Następnie prof. Buttiglione zajął się działalnością polityczną. Do historii przeszedł epizod z 2004 r. związany z jego kandydaturą na komisarza europejskiego ds. sprawiedliwości, wolności i bezpieczeństwa. Nie został nim ze względu na jego stanowisko w sprawie homoseksualizmu – jako katolik uważał, że homoseksualizm jest grzech, chociaż nie jest przestępstwem. Odrzucenie kandydatury włoskiego profesora było namacalnym dowodem, że katolik koherentny w swej działalności politycznej z nauczaniem Kościoła nie może zajmować ważnych stanowisk w Unii Europejskiej.
W tych dniach prof. Buttoglione udzielił wywiadu Lorenzo Bertocchi, który ukazał się na łamach dziennika „La Verità”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Na samym początku rozmowy dziennikarz pyta o komentarz do wyników niedawnego sondażu, który ujawnia, że we Włoszech, podobnie jak i wielu innych państwach, wyznaje się wiarę „a la carte”, co oznacza, że każdy wybiera z depozytu wiary to co mu pasuje, czyli tak zwane „społeczeństwo katolickie” już nie istnieje. Według prof. Buttiglione „wyrażenie ‘społeczeństwo katolickie’ kojarzy się na ogół z ideą jednorodnej przestrzeni społecznej, w której wiara jest bardziej zwyczajem społecznym biernie akceptowanym niż aktywnie przeżywanym”. W takim społeczeństwie „Kościół nie ma już przestrzeni władzy do obrony. Może jednak aktywować procesy (…) Dlatego skupia się raczej na spotkaniu z wydarzeniem życiowym, które wprawia w ruch, tworzy nową wspólnotę i nadaje sens życiu”. Słowa te odzwierciedlają idee ks. Giussaniego, założyciela ruchu Komunia i Wyzwolenie”, w którym uformował się Buttiglione. Według Giussaniego chrześcijaństwo nie jest systemem intelektualnym, zbiorem dogmatów, moralizmem, ale spotkaniem z Osobą Jezusa, historią miłości, wydarzeniem.
Następnie dziennikarz pyta o zaangażowanie katolików w politykę przypominając, że w czasach, gdy na czele Episkopatu Włoch stał kard. Camillo Ruini, katolicy byli we wszystkich partiach, ale zjednoczonych co do zasad i wartości. W odpowiedzi profesor podkreśla, że obecny pontyfikat papieża Franciszka jest mocno upolityczniony, ale Papież „uważa, że Kościół nie powinien popierać jakiejś partii katolickiej. Myśli raczej, że narody się rozpadają i że trzeba pracować nad ich odbudową”. Problem w tym, że „dzisiejsze społeczeństwo formuje narcystyczne, odizolowane, słabe osobowości, które żyją tylko dla siebie i popadają w wyobcowanie i depresję”. Natomiast przesłanie chrześcijańskie „wzywa raczej do bycia ludem”, „do myślenia o własnym dobru jako dobru obejmującym dobro innych (rodziny, przyjaciół, miasta, narodu, Europy)”. Według profesora polityka umiera „jeśli zatracona zostanie idea dobra wspólnego, walka polityczna staje się walką na śmierć i życie o samoafirmację i zniszczenie przeciwnika”.
Prof. Buttiglione uważa, że dla chrześcijan istnieje duże pole do działania w polityce, ale „zamiast partii chrześcijańskiej należy pomyśleć o uprawianiu polityki po chrześcijańsku”. „Oczywiście – dodaje profesor - musimy pamiętać, że ja i mój przeciwnik polityczny należymy do tej samej wspólnoty narodowej i że musimy szukać wspólnego dobra, w którym jest miejsce także dla drugiego, dla tych, którzy myślą inaczej niż ja”. Chrześcijanin musi bronić wartości chrześcijańskich, ale nie powinien używać „metod fałszywej polityki, która rozdziera naród (…) Chrześcijańska praktyka polityczna nie jest do pogodzenia z przyzwoleniem na kłamstwa, z systematyczną polemiczną przesadą, z przemocą słowną, z głoszeniem wojny domowej”.
Dziennikarz podejmuje też temat Synodu „o synodalności”, który odbędzie się w październiku w Watykanie, zaniepokojony, że chce on „zainicjować procesy” mające doprowadzić między innymi do diakonatu kobiet i błogosławieństwa dla par homoseksualnych. Zadaje więc pytanie, czy będzie to „wiosna” dla Kościoła, czy raczej wkradnięcie się „myśli niekatolickiej” do Łodzi Piotra? Profesor nie ma gotowej odpowiedzi na to pytanie, ale wzywa, by „stawić czoła wyzwaniu zmiany ze spokojem i bez strachu, pamiętając jednak, że prawdziwa zmiana to głębszy powrót do źródeł. Musimy na nowo odkryć sens wielkiej Tradycji Kościoła, przeciwko progresywizmowi, który rozmywa Tradycję w powierzchownej akceptacji postnowoczesności”, przestrzega jednak przed „tradycjonalizmem, który sprowadza tradycję do tego, co robiono, gdy byliśmy dziećmi. Kościół musi ‘objąć’ nowoczesność, ale by ją ocalić, a nie ‘zatonąć’ wraz z nią”.
