„Nigdy nic nie wiadomo” - powtarzał Mały Książę, wyrywając wciąż cierpliwie zielone pędy baobabów… Bo przecież i dobry człowiek nosi w sobie zalążek zła, a zły odwrotnie - dobra, i nie wiadomo, który się rozwinie. Bo ponoć wady to są zalety, które się jeszcze nie rozwinęły, a jeśli się kocha, to czas się zawsze znajdzie, choćby na rozeznanie, że dobrzy są mniej dobrzy, a źli trochę lepsi. I choć żadne mojry nami nie kierują, to księgę zdarzeń mamy otwartą w połowie…
*
Bywa, że i jałowa pustynna ziemia wyda z siebie nadspodziewanie piękny i bujny owoc. Tak było z tym drzewem, o którym prawiono legendy, że pamięta czas Edenu. Rosło samotne, o dwóch rozłożystych, ogromnych konarach. Obsypywało się co i raz takim mnóstwem przepięknych owoców, że pomniejsze gałęzie gięły się do ziemi, jakby chcąc obdarować nimi najmniejszych. Jednak owe legendy ostrzegały, że jeden z konarów rodzi owoce śmiertelnie trujące, ale nikt nie wiedział który, bo niczym się nie różniły ani konary, ani liście, ani owoce. Omijano więc to drzewo z zabobonnym lękiem i sycono się owocami z innych drzew. Lecz gdy nadeszła straszna susza, większość drzew uschła razem z ogrodami i zasiewami. Tylko to jedno drzewo kusiło mnóstwem dojrzałych owoców. Ludzie zaczęli schnąć z głodu, więc coraz ich więcej przychodziło pod drzewo, ale nikt się nie odważył spróbować. W końcu jakiś starzec, któremu pozostało może parę dni życia, sięgnął po owoc i ugryzł. Popłynął złoty, pachnący sok ze smakowitego miąższu. Wszyscy wpatrywali się w starca… Ale kiedy zjadłszy jeden owoc, sięgnął po następny, to inni też wyciągnęli ręce ku gałęziom. Owoce były bardzo soczyste i sycące. A najdziwniejsze było to, że na miejsce zerwanych pojawiały się od razu nowe. Mieszkańcy kilku wiosek zaspokajali głód przy tym drzewie. W końcu zaczęto się śmiać z dziwnej legendy i swojego strachu. Teraz już byli pewni, który konar daje owoce dobre, więc ktoś poradził, żeby już na zawsze pozbyć się tego drugiego, być może rodzącego złe owoce. Zdania na ten temat były podzielone. Ludzie wierni legendzie sprzeciwiali się, ale młodzi zaczęli nawet podejrzewać, że może wszystkie owoce są dobre… Nocą paru zakapturzonych mężczyzn odrąbało ten drugi konar. Kiedy rano ludzie przyszli pod drzewo, ujrzeli, że wszystkie owoce spadły na ziemię i zaczęły się rozkładać, a drzewo uschło już na zawsze.
*
Wciąż nie jest nam objawiona tajemnica zła towarzyszącego dobru. Iluż to utopistów wymyślało cudowne sposoby na pozbycie się zła, ale gdy się do tego zabierali, tym więcej zła czynili, a dobro stawało się obłudne. W Jezusowej przypowieści o kąkolu jest mądra przestroga, że lepiej zbyt ostro nie wykrzewiać zła, bo i dobro się wypleni. To czasem tak jak z samobójcą, który tak bardzo utożsami się ze złem czy strachem w sobie, że chcąc je unicestwić, zabija sam siebie, a przecież był jedynie nosicielem tego zła, a zalążek dobra w nim czekał tylko, by go przebudzić i rozwinąć. Nigdy nic nie wiadomo… bo ostatnie słowo nie należy do nas, a więc lepiej go nasłuchiwać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu