Reklama

Zabrani w kamasze

Internowani w wojskowych obozach specjalnych w czasie stanu wojennego muszą być wyrozumiali dla władz III RP. Oficjalnie nie zostali uznani za represjonowanych, a ich wnioski o odszkodowania sądy traktują w rozmaity sposób. Jedne je przyznają, ale większość odmawia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kilkudziesięciu izolowanych jesienią 1982 r., pod pozorem ćwiczeń wojskowych, zdecydowało się wystąpić o odszkodowania. Powoływali się i wciąż powołują na tzw. ustawę lutową, która dała prawo do rekompensaty osobom internowanym.
Tyle że w przeciwieństwie do nich, działacze, których w stanie wojennym wcielono do wojska, często odchodzą z sądu z kwitkiem. Ich wnioski sędziowie traktują w bardzo różny sposób. Nie do końca jest to ich wina. - Nie mamy prawa wydać innej decyzji - tłumaczą często. Twierdzą, że są po stronie wnioskodawców moralnie, ale nie formalnie. Wszak ustawa mówi o uwięzionych w ośrodkach dla internowanych. O obozach wojskowych nie wspomina ani słowem.
Tymczasem - jak podkreśla Józef Pintera, przewodniczący Stowarzyszenia Osób Internowanych Chełminiacy 1982 - powołania na ćwiczenia były tylko pretekstem. - W rzeczywistości była to druga fala internowania. Tego ani Sejm III RP, ani sądy wciąż nie chcą przyjąć do wiadomości - ocenia.

Ze względów formalnych

Problem dotyczy ok. półtora tysiąca osób, w większości działaczy „Solidarności”. Gdy w listopadzie 1982 r. podziemie wezwało do protestów, komuniści potraktowali sprawę poważnie. Na najwyższych szczeblach władzy zapadła decyzja o wyprzedzającej je brance. Rozkazano wojewódzkim szefom SB pilnie wytypować osoby podejrzane o działalność w opozycji. Wykazy trafiły do wojskowych komend uzupełnień w całym kraju.
Pobór pod pozorem ćwiczeń pozwalał na uniknięcie przepełnienia ośrodków internowania, a władze starały się o poprawę wizerunku na forum międzynarodowym. Osadzono ich w kilku obozach, z reguły daleko od miejsca zamieszkania. Największą grupę - w Czerwonym Borze k. Łomży i Chełmnie nad Wisłą. Była ostra zima, a osadzeni mieszkali przez trzy miesiące w namiotach, barakach albo w wagonach kolejowych.
Marek W., dawny działacz „Solidarności” z Łodzi, został skierowany do Chełmna. Nie miał wątpliwości, że to represja za działalność związkową, bo w obozie byli tylko działacze „Solidarności”. Gdy zwrócił się - tak jak osoby internowane - o zadośćuczynienie od państwa, sąd odrzucił wniosek. - Brakuje decyzji o internowaniu, a to wymóg formalny, który musi być spełniony - tłumaczył sędzia. - Poza tym - ocenił - państwo, powołując rezerwistów, działało zgodnie z obowiązującą wtedy ustawą o powszechnym obowiązku obrony...
- Obowiązująca ustawa dzieli ludzi na lepszych i gorszych. Jej twórcy mieli na myśli wszystkich pokrzywdzonych w czasie stanu wojennego, a sędziowie czepiają się względów formalnych - denerwuje się Pintera.
Sędziowie oddalili m.in. wniosek Stanisława Szukały, dziś szefa słupskiej „Solidarności”, dawnego więźnia obozu w Chełmnie. - Pieniądze chciałem przeznaczyć na pomoc kolegom, którzy są w potrzebie. Wniosek był wyrazem solidarności z innymi, którzy zwrócili się o odszkodowania, ale także formą nacisku, aby uznano obozy za formę represji. Sąd nie chciał uznać tego, że było to faktyczne internowanie pod pozorem ćwiczeń, trzymał się literalnie przepisu ustawy - mówi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Niezdolni zdolni

Nie zawsze zresztą władze, powołując rezerwistów, działały zgodnie z ówczesnym prawem, jak oceniali sędziowie we wspomnianej sprawie z Łodzi. Na ćwiczenia trafiło wielu niezdolnych do wojska, takich, którzy nigdy w nim nie byli, nawet niezdolnych do niej, z widocznymi ułomnościami fizycznymi. Nie powinni się tam znaleźć nawet według standardów PRL-u.
Właśnie tak ocenił sytuację sąd w Łodzi w sprawie Piotra Karbońskiego, dawnego wiceprzewodniczącego „S” w Zakładach im. Marchlewskiego. Chorował na nadciśnienie, miał kategorię D, zwalniającą od wojska w czasie pokoju. Jednak w listopadzie 1981 r. trafił do Czerwonego Boru. - Wcześniej chciałem iść do wojska, to mnie odrzucono. Teraz nikt mnie o kategorię nie pytał - opowiada.
- Patrzyli tylko, czy mamy ręce, nogi i głowę, i dawali powołanie. Już choćby z tego powodu, że nawet nie przeszliśmy badań lekarskich, nasze powołania były bezprawne - mówi Andrzej Niedbała, inny działacz „Solidarności” z Łodzi, umieszczony w Chełmnie. - Na miejscu było budowanie przepraw na Wiśle, stawianie pól minowych na śniegu, kopanie dołów, przesłuchania i zajęcia polityczne. - Z wojskiem niewiele miało to wspólnego, było widać, że chcą nas upokorzyć - dodaje.
Obu łódzki sąd przyznał odszkodowania, ale tylko za internowanie na przełomie 1981 i 1982 r. - Sąd tłumaczył, że za pobyt w Czerwonym Borze nie może mi nic dać, bo nie ma na to paragrafu. Natomiast wziął to pod uwagę przy wymiarze odszkodowania - mówi Piotr Karboński. Nie żałuje wniosku: te 15 tys. zł uzupełni mu niewielką emeryturę.
Wiesław Wojtas, dawny działacz ze Stalowej Woli, wystąpił o odszkodowanie, choć jest człowiekiem zamożnym, ma dużą firmę. - Jest możliwość wyciągnięcia tych pieniędzy od państwa, postanowiłem to zrobić. Inaczej w Sejmie zaraz podzieliliby je między siebie - mówi półżartem. Odszkodowanie przekazał na cele społeczne.
Wojtas najpierw był „klasycznie” internowany przez pięć miesięcy, potem trzy spędził w obozie wojskowym. W jego przypadku sąd uznał inaczej niż w podobnych sprawach, że pobyt w obozie wojskowym był dalszym ciągiem internowania. Z dokumentów - stwierdził w uzasadnieniu wyroku sąd w Tarnobrzegu - „jednoznacznie wynika, że było to przedłużenie internowania dla określonych osób, i (...) potraktował to jak dalsze internowanie”.
To ważne uzasadnienie. W Polsce prawo nie ma charakteru precedensowego, ale sędziowie mogą brać pod uwagę rozstrzygnięcie w podobnych sprawach. Tak też robi sąd w Tarnobrzegu, podobnie rozstrzygając sprawy kilku innych osób. Ciekawa była prowadzona w tym sądzie sprawa Edmunda Myszki. Nie był początkowo internowany, ale wyrzucono go z pracy za organizowanie w końcu 1981 r. strajku w Miechowie, potem stale szykanowano, w końcu powołano na ćwiczenia.
- Sąd uznał wyrzucenie z pracy za dowód na to, że powołanie mnie do wojska nie było przypadkiem. Dostałem odszkodowanie, co cieszy. Ale nie o to głównie chodziło. Sąd III RP odpowiednio ocenił postępowanie komunistów i dał mi satysfakcję - mówi Myszka.

To nie było wojsko

Na ogół jednak sędziowie nie posiłkują się dowodami pośrednimi, czyli represjami stosowanymi przed lub po ćwiczeniach. W sprawie Stanisława Szukały dowodami były: wcześniejsze zatrzymanie go, przesłuchania, rewizje, próby pozyskania przez SB i dwutygodniowy areszt już po ćwiczeniach.
Nie posiłkowali się sędziowie w Elblągu, a potem w Gdańsku, rozpatrujący odwołanie w kilku sprawach zakończonych odrzuceniem wniosków o odszkodowanie. - Najpierw sąd w Elblągu uznał, że to było wojsko i nic mi się nie należy. Potem gdański sąd podzielił ten pogląd - mówi Tadeusz Szamański, dawny działacz z Elbląskiego.
Wnioski o odszkodowania za tamtą brankę wciąż można składać, choć wynik jest niepewny. Zachęca do tego Leszek Jaranowski, były więzień Czerwonego Boru, twórca ciekawego portalu poświęconego tamtym wydarzeniom. - Część osadzonych straciła zdrowie, wielu jest na rentach i emeryturach, klepią biedę, pieniądze z pewnością im się przydadzą - podkreśla. Ale chodzi także o to, żeby dać świadectwo i żeby sądy uznały pozorną brankę za formę represji. I o wywarcie presji na Sejm, by wreszcie sprawę uregulował.
Wnioskodawcom mogą pomóc wyniki śledztw wszczętych przez IPN, m.in. w Gdańsku i Białymstoku. W Gdańsku prokuratorzy zajęli się sprawą obozu w Chełmnie na początku roku. - Sprawa jest skomplikowana choćby ze względu na liczbę poszkodowanych. Jedną z kluczowych spraw jest to, czy wojsko miało prawo powoływać ich na ćwiczenia - mówi Maciej Szultz z oddziału IPN. Śledztwo potrwa najpewniej do końca roku.
W sprawie związkowców wcielonych w 1982 r. do wojska interweniowali parlamentarzyści, ale nawet ci z rządzącej PO w tym przypadku nie mają siły przebicia. Problemem jest stan państwowej kasy. Co prawda w przygotowanym projekcie nowego prawa kombatanckiego - aby objąć odszkodowaniami także represjonowanych w latach 1956-89 - nie było mowy o internowanych w obozach wojskowych, ale mogło to zostać zmienione w trakcie prac w Sejmie.
- Niestety, wybuchł kryzys i sprawa została odłożona na później, bo realizacja ustawy mogłaby kosztować nawet ponad 200 mln zł - mówi Tomasz Lis z Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Inaczej mówiąc, sprawa musi poczekać na lepsze czasy. Oby poszkodowani tego dożyli.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kraków: 14. rocznica pogrzebu pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich

2024-04-18 21:40

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

para prezydencka

Archidiecezja Krakowska

– Oni wszyscy uważali, że trzeba tam być, że trzeba pamiętać, że tę pamięć trzeba przekazywać, bo tylko wtedy będzie można budować przyszłość Polski – mówił abp Marek Jędraszewski w katedrze na Wawelu w 14. rocznicę pogrzebu pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich, którzy razem z delegacją na uroczystości 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej zginęli pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.

Nawiązując do spotkania diakona Filipa z dworzaninem królowej Kandaki, abp Marek Jędraszewski w czasie homilii zwrócił uwagę, że prawda o Chrystusie zapowiedzianym przez proroków, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, trafia do serc ludzi niekiedy odległych tradycją i kulturą. – Znajduje echo w ich sercach, znajduje odpowiedź na ich najbardziej głębokie pragnienia ducha – mówił metropolita krakowski. Odwołując się do momentu ustanowienia przez Jezusa Eucharystii, arcybiskup podkreślił, że Apostołowie w Wieczerniku usłyszeli „to czyńcie na moją pamiątkę”. – Konieczna jest pamięć o tym, co się wydarzyło – o zbawczej, paschalnej tajemnicy Chrystusa. Konieczne jest urzeczywistnianie tej pamięci właśnie w Eucharystii – mówił metropolita zaznaczając, że sama pamięć nie wystarczy, bo trzeba być „wychylonym przez nadzieję w to, co się stanie”. Tym nowym wymiarem oczekiwanym przez chrześcijan jest przyjście Mesjasza w chwale.

CZYTAJ DALEJ

Już za dziewięć dni papież Franciszek odwiedzi Wenecję

2024-04-19 12:43

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/MAURIZIO BRAMBATTI

Już za dziewięć dni papież Franciszek odwiedzi Wenecję. Okazją jest trwająca tam wystawa sztuki Biennale. Ojciec Święty odwiedzi pawilon watykański, który w tym roku znajduje się w więzieniu dla kobiet. Oczekuje się, że krótka wizyta papieża w Wenecji potrwa około pięciu godzin, obejmując między innymi Mszę św. na słynnym na całym świecie Placu św. Marka. Planowana jest również prywatna wizyta w bazylice św. Marka.

Opublikowany w Watykanie program jest następujący:

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie najemnikiem!

2024-04-19 22:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Archiwum bp Andrzeja Przybylskiego

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

21 Kwietnia 2024 r., czwarta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję