Helena Rykaczewska: - Zaledwie kilka lat po złożeniu wieczystych ślubów zakonnych podjęła Siostra decyzję o służbie Bogu w zagranicznej prowincji zakonu. Dlaczego wybrała Siostra Norwegię?
S. Blanka Dawidowska: - Powołanie wzrastało we mnie od najmłodszych lat. Dorastałam w kaszubskiej rodzinie, rodzice wychowywali nas w duchu religijnym i przygotowywali do samodzielności zgodnie z Dekalogiem, co zaowocowało podjęciem tej odważnej wówczas decyzji o wyjeździe. Propozycja ta wyszła od przełożonych zakonu prowincji toruńskiej. Rodzice również wyrazili zgodę na wyjazd. W latach sześćdziesiątych XX wieku nie było to jednak proste. Starałam się trzy lata, cztery razy otrzymywałam odpowiedź odmowną, jednak nie rezygnowałam. W chwili wręczania paszportu i udzielania przestróg dotyczących zachowania się za granicą, płakałam z radości i zmęczenia.
- Czy pamięta Siostra pierwsze dni po wyjeździe z kraju?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Byłam radosna, dziękowałam Bogu. Jak wielu młodych ludzi, chciałam poznać świat, ale przez pryzmat habitu. Posługiwanie ludziom na obcej ziemi wśród elżbietanek było moim marzeniem. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z bariery językowej; znałam tylko język polski, ze szkoły język rosyjski i kilka słów po niemiecku. Ponadto okazało się, że mój stan zdrowia nie jest najlepszy, ale nie będzie stanowił przeszkody. Leczenie zagwarantowano mi w Norwegii. Po długiej podróży pod wskazanym adresem w Oslo przywitały mnie po polsku siostry elżbietanki.
- Jakie zadania poprzedzające pracę w prowincji norweskiej stanęły wówczas przed Siostrą?
- Priorytetową sprawą stało się przyswojenie języka. Ukończyłam państwowy kurs języka norweskiego dla obcokrajowców.
Potem zdałam egzamin z pielęgniarstwa. W Polsce, mimo że pracowałam przy chorych, uniemożliwiono mi zdanie takiego egzaminu, przeszkodą był habit. W Norwegii egzamin zdałam i otrzymałam dyplom wydany przez Królestwo Norwegii.
Zapoznałam się również z organizacją naszej prowincji i domami zakonnymi. Te miejsca rozsiane są wzdłuż kraju - na fiordach, poza Narwikiem, aż po Przylądek Północny.
Reklama
- Co złożyło się na 37 lat posługi w kraju, który stał się drugą ojczyzną Siostry?
- W Oslo przebywałam 5 lat. Posługiwałam w domach opieki ludziom starszym i przewlekle chorym. W Trondheim, w środkowej Norwegii, przez 9 lat pracowałam w szpitalu zakonnym dla ludzi świeckich na oddziale chirurgicznym. Ze względu na brak personelu zakonnego szpital sprzedano państwu. Przeniesiono mnie do nowo wybudowanego domu opieki dla sióstr zakonnych w Lillestrřm. Tam pracowałam przez 10 lat do czasu sprzedania domu, który państwo przeznaczyło na klinikę dla narkomanów. Kolejną placówką było Tromsö na północy kraju. Pracowałam tam w kuchni, gdyż byłam jedną z młodszych i silniejszych sióstr, powierzono mi również obowiązki przełożonej. Sprawowałyśmy opiekę administracyjną w nowo wybudowanym przez siostry Domu Rencistów dla świeckich oraz prowadziłyśmy Dom Noclegowy dla turystów i innych gości. Tromsö to miasto turystyczne i uniwersyteckie, więc dom noclegowy ma rację bytu. Później był Hammerfest, miejscowość położona niedaleko Przylądka Północnego. Tam opiekowałyśmy się kościołem. Ze względu na małą liczbę sióstr, przez ponad 12 lat byłam przełożoną dwóch domów zakonnych: w Tromsö i Hammerfest. Mieszkałam w Tromsö, a kilka razy w roku wizytowałam Hammerfest. Posługiwałam się komunikacją telefoniczną i internetową. Te placówki są pięknie położone na fiordach w otoczeniu surowej, północnej przyrody. Od połowy maja do połowy lipca białe noce są atrakcją dla turystów.
Ostatnia kapituła prowincji norweskiej sióstr elżbietanek powierzyła mi obowiązki wikarii i znów podejmę pracę w Oslo.
- Jaka jest w tym protestanckim kraju sytuacja katolików i sprawa powołań zakonnych?
- W Norwegii katolicy stanowią niewielki procent społeczeństwa. Protestanci nie przeszkadzają katolikom w praktykach religijnych, są bardzo tolerancyjni. Przy każdym naszym domu zakonnym jest kościół lub kaplica publiczna. Kapłani katoliccy odprawiają nabożeństwa. Frekwencja wygląda różnie, np. w Oslo katedra wypełniona jest wiernymi, natomiast w Tromsö w kościele katolickim są Afrykanie i Azjaci, mało jest Europejczyków. W Norwegii nie ma wielu powołań zakonnych. 37 lat temu, gdy zaczęłam posługiwanie, w prowincji były 92 siostry różnych narodowości. Obecnie jest ich 20: przede wszystkim Polki, Norweżki i jedna Czeszka. Trzeba być mocnym duchowo i fizycznie oraz - jak mówi Benedykt XVI - „trwać mocno w wierze”.
- Czy w Norwegii są miejsca kultu religijnego wsławione cudami?
- Nie ma tu kultu męczenników. Pamięć króla Olafa, który za wprowadzenie chrześcijaństwa do Norwegii został ścięty w 1000 r., Norwedzy czczą w nieco inny sposób. W Stiklestad 29 lipca odbywa się spektakl o jego śmierci. Widowisko to cieszy się popularnością wśród protestantów i katolików. Miejscem wypoczynku i modlitwy jest natomiast Mariaholm k. Oslo.
- Skąd czerpie Siostra siłę i wytrwałość, jak regeneruje siły duchowe?
- Najbardziej regeneruję się w Polsce, gdy w czasie nabożeństw widzę kościoły wypełnione wiernymi. Wówczas słyszę i odczuwam modlitwę rodaków. Chętnie uczestniczę w konferencjach i nabożeństwach rekolekcyjnych. W początkowym okresie pobytu w Norwegii mogłam przyjeżdżać do Polski co trzy lata. Później zgodnie z regulaminem przyjeżdżałam co dwa lata, a obecnie raz w roku. Tu wzmacniałam się duchowo, by tam dobrze służyć Bogu. Sprawę zakończenia misji pozostawiam Bogu. Kiedy sytuacja w Norwegii postawi mnie przed koniecznością opuszczenia tego kraju, wrócę do prowincji toruńskiej sióstr elżbietanek.