Jeden z moich serdecznych przyjaciół opowiedział mi dowcip o księdzu, który wszystkie swoje kazania mówił o spowiedzi - więc proboszcz przykazał mu solennie, aby w uroczystość św. Józefa mówił tylko o nim… Znają to Państwo? Ja nie znałem: ksiądz po wejściu na ambonę przypomniał, że św. Józef był cieślą… wyrabiał więc przedmioty z drewna… z drewna robi się też konfesjonały… zastanówmy się więc teraz, umiłowani, nad sakramentem spowiedzi! No cóż, śmieję się z tego dowcipu, a jego aluzję przyjąłem z pokorą. Bo to było do mnie: że o czymkolwiek bym pisał, zawsze skończy się na... liturgii.
Czy to prawda, nie jestem pewien. Jest jednak teraz dowód, który mnie w tej sprawie pogrąża całkowicie: właśnie opublikowałem, w formie specjalnego numeru „Christianitas”, książkę pt. „historia Mszy - przewodnik po dziejach liturgii rzymskiej”. Na tej podstawie składam niniejszym donos na siebie samego: znowu napisał o tym samym!
Mógłbym powiedzieć, że ta książka, proszę Szanownych Państwa, to jedna wielka kompromitacja: nie dość, że za gruba (ma stron ponad 400, a dzisiaj się takich dużych książek nie czyta), to jeszcze autor się w niej ukrył tak, iż z trudem można go tam znaleźć za stosami opracowań, dokumentów i w powściągliwym słowie łączącym. Może to i słuszne, skoro autor nie jest żadnym liturgistą, lecz narwanym pasjonatem? Nie słyszano, aby to, co zredagował, gdzieś uzgodnił, a poza tym jest osobą świecką. Aż tyle powodów, aby o tej książce w ogóle nie wspominać!
Ja jednak muszę, państwo wiedzą… Dzieje formowania się Mszy, od Wieczernika do „trydenckiego” mszału rzymskiego św. Piusa V zostały przedstawione bardzo skrótowo, jedynie jako konieczny wstęp do głównego tematu, którymi są perypetie Mszy we współczesności. Tu zaś mamy obraz równocześnie drobiazgowy i soczysty: krok po kroku wszystkie duszpasterskie poszukiwania i eksperymenty, które od początku XX wieku miały doprowadzić do aktywniejszego udziału wiernych we Mszy - a potem dosłownie wszystkie poruszenia w tej sprawie w trakcie Vaticanum II, wreszcie i posoborowe kolejne projekty, które doprowadziły do tego, że zamiast długowiecznej Mszy łacińskiej wyrosła - jak mówiono - „nowa Msza” ogłoszona przez Pawła VI w 1969 r. Okoliczności tej zmiany są słabo znane i zmitologizowane, więc może dobrze, że zostały nareszcie pokazane w formie, w której przemawiają fakty, dokumenty, świadkowie i eksperci?
Ktoś już zdążył mi powiedzieć, że ta lektura to pasjonująca przygoda (dziękuję) - za to ktoś inny, że zwłaszcza fragmenty o wyniszczaniu tradycji liturgicznej w latach 70. są „dotkliwie smutne”. Całość kończy się w chwili, gdy Papież Benedykt XVI wyjaśnił, że w Kościele są dwie formy liturgii, starsza i nowsza - i że obie powinny być obecne w codzienności naszych parafii.
Motto książki to zdanie Chestertona, że „tylko rzeczy stare są młode” - i fragment Psalmu odmawianego w „starym rycie” na początku każdej Mszy: „I przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który uwesela moją młodość”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu