Reklama

Telewizor - okno na świat czy pułapka

Niedziela Ogólnopolska 50/2008, str. 14-15

Bożena Sztajner

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. inf. Ireneusz Skubiś: - Niedawno ukazała się nowa książka Księdza Biskupa - „Telewizja w rodzinie”. Jaka myśl przyświecała wydaniu tej książki i jakie są jej zadania?

Bp Adam Lepa: - Pragnę tu serdecznie podziękować Księdzu Infułatowi, bo książka ukazała się w Bibliotece „Niedzieli”.
Dlaczego telewizja i dlaczego właśnie w rodzinie? Ponieważ telewizja, oglądana i użytkowana przez domowników, jest taką soczewką skupiającą wszystkie problemy związane z odbiorem mediów. Można nawet powiedzieć, że tak są w Polsce odbierane media w ogóle, jak odbierana jest telewizja w rodzinie. I zjawiskami, z którymi dzisiaj musimy się jakoś zmierzyć - my, duszpasterze, ale także media katolickie - jest uzależnienie od mediów. To uzależnienie jest najbardziej wyraziste w relacji człowiek - telewizja. Najwięcej jest ludzi uzależnionych od telewizji, choć teraz także od internetu, ale telewizja jest na pierwszym miejscu. Uzależnionych od mediów jest w Polsce - według szacunków - 2 mln osób. To ogromna liczba, zjawisko, które stanowi wyzwanie zwłaszcza dla duszpasterzy i światłych wychowawców, ale przede wszystkim dla rodziców. W związku z tym tytuł mojej książki: „Telewizja w rodzinie”.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego tytuł został tak sformułowany. Na podstawie wielu badań prowadzonych w Polsce i za granicą stwierdzono, że rodzina jest najlepszym środowiskiem dla wychowania do mediów - lepsza niż szkoła czy różne organizacje i stowarzyszenia. Rodzina jest w sposób wyjątkowy usposobiona do skutecznego wychowania do mediów. I dlatego książka została tak pomyślana, żeby była narzędziem, podręcznikiem w rękach rodziców, gdy chodzi o obowiązek wychowania do mediów, zwłaszcza do telewizji.

- Na czym ma polegać wychowanie w rodzinie do korzystania z telewizji?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Spis rozdziałów - cały układ książki - podpowiada, w jaki sposób powinno się wychowywać do telewizji. Najpierw trzeba mieć świadomość wpływu telewizji na człowieka. Nie tylko negatywnego, o którym najczęściej się mówi. Okazuje się, że telewizja ma wyjątkowy arsenał pozytywnych środków oddziaływania. Przeciętny odbiorca telewizji zapewne nawet nie zdaje sobie sprawy z wielkich możliwości tego medium - m.in. odbiorcy telewizji nie stawiają jej wymagań, sądząc, że zaspokaja te najbardziej podstawowe, codzienne potrzeby telewidzów. Tymczasem może ona dokonywać bardzo wiele: może zmieniać pozytywnie człowieka, może kształtować w nim hierarchię wartości, w sposób właściwy nastawiać do kultury, kształtować postawę patriotyzmu itd. Ale rodzice, którzy mają dobrze wychować człowieka, powinni zdawać sobie sprawę także z negatywnego wpływu telewizji.
W książce postanowiłem napisać o zjawiskach, o których mówi się najmniej, które są marginalizowane. Najczęściej, gdy chodzi o negatywny wpływ telewizji, mówi się o zakłamaniu, o manipulacji, o uzależnieniu od mediów. A tu występuje jeszcze wiele innych czynników, chociażby tzw. teatralizacja życia. Telewizja daje odbiorcy pozory, że jest on aktywny; całe godziny siedzi przed ekranem, ale wydaje mu się, że jest bardzo zaangażowany i nie musi już gdzie indziej działać. To, oczywiście, iluzja, takie małe oszustwo ze strony telewizji. Mamy tu do czynienia także z innymi iluzjami, m.in. telewidz odnosi wrażenie, że telewizji bardzo na nim zależy, że może zawsze liczyć na ludzi, którzy pracują w tej instytucji i którzy tworzą krąg jego przyjaciół. Spotykamy się tu ze zjawiskiem - niestety, rozumianej bardzo komercyjnie - empatii. Telewizja dzisiaj, zwłaszcza komercyjna, czyni wszystko, żeby przekonać odbiorców, że pracownicy telewizji chcą spełnić ich oczekiwania, że patrzą na wszystko ich oczami. Perswazja nie jest już zasadniczym sposobem wpływu ze strony tych ludzi, ale empatia. I dlatego telewidz odnosi wrażenie, że jest kimś bardzo ważnym dla telewizji, a ci, którzy tam pracują, szczególnie w TV komercyjnej, są bardzo wiarygodni - właśnie dlatego, że są empatyczni.
Takich zjawisk jest sporo, ale trzon publikacji stanowi charakterystyka najważniejszych postaw, które powinny być kształtowane przez wychowawców w wychowaniu do mediów, a szczególnie w wychowaniu do telewizji; jest nawet pewnego rodzaju receptura czy instrukcja, jak należy postępować, żeby te postawy w dziecku ukształtować. A chodzi tu przede wszystkim o postawę krytyczną, która opiera się na wnikliwym myśleniu, stawianiu sobie pytań. Druga, ważna postawa polega na selektywnym odbiorze telewizji: nieoglądaniu wszystkiego, jak leci, ale w sposób zgodny z celami życia ludzkiego i chrześcijańskiego, wybieraniu tego, co jest najcenniejsze. I trzecia, bardzo ważna postawa - to twórcza aktywność. Okazuje się, że ci, którzy w jakiś sposób podejmują aktywność twórczą, najlepiej odbierają media, szczególnie telewizję, i nigdy nie dadzą się od nich uzależnić. Oni potrafią krytycznie spojrzeć na media, wybierać te programy i teksty, które mogą im być najbardziej potrzebne w ich rozwoju osobowym, ale także duchowym, religijnym i moralnym.
Trzeba by dodać - i na to kładę nacisk, powołując się zresztą na świeckich autorów francuskich i włoskich - że dzisiaj nie można skutecznie wychować do telewizji bez takich elementów jak m.in. asceza, umiejętność wyrzeczenia się, panowania nad sobą. Wkraczamy już więc tutaj w dziedzinę środków religijnych. Dodajmy, że jest tu niezbędna także modlitwa, szczególnie do Ducha Świętego, żeby można było w sposób właściwy przygotować się do odbioru telewizji, ale też do właściwego wychowania do niej. I zasadniczą, główną rolę odgrywają tu, jak zawsze, rodzice. Dlatego też kiedy rodzice pytają nas, duszpasterzy, jak mają się odnosić do odbioru telewizji przez dzieci, radzimy, by o niej dużo mówić, oczywiście, sensownie. Również w trakcie oglądania telewizji - żeby dodać słowo czy zdanie, może nawet słowo krytyki lub zdanie wyjaśniające. Bo dziecku trzeba nieraz coś wytłumaczyć, żeby broń Boże bezmyślnie nie przyjmowało wszystkiego, co przekazuje telewizja. Ojciec czy matka są najlepszymi przewodnikami.
Bardzo ważna jest tutaj także sama sztuka dialogu podczas oglądania telewizji - dyskretnie, by nie przeszkadzać, ale pomagać w odbiorze właściwym poprzez podsuwanie pewnych myśli. Odkrywa się też ostatnio wartość narracji jako metody wychowania do odbioru mediów - chodzi o to, żeby uczyć dziecko opowiadania, by nie posługiwało się wyłącznie obrazami, które nabywa z telewizji, ale by budowało własne obrazy tego świata. Wszyscy wybitniejsi pedagodzy, a także psychologowie zajmujący się telewizją radzą - ba, nawet apelują do rodziców, żeby kładli nacisk na sztukę narracji. Jest ona niezwykle potrzebna, ponieważ człowiek wyraża się w tym, co sam opowiada. I wtedy żywe słowo jest bardzo ważne, bo we właściwy sposób uzupełnia obrazy.

- Książka Księdza Biskupa będzie służyć rodzicom, ale także nauczycielom, katechetom, duszpasterzom. Jak oni mają ją wykorzystać?

- Oni także są bezpośrednimi adresatami tej książki - zajmują się wychowaniem dziecka i jego nauczaniem. Wiemy, że dzisiaj obowiązkiem szkoły jest wychowanie do mediów. Nie zawsze jest ono realizowane. Ta książka jest pewnego rodzaju podręcznikiem w trudzie wychowania do mediów. Nie ulega wątpliwości, że ta dziedzina wychowania jest najtrudniejsza, ponieważ odbiór mediów przysparza najwięcej problemów. Świadczą o tym rozmowy z rodzicami, którzy nie kryją, że potrzebują tu pomocy, napisanej językiem przystępnym. Całe szczęście, że dzisiaj rodzice już zaczynają operować właściwą terminologią, np. podczas spotkania mama stwierdziła, że niestety, ma w swojej rodzinie dwóch siecioholików - mówiła o uzależnieniu od internetu. Mówi się już o telemaniakach - np. mąż po przyjściu z pracy zje obiad i od razu siada przed telewizorem. Co robić? Sądzę, że pomoc w rodzaju tej książeczki będzie przyjęta z wdzięcznością.

- Już w 1992 r. wydana została instrukcja Stolicy Apostolskiej „Aetatis novae”, w której jest sugestia, żeby Kościół bardziej wszedł w tematy związane z mediami. Wiąże się z tym „Ratio studiorum” - program nauczania dla kleryków w seminariach. Są diecezje, gdzie w kuriach istnieją wydziały, referaty ds. mediów. Księża nie zawsze jednak radzą sobie z tematem przygotowania wiernych do korzystania z tej formy przekazu. Myślę więc, że książka Księdza Biskupa będzie ważnym wkładem w ten proces.

- Ja również mam taką nadzieję. Tym bardziej że coraz częściej docierają do nas echa bezradności w tej dziedzinie. Rodzice mówią, że nie wiedzą, jak rozwiązać problemy związane z obecnością w domu telewizora czy komputera, podobnie wypowiadają się nauczyciele i wychowawcy, którym zależy na właściwym wychowaniu młodego człowieka. Dlatego należy mieć nadzieję, że ta książka przynajmniej skłoni nas do zadawania sobie bardzo ważnych pytań. Ci, którzy ich nie zadają, niestety, ulegają presji telewizji. Wiemy, że także Chrystus posługiwał się metodą stawiania pytań, co jest zastanawiające, bo przecież wszystko wiedział. Pytał jednak: „Piotrze, czy Mnie miłujesz?” (J 21, 15n) lub: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” (Mt 16, 13). Zadawał pytania, zmuszając tym do myślenia, do pogłębienia stosunku do otaczającej rzeczywistości. I dlatego tutaj, w wychowaniu do mediów, takie pytania są bardzo ważne i potrzebne.
Pragnę tu jeszcze podziękować za to, co Ksiądz Infułat czyni w tej dziedzinie poprzez „Niedzielę”. Nie przesadzę i nie jest to wyraz mojej kurtuazji, gdy stwierdzę, że ze wszystkich czasopism katolickich tygodnik „Niedziela” poświęca najwięcej uwagi mądremu wychowaniu do mediów, opartemu na bardzo jasnych, logicznych i wnikliwych pytaniach. Serdeczne dzięki w imieniu tych wszystkich, którzy korzystają z tego pisma. Życzę, żeby Ksiądz Infułat doznawał jeszcze więcej wdzięczności zarówno ze strony Czytelników „Niedzieli”, jak i tych, którym dostarczana jest pomoc w rodzaju mojej publikacji mówiącej o wychowaniu do mediów.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zwykła uczciwość

2024-04-23 12:03

Niedziela Ogólnopolska 17/2024, str. 3

[ TEMATY ]

Ks. Jarosław Grabowski

Piotr Dłubak

Ks. Jarosław Grabowski

Ks. Jarosław Grabowski

Duchowni są dziś światu w dwójnasób potrzebni. Bo ludzie stają się coraz bardziej obojętni na sprawy Boże.

Przyznam się, że coraz częściej w mojej refleksji dotyczącej kapłaństwa pojawia się gniewna irytacja. Pytam siebie: jak długo jeszcze mamy czuć się winni, bo jakaś niewielka liczba księży dopuściła się przestępstwa? Większość z nas nie tylko absolutnie nie akceptuje ich zachowań, ale też zwyczajnie cierpi na widok współbraci, którzy prowadzą podwójne życie i tym samym zdradzają swoje powołanie. Tylko czy z powodu grzechów jednostek wolno nakazywać reszcie milczenie? Mamy zaprzestać nazywania rzeczy w ewangelicznym stylu: tak, tak; nie, nie, z obawy, że komuś może się to nie spodobać? Przestać działać, by się nie narazić? Wiem, że wielu z nas, księży, stawia sobie dziś podobne pytania. To stanie pod pręgierzem za nie swoje winy jest na dłuższą metę nie do wytrzymania. Dobrze ujął to bp Edward Dajczak, który w rozmowie z red. Katarzyną Woynarowską mówi o przyczynach zmasowanej krytyki duchowieństwa, ale i o konieczności zmian w formacji przyszłych kapłanów, w relacjach między biskupami a księżmi i między księżmi a wiernymi świeckimi. „Wiele rzeczy wymaga teraz korekty” – przyznaje bp Dajczak (s. 10-13).

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Ghana: nie ma kościoła, w którym nie byłoby obrazu Bożego Miłosierdzia

2024-04-24 13:21

[ TEMATY ]

Ghana

Boże Miłosierdzie

Karol Porwich/Niedziela

Jan Paweł II odbył pielgrzymkę do Ghany, jako pierwszą na Czarny Ląd, do tej pory ludzie wspominają tę wizytę - mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News abp Henryk Jagodziński. Hierarcha został 16 kwietnia mianowany przez Papieża Franciszka nuncjuszem apostolskim w Republice Południowej Afryki i Lesotho. Dotychczas był papieskim przedstawicielem w Ghanie.

Arcybiskup Jagodziński opowiedział Radiu Watykańskiemu - Vatican News o niezwykłej wierze Ghańczyków. „Sesja parlamentu zaczyna się modlitwą, w parlamencie organizowany jest też wieczór kolęd, na który przychodzą też muzułmanie. Tutaj to się nazywa wieczorem siedmiu czytań i siedmiu pieśni bożonarodzeniowych" - relacjonuje. Hierarcha zaznacza, że mieszkańców tego kraju cechuje wielka radość wiary. „Ghańczycy we wszystkim, co robią, są religijni, to jest coś naturalnego, Bóg jest obecny w ich życiu we wszystkich jego aspektach. Ghana jest oczywiście państwem świeckim, ale to jest coś naturalnego i myślę, że moglibyśmy się od nich uczyć takiego entuzjazmu w przyjęciu Ewangelii, ale także tolerancji, ponieważ obecność Boga jest dopuszczalna i pożądana przez wszystkich" - wskazał.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję