krajową „dziewiątką”, zdejmijmy nogę z gazu, przyhamujmy na chwil kilka. Takich miejsc bowiem, jak Sulisławice w polskim krajobrazie jest coraz mniej.

W 2010 r. przypada jubileusz 400-lecia pojawienia się w Sulisławicach cudownego obrazu Matki Bożej Bolesnej. Do tego wydarzenia sanktuarium przygotowują pracujący tu od lat 50. XX wieku księża zmartwychwstańcy. Od kilku lat działa tu także Stowarzyszenie Miłośników Sanktuarium Maryjnego w Sulisławicach, którego ambicją jest przywrócenie dawnego blasku sanktuaryjnej świątyni.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o swojej nominacji: Idę służyć Bogu i ludziom. Pokój Tobie, diecezjo sosnowiecka!

2024-04-23 15:17

[ TEMATY ]

bp Artur Ważny

BP KEP

Bp Artur Ważny

Bp Artur Ważny

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego. Decyzję papieża ogłosiła w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce. W diecezji tarnowskiej nominację ogłoszono w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie. Ingres planowany jest 22 czerwca.

- Idę służyć Bogu i ludziom - powiedział bp Artur Ważny. - Tak mówi dziś Ewangelia, żebyśmy szli służyć, tam gdzie jest Jezus i tam gdzie są ci, którzy szukają Boga cały czas. To dzisiejsze posłanie z Ewangelii bardzo mnie umacnia. Bez tego po ludzku nie byłoby prosto. Kiedy tak na to patrzę, że to jest zaproszenie przez Niego do tego, żeby za Nim kroczyć, wędrować tam gdzie On chce iść, to jest to wielka radość, nadzieja i takie umocnienie, że niczego nie trzeba się obawiać - wyznał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

Ksiądz a media społecznościowe

2024-04-25 15:10

[ TEMATY ]

KSM

Zielona Góra

Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży

Pogadaj z Czarnym

Koło Akademickie KSM przy UZ

ks. Waldemar Kostrzewski

Katarzyna Krawcewicz

Ze studentami spotkał się ks. Waldemar Kostrzewski

Ze studentami spotkał się ks. Waldemar Kostrzewski

Gościem kwietniowego spotkania z cyklu Pogadaj z Czarnym był ks. Waldemar Kostrzewski.

24 kwietnia w sali akademika Piast (Uniwersytet Zielonogórski) odbyło się spotkanie z serii Pogadaj z Czarnym pt. „Ksiądz a media społecznościowe”. Gościem Koła Akademickiego KSM był ks. Waldemar Kostrzewski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję