O 11.55 napięcie sięga zenitu. Na monitorze pojawia się czołówka programu. - Idziecie - mówi wydawca do prowadzących
Niedziela, godzina 11.55. Studio 2 w Bloku F Telewizji Polskiej na ulicy Woronicza. Właśnie stąd rozpoczyna się emisja magazynu Między ziemią a niebem, jednego z siedmiu w ramówce Redakcji Programów Katolickich TVP. Scenografia jest już gotowa o 10.00. W przylegającej do studia kawiarence siedzą przy kawie autorzy i prowadzący magazyn. Razem z wydawcą omawiają jeszcze koncepcję programu, tematy rozmów, kwestie techniczne.
Dziś temat magazynu brzmi: Kościół a wybory. Zaproszeni goście to: ks. Jan Sikorski i prof. Jadwiga Staniszkis. - Zawsze zapraszamy przynajmniej dwóch. - Dzięki temu, gdyby ktoś nie przybył, co już się zdarzało, zawsze pozostaje nam drugi - mówi Agnieszka Wielgus-Onyszczuk, wydawca programu.
Bez dziur na antenie
Wydawca jest tu najważniejszy. To ktoś w rodzaju reżysera. Odpowiada za całość programu. - To jest program na żywo i wszystko się tu może zdarzyć. Np. zerwie się łącze z Castel Gandolfo podczas transmisji modlitwy Anioł Pański. Moją rolą jest wtedy podjęcie błyskawicznej decyzji, co dajemy w zamian. Bo przecież na antenie nie może być dziury - tłumaczy Wielgus-Onyszczuk. Przed nią, na stoliku, leży kartka z rozpisanym dokładnie, co do sekundy, scenariuszem programu. Każdy materiał, relacja, komentarz, rozmowa, ma swoje miejsce w scenariuszu i ściśle określony, nieprzekraczalny czas emisji. Jedynie transmisja modlitwy Anioł Pański może się przedłużyć o przewidziane w scenariuszu 15 minut.
Autorem scenariusza jest redaktor Witold Kołodziejski, który wraz z Iwoną Schymallą, prowadzi program. - O scenariuszu zaczynam myśleć już w niedzielę, tuż po wyjściu ze studia. W programie chcemy analizować rzeczywistość, która nas otacza, z punktu widzenia Kościoła. Staramy się być niestandardowi, tzn. powiedzieć coś, czego w innych programach nie mówią - podkreśla Kołodziejski. Dodaje, że podejmowane w programie tematy zawsze są trudne. Bo łatwe nie są atrakcyjne.
Zbliża się 11.00. Najwyższa pora na próby. Dzięki temu, już na żywo, można uniknąć tremy. - Chociaż wchodzenie na antenę, nie tylko zresztą na żywo, zawsze wiąże się ze stresem. Na żywo oczywiście ten stres jest większy, ale też i większa mobilizacja. Dzięki temu wszystko się robi sprawniej, szybciej - wyjaśnia Kołodziejski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dobrze wyglądać na ekranie
Do telewizji przyjechała już prof. Staniszkis. Jest częstym gościem w różnych programach i wie, że pierwsze kroki musi skierować do charakteryzatorni. W obszernym pomieszczeniu uwija się Krystyna Masłowska, charakteryzatorka. - Dbam o to, żeby na ekranie człowiek nie wyglądał gorzej niż w naturze - mówi.
Po prof. Staniszkis nie widać tremy. - Występowanie na żywo stwarza dodatkowe napięcie, które bardzo mobilizuje podczas rozmowy. Zresztą, kiedy o czymś dyskutuję, bardzo często zapominam, że to się dzieje w telewizji - wyjaśnia.
Czyta z promptera
Jest 11.30. Napięcie wyraźnie wzrasta. Obsługa techniczna przypina prowadzącym i gościom mikrofony, kamerzyści stoją już na swoich stanowiskach za kamerami, wydawca udziela ostatnich wskazówek. Program będą pokazywały cztery kamery, w tym jedna na specjalnym wysięgniku. Jedna kamera to tzw. prompter. Dzięki niemu dziennikarz przedstawiający serwis informacyjny nie musi czytać wiadomości z kartek, ale czyta je wprost z kamery, cały czas patrząc widzowi prosto w oczy.
Wychodzę ze studia, idę na górę, do reżyserki. Tutaj, za ogromną konsoletą z mnóstwem tajemniczych przycisków i pokręteł siedzą już wydawca, realizator oraz jego pomocnik. Przed sobą mają kilkanaście monitorów, z których każdy pokazuje coś innego: obrazy z każdej kamery w studio, aktualną sytuację w Castel Gandolfo, dziennikarza, który będzie nadawał relację z Częstochowy i oczywiście to, co obecnie jest na antenie programu I. Osobny monitor pokazuje nawet tekst, który na dole, na prompterze, widzi czytający wiadomości. Można dostać oczopląsu.
Osoby w reżyserce mają oczywiście bezpośredni kontakt z prowadzącymi w studio. - Witku, przestań kasłać - krzyczy na dwie minuty przed wejściem na antenę do red. Kołodziejskiego wydawca. Przed chwilą bowiem w reżyserce rozległ się donośny kaszel prowadzącego. Tutaj widać i słychać wszystko.
11.55. Napięcie sięga zenitu. Na monitorze pokazującym to, co aktualnie oglądają widzowie pojawia się czołówka programu. - Idziecie - mówi wydawca do prowadzących. Witold Kołodziejski i Iwona Schymalla robią parę kroków do przodu i witają się z widzami. Przedstawiają temat programu oraz gości. Następnie wywołują Częstochowę, gdzie właśnie odbywa się Pielgrzymka Ludzi Pracy. O tym wydarzeniu opowiada reporter Grzegorz Sopniewski. W scenariuszu ma na to minutę, a mówi już dużo dłużej. Powoduje to zdenerwowanie w reżyserce, bo na innym monitorze już widać, że dosłownie za chwilę Benedykt XVI rozpocznie Anioł Pański. A ta transmisja nie może wystartować z opóźnieniem. Reporter w Częstochowie, ponaglany z reżyserki, wreszcie kończy i realizator natychmiast przenosi widzów do studia, gdzie Iwona Schymalla przedstawia komentującego Anioł Pański o. Krzysztofa Ołdakowskiego. Krótka rozmowa i już rozpoczyna się transmisja z Castel Gandolfo.
Dla wszystkich to chwila wytchnienia. Z wyjątkiem o. Ołdakowskiego, który musi uważać, aby możliwie najbardziej precyzyjnie tłumaczyć widzom słowa Ojca Świętego. Nad tym, aby głos, zarówno Papieża, jak i tłumacza, był odpowiednio słyszalny, czuwa w pomieszczeniu obok reżyserki realizator dźwięku.
Tylko durny do urny?
Po transmisji i jeszcze jednym łączeniu z Częstochową rozpoczyna się rozmowa w studio. Na dole ekranu emitowane są głosy widzów, którzy wypowiedzieli się na temat Kościół i wybory za pośrednictwem internetowego czatu. Głosy widzów są różne, czasem bardzo kontrowersyjne. Np. dzisiaj ktoś napisał „Tylko durny idzie do urny”. Dyskusja w studio ma dwie części przedzielone serwisem przedstawiającym aktualne wydarzenia z życia Kościoła. Jadwiga Staniszkis mówi barwnie, ale stanowczo za długo. Zwraca na to uwagę wydawca programu. - Niech ksiądz się jeszcze wypowie, w końcu tematem jest Kościół a polityka - mówi do prowadzących Wielgus-Onyszczuk. I rzeczywiście, za chwilę Witold Kołodziejski pyta ks. Sikorskiego, czy tylko durny idzie do urny. Ks. Sikorski odpowiada, że udział w wyborach to obowiązek.
Program powoli dobiega końca. Kończy się dyskusja w studio. Prowadzący żegnają się z widzami.
Goście wychodzą ze studia. Ks. Sikorski, uśmiechnięty, nie wygląda na przejętego występem w telewizji. - Ufam, że Duch Święty mnie zawsze natchnie, co mam mówić - twierdzi ks. Sikorski.