Reklama

Telewizor - szkodnik duchowy

Wielu chrześcijan naszpikowanych tysiącem telewizyjnych obrazów nie jest w stanie wieczorem się modlić. A poza tym - życie jest jedno. To piękny, wspaniały dar od Boga. Szkoda marnować go na seriale

Niedziela Ogólnopolska 40/2011, str. 16-17

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Może na początek historyjka. Siedząc przed szpitalnym gabinetem lekarskim, oglądałem z pacjentami kolejny odcinek „Mody na sukces”. Z ciekawości zapytałem, ile lat ten serial już się kręci, i bardzo miłe rozmówczynie powiedziały, że co najmniej 14, jeśli nie więcej. Na końcu okazało się, że był to odcinek 5460. Zaraz potem podzieliły się one swoją wiedzą o bohaterach i ich perypetiach (znały ich imiona i powiązania, kto z kim, kto przeciw komu itd.). Na słowa, że do tej pory nie oglądałem nigdy tego serialu, pocieszyły mnie, że po pół roku nieoglądania można „wskoczyć” i być na bieżąco.
Szczerze przyznam, że nie rozumiem ludzi, którzy całymi godzinami, miesiącami, a nawet latami oglądają tzw. opery mydlane. Dla mnie to zwykła strata czasu. Jako duszpasterz spotykam się z ludźmi, którzy już sygnalizują, że w czasie trwania serialu nie wolno im dzwonić do domu, bo przeszkadzają innym w śledzeniu akcji. Te „niewinne” seriale wyrządzają, niestety, wiele zła. Są znakomitym materiałem do wzajemnego poróżnienia się, a nawet więcej - przyczyniają się do rozpadu małżeństw. Żona, czekając na męża, zaczyna z nudów oglądać filmy. Akcja, oczywiście, ją wciąga, co sprawia, że gdy mąż wraca zmęczony po pracy, staje się obca, nie wolno jej przerywać, bo właśnie dzieje się coś ważnego. Mąż myśli w swojej naiwności, że jak film się skończy, to będzie można wreszcie pogadać, o coś zapytać, ale i tutaj czeka go kolejna niespodzianka. Żona po skończeniu jednego filmu przełącza telewizor na inny kanał, bo tam właśnie zaczyna się nowy, tzn. kolejny odcinek innego serialu. Sam osobiście próbowałem już godzić dwa skłócone na bazie seriali małżeństwa. Niestety, rozpadły się.

Ubóstwo duchowe, brak kreatywności

Według sondaży z końca 2010 r., w Europie jesteśmy społeczeństwem, które poświęca najwięcej czasu na siedzenie przed telewizorem. Statystyczny Kowalski ogląda TV średnio 244 min dziennie. To zasmuca. Stałą widownię stanowią renciści i emeryci. Psycholodzy mówią, że jest to konkretny problem samotności i odizolowania społecznego tej grupy ludzi. Jest więc za co uderzyć się w piersi. Nam, chrześcijanom, winno to uświadomić, że mamy zmieniać miejsca, w których żyjemy, zmieniać na lepszą coraz bardziej przerażającą samotność innych ludzi. Wszak każdy człowiek nosi w sobie potrzebę zauważenia i kochania.
Ludzie w wieku produkcyjnym (40-50 lat) choć mają na TV zdecydowanie mniej czasu, to jako potomkowie komuny nie umieją inaczej spędzać wolnego czasu jak przed telewizorem, co więcej, często zarywają noce. Tutaj psycholodzy mówią, że siedzenie przed telewizorem jest wyrazem „ubóstwa duchowego, oznaką powierzchownego życia”. Ten aspekt różni nas od podobnych zachowań w krajach Europy Zachodniej. Żeby było uczciwie, telewizja komercyjna wszędzie, niezależnie od języka, jest płytka, infantylna, pełna przemocy, erotyki, po prostu głupia. Jednym z najbardziej żenujących pomysłów są programy reality-show i talk-show. Mają one wybitnie destrukcyjne działanie. Faszerują odbiorcę nieprawdą w poznawaniu drugiego człowieka. Treści skandalizujące, brukowe, sensacyjne stwarzają w nim poczucie, że tak ma być, że tak się właśnie charakteryzuje współcześnie osobę publiczną, że się jest trendy. Tabu i prywatność są tym, co się wywleka na światło dzienne. Sprawia to, że człowiek tapla się we własnych brudach. Inni mu kibicują i cieszą się nawet z tego. Powracając do ubóstwa duchowego, charakteryzuje nas brak kreatywności. Nie mając pomysłu na wolny czas (na Zachodzie alternatywą jest sport i rekreacja), siadamy często przed telewizorem i oglądamy, co się nawinie, aby wypełnić tylko wolny czas, nieważne czym, i to jest w tym najbardziej smutne.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Przeprogramowanie mózgu

Wieloletni badacz tego zjawiska - prof. Manfred Spitzer ostrzega przed największym niebezpieczeństwem, jakie zagraża nam z ekranu telewizyjnego. Przyznam szczerze, że mało kto je sobie uświadamia. Często też bagatelizuje się je. Szkodą, jaką nam wyrządza ekran telewizyjny, jest pasywność. Polega ona na tym, że odbiorca nic nie musi robić, ma po prostu siedzieć i patrzeć. Jak twierdzi prof. Spitzer, taka postawa powoduje stopniowe, ale skuteczne przeprogramowanie mózgu. Połączenia między komórkami zamiast się rozwijać, zaczynają zanikać. To sprawia, że kreatywność konsekwentnie spada, a odbiorca pogrąża się w coraz większej bierności. Owocuje ona postawą: „Ciekaw jestem, co mi tym razem pokażesz”. Człowiek szpikowany coraz mocniejszymi wrażeniami, lawiną obrazów, które dosłownie przewalają się przez niego, głupotą wylewającą się wręcz z ekranu (bo inaczej wielu programów, dialogów, reklam nie da się nazwać), przestaje samodzielnie myśleć, dokonywać analizy itp. Odbiorca tak „wyposażony” żąda od otoczenia, aby to ono go czymś zainteresowało, choć on sam nie wie czym. Jeśli otoczenie temu nie sprosta, to życie staje się „nudne i bez sensu”. Konsekwencje tego są widoczne w wielu dziedzinach naszego życia. Zwalamy np. winę na nauczycieli, że nie umieją uczniów zainteresować tematem, ale po takiej terapii TV jest to po prostu często niemożliwe. Ludzie w kościele też się nudzą. Przyzwyczajeni do obrazu stają się głusi na kazania, bowiem mówca „tylko”, bez specjalnych efektów, mówi. Wielu chrześcijan porzuca modlitwę wieczorną, bowiem naszpikowani tysiącem obrazów, z walącym sercem i podwyższonym ciśnieniem nie są w stanie się modlić. Spora część odbiorców zasypia z telewizorem i z nim wstaje.
Kard. Martini z Mediolanu poświęcił roli mass mediów specjalny list pastoralny (1991 r.). Przedstawił w nim problematykę konsumpcji. Telewizor to „członek” rodziny, który nierzadko ma najwięcej praw w domu. Jest obecny w każdym pokoju, nawet w kuchni i sypialni. Kard. Martini przypomniał, jak powstają obrazy filmowe - wskazał na ich sugestywność - które wywołują u odbiorcy bezkrytyczną ufność. Iluż to ludzi wierzy naiwnie, powtarzając jak mantrę słowa: „Ale to mówili w telewizji”. Prof. Spitzer wskazuje na fakt niesłychanej jak dotąd wzrastającej manipulacji. Nie czytając, opieramy się tylko na przekazie TV, nie mamy punktu odniesienia. Jesteśmy idealnym materiałem do zmanipulowania, bowiem naczelną zasadą TV, jak mówi kard. Martini, jest dewiza - osiągnąć jak największą oglądalność. To powoduje, że osoby odpowiedzialne za program nierzadko zwalniają się od prawdy, etyki i jakiejkolwiek moralności. Szukając tego, co może zaszokować, pragną wzbudzić niezdrowe emocje, aby powiększyła się tylko liczba widzów. Prof. Spitzer zwraca uwagę na dorastającą młodzież i studentów, którzy z roku na rok są słabsi intelektualnie, bo nabijanie głowy licznymi, często niepotrzebnymi obrazami nie pozostaje bez wpływu. Dołączając do tego brak czytania, bo Polacy nie czytają, lecz oglądają TV, co skutecznie pustoszy nasze wnętrza.

Reklama

Telewizja uzależnia

Największą szkodę wyrządzają jednak dzieciom kreskówki. Nie dość, że stworzone są przez dorosłych, którzy mają zupełnie inny, nieadekwatny do dziecięcego odbioru sposób widzenia i rozumienia, to jeszcze pełne są maszkar, potworów i przemocy. Rodzic dla świętego spokoju włącza dziecku kreskówkę i nawet nie pomyśli, jaki „dynamit” podkłada mu przed oczy. Potem dziwi się, że dziecko się wierci, nie może usiedzieć, ma lęki i koszmary nocne itp. Kreskówki zabijają w dzieciach wyobraźnię, niszczą kreatywność, tak bardzo potrzebną dla ich rozwoju, i przenoszą je w świat wirtualny, którego nie odróżniają od rzeczywistego. Dalej profesor twierdzi, iż myli się ten, kto na podstawie TV chce się wyedukować. Nic z tych rzeczy. Wiedza, którą zdobywamy, jest płytka i powierzchowna. Odbiór sugestywny sprawia, że na dany temat coś wiemy. To stąd m.in. biorą się nasze płytkie - infantylne codzienne rozmowy na „każdy” temat. Jesteśmy specjalistami od każdego zagadnienia. Odbiór pasywny, którego sobie nie uświadamiamy, sprawia, że do słów i zwrotów, jakie padają z ekranu, często się odwołujemy. W ten sposób ubożeje nasze słownictwo, karłowacieje język ojczysty.
O TV mówi się, że charakteryzuje ją tzw. dysfunkcja narkotyzująca. Polega ona na tym, że się od niej uzależniamy. Wielu współczesnych nam ludzi nie potrafi żyć bez TV, nie wyobraża sobie świata bez niej, i swoje życie jej podporządkowuje. Sprzyja to powstawaniu sztucznych i powierzchownych kontaktów. Wszędobylskie reklamy nie tylko irytują, ale wzbudzają w odbiorcy sztuczny głód posiadania: „Muszę to mieć, aby się pochwalić przed innymi, zaszpanować, pokazać, że jestem szybszy i lepszy”. Kiedy nie mogę tego mieć, to staję się sfrustrowaną ofiarą, a stąd tylko krok do agresji. Owa dysfunkcja narkotyzująca utrwala konsumpcyjny styl życia. Iluż to ludzi bierze telewizory do szpitali. To nie jest jeszcze problem. Prawdziwym problemem jest nieumiejętność dozowania. Nie umiem inaczej korzystać z telewizora, więc „katuję” nim sąsiada pacjenta, który się denerwuje, bo telewizor nadaje od rana do późna w nocy. Jeszcze innym problemem jest poziom i język debat, wzajemnych dyskusji - ile tam obrażania innych, braku odpowiedzialności za słowo. Iluż to ludzi skarżyło mi się, że nie mogą oglądać TV, bo się za bardzo denerwują. Nasz świat polityki jest naprawdę mierny, żeby nie użyć bardziej dosadnych słów. Ja wówczas radzę rozmówcy, aby nie oglądał TV, i tutaj spotyka mnie zaskoczenie. Wielokrotnie słyszę słowa: „Ależ proszę księdza, ja bez TV nie mogę żyć!”.
Tak czy owak bezkrytyczne oglądanie TV pozbawiło wielu z nas umiejętności dokonywania wyborów, samodzielnego myślenia i krytycyzmu.

Życie płaskie jak ekran

Życie jest jedno, jest to piękny wspaniały dar od Boga, szkoda marnować go na seriale czy inne, pozostawiające wiele do życzenia programy. Telewizja jest jednym z tych środków, który przy nieumiejętnym korzystaniu niszczy nasze życie duchowe. Staje się ono płaskie jak ekran odbiornika i płytkie jak papka, którą się oferuje. Ileż przez to zaniedbanych modlitw, nieprzeczytanych książek, z Pismem Świętym na czele, zaniedbanych odwiedzin bliźniego, poniechanego dobra, pomocy drugiemu, zniszczonych wartości i rozłożonej moralności. TV to złodziej czasu, prowokator kłótni (praca leży odłogiem), to nauczyciel lenistwa, zarówno tego duchowego, jak i rodzinnego. Człowiek płaci zbyt wielką cenę, a życie ma tylko jedno.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ilu jest katolików w Polsce? – analiza danych ze spisu powszechnego

2024-04-17 18:24

[ TEMATY ]

Katolik

Narodowy Spis Powszechny

Bożena Sztajner/Niedziela

Ilu katolików jest w Polsce? Kim są osoby, które w ramach Narodowego Spisu Powszechnego w 2021 r. odmówiły odpowiedzi na pytanie o przynależność wyznaniową? - tym m.in. tematom poświęcone było spotkanie, które odbyło się dziś w siedzibie Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w Warszawie. Prof. Krzysztof Koseła i prof. Mirosława Grabowska zaprezentowali analizy danych dotyczących przynależności wyznaniowej Narodowego Spisu Powszechnego z 2021. W najbliższym czasie opublikowany zostanie raport na ten temat.

Prof. Koseła i prof. Grabowska przypomnieli, że wyniki spisu z 2021 r. opublikowane zostały w 2023 r. Przynależność do wyznania rzymskokatolickiego zadeklarowało 27121331 osób z ogółu 38 mln. Polaków. Bezwyznaniowość zadeklarowało 2 611506 osób, natomiast aż 7807553 osoby odmówiły odpowiedzi na pytanie o wyznanie.

CZYTAJ DALEJ

Święty ostatniej godziny

Niedziela przemyska 15/2013, str. 8

[ TEMATY ]

święty

pl.wikipedia.org

Nawiedzając pewnego dnia przemyski kościół Ojców Franciszkanów byłem świadkiem niecodziennej sytuacji: przy jednym z bocznych ołtarzy, wśród rozłożonych książek, klęczy młoda dziewczyna. Spogląda w górę ołtarza, jednocześnie pilnie coś notując w swoim kajeciku. Pomyślałem, że to pewnie studentka jednej z artystycznych uczelni odbywa swoją praktykę w tutejszym kościele. Wszak franciszkański kościół, dzisiaj mocno już wiekowy i „nadgryziony” zębem czasu, to doskonałe miejsce dla kontemplowania piękna sztuki sakralnej; wymarzone miejsce dla przyszłych artystów, ale także i miłośników sztuki sakralnej. Kiedy podszedłem bliżej ołtarza zobaczyłem, że dziewczyna wpatruje się w jeden obraz górnej kondygnacji ołtarzowej, na którym przedstawiono rzymskiego żołnierza trzymającego w górze krucyfiks. Dziewczyna jednak, choć później dowiedziałem się, że istotnie była studentką (choć nie artystycznej uczelni) wbrew moim przypuszczeniom nie malowała tego obrazu, ona modliła się do świętego, który widniał na nim. Jednocześnie w przerwach modlitewnej kontemplacji zawzięcie wertowała kolejne stronice opasłego podręcznika. Zdziwiony nieco sytuacją spojrzałem w górę: to św. Ekspedyt - poinformowała mnie moja rozmówczyni; niewielki obraz przedstawia świętego, raczej rzadko spotykanego świętego, a dam głowę, że wśród większości młodych (i chyba nie tylko) ludzi zupełnie nieznanego... Popularność zdobywa w ostatnich stu latach wśród włoskich studentów, ale - jak widać - i w Polsce. Znany jest szczególnie w Ameryce Łacińskiej a i ponoć aktorzy wzywają jego pomocy, kiedy odczuwają tremę...

CZYTAJ DALEJ

„Każdy próg ghetta będzie twierdzą” – 81 lat temu wybuchło powstanie w getcie warszawskim

2024-04-19 07:33

[ TEMATY ]

powstanie w getcie

domena publiczna Yad Vashem, IPN, ZIH

19 kwietnia 1943 r., w getcie warszawskim rozpoczęło się powstanie, które przeszło do historii jako największy akt zbrojnego sprzeciwu wobec Holokaustu. Kronikarz getta Emanuel Ringelblum pisał o walce motywowanej honorem, który nakazywał Żydom nie dać się „prowadzić bezwolnie na rzeź”.

„Była wśród nas wielka radość, wśród żydowskich bojowników. Nagle stał się cud, oto wielcy niemieccy +bohaterowie+ wycofali się w ogromnej panice w obliczu żydowskich granatów i bomb” – zeznawała podczas słynnego procesu Adolfa Eichmanna, jednego z architektów Holokaustu, Cywia Lubetkin ps. Celina. W kwietniu 1943 r. należała do dowództwa Żydowskiej Organizacji Bojowej, jednej z dwóch formacji zbrojnych żydowskiego podziemia w getcie. Zrzeszeni w nich konspiratorzy podjęli decyzję o podjęciu walki, której najważniejszym celem miała być „śmierć na własnych warunkach”. Tym samym odrzucili dominujące wcześniej przekonanie, że tylko stosowanie się do poleceń okupantów może uratować choćby część społeczności żydowskiej w okupowanej Polsce. W połowie 1942 r. było już jasne, że założeniem działań III Rzeszy jest doprowadzenie do eksterminacji narodu żydowskiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję