WZielonej Górze trwał koncert muzyki rapowej, podczas którego jeden z widzów dał wyraz swojej dezaprobaty wobec niejakiego muzyka Pei. Ten natychmiast zareagował na pokazany mu środkowy palec i publicznie zwrócił się do swoich fanów z apelem o pobicie. Niestety, uczestnicy imprezy ślepo wykonali rozkaz idola, chłopak został pobity, ale na szczęście ktoś zarejestrował to aparatem telefonicznym i film wyemitowała jedna ze stacji telewizyjnych. Szkoda, że dopiero po czterech dniach policja wszczęła postępowanie. Prawdopodobnie zawiniła firma ochroniarska, która nie powiadomiła organów ścigania, oraz organizatorzy, którzy w myśl ustawy o imprezach masowych są odpowiedzialni za bezpieczeństwo widzów.
Gratulacje należą się dziennikarzom za to, że wykazując się wrażliwością, zareagowali, choć trudno nie skomentować idiotycznych wypowiedzi, w których ewentualne skazanie muzyka uznali za przysporzenie mu chwały męczennika. Jeśli muzyk prowokujący do pobicia ma ochotę się chlubić z faktu odsiedzenia w więzieniu sprawiedliwej kary, to jego sprawa. Każdy może się określać mianem męczennika, jeśli tylko ma na to ochotę. W kodeksie jest jednak wyraźnie mowa o konkretnej karze przewidzianej za taki czyn i byłoby absurdem, gdyby winni, o ile im się udowodni winę, nie ponosili kary tylko dlatego, że są osobami publicznymi. Szkoda, że nie rozumieją tego dziennikarze. Gdy sprawa nabrała już rozgłosu, Peja na stronie internetowej przeprosił za swe zachowanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu